Warszawski świt
Warszawski świt przywitał wczoraj Donalda Tuska i Hannę Gronkiewicz Waltz półgębkiem, zapowiadając zwycięstwo, które nie jest triumfem i w zasadzie można je mierzyć głównie miarą porażki PiS. Ale kto organizuje zryw pod znakiem Powstania Warszawskiego, chyba nie odrobił lekcji historii i zapomniał, jaki wtedy był wynik. Ważniejsze, że akcja referendalna ujawniła w spektakularny sposób proces, który w Warszawie trwa o wiele dłużej, niż wrzawa wokół odwołania HGW. To ciekawy, złożony i pełen sprzeczności proces tworzenia tożsamości miasta. Z jednej strony warszawiacy zaczynają odkrywać siebie i znaczenie przestrzeni, w jakiej żyją. Z drugiej strony widać wyraźnie, że Warszawa wkroczyła w kolejny etap integracji ze światową siecią metropolii.
Wiele wskaźników pokazuje, że globalny kapitał, nie patrząc na wyniki wyborów dokonywanych przez samych warszawiaków zdecydował, że Warszawa ma pełnić funkcję już nie tylko metropolii-bramy do gospodarki polskiej, lecz być interfejsem z całym regionem środkowoeuropejskim. Tak chce obecnie Chińska Partia Komunistyczna i tak chcą inwestorzy – najlepszym miernikiem rozwój powierzchni biurowej. Mimo kryzysu rozwijają stare i nowe dzielnice biznesu, dostępna powierzchnia przekroczyła 4 mln m.kw., odsadziliśmy Bratysławę, Budapeszt i Pragę i wkroczyliśmy w etap bezpośredniej konkurencji z Lizboną i Dublinem. Zgodnie z analizami Globalization and World Cities (najnowsze za 2010), Warszawa więcej waży w światowej sieci metropolitalnej, niż Berlin. Ba, z PKB per capita na poziomie 180% unijnej średniej jest od Berlina (w tym wymiarze) po prostu bogatsza.
Trudno w to uwierzyć, Berlin pełni jednak głównie rolę metropolii kulturalnej i politycznej, gospodarczo rozwija się słabo – po zjednoczeniu nigdy nie odzyskał dawnej świetności. Warszawa, przy wszystkich niedostatkach infrastruktury i oferty kulturalnej, niższej jakości życia ma ważniejsze miejsce na gospodarczej mapie świata. Zasługa warszawiaków tu stosunkowo niewielka, pisałem nieco o tym we wpisie omawiającym debatę o warszawskiej tożsamości. A jeszcze więcej już jutro, w specjalnym raporcie o Warszawie, jaki publikujemy w „Polityce”. Próbujemy w nim zrozumieć miasto, które kształtowane w dużej mierze przez siły zewnętrzne, jak globalny kapitał próbuje określić swoją oryginalną tożsamość i tu kluczowym czynnikiem jest trwające już od kilku lat ponowoczesne powstanie warszawskie, czyli proces budzenia się świadomości i energii społecznej mieszkańców.
Referendum, niezależnie kto jakie w nim i wobec niego zajął stanowisko, było punktem przełomowym – stało się wielkim sprawdzam dla sił próbujących grać Warszawą. Przegrał PiS, przegrała Platforma, przegrał także burmistrz Ursynowa Piotr Guział – znamienne, że w jego dzielnicy frekwencja okazała się najmniejsza: mieszkańcy nie podzielili jego osobistych frustracji i urazów. Rok, jaki pozostał do wyborów samorządowych to dobra okazja, by sprawdzić czy HGW oraz inni, którzy będą starać się o władzę w stolicy odrobią lekcję i dostrzegą, że Warszawa i warszawiacy się zmienili. Największa sztuka polegać będzie na zrozumieniu, na czym ta zmiana polega, żeby dobrze ważyć sprzeczne często interesy różnych grup społecznych.
Większość komentatorów zwraca uwagę, że warszawski ratusz musi uważniej słuchać mieszkańców, zdemokratyzować procedury podejmowania decyzji – postulat słuszny, jeden z nim jednak problem w realnej warszawskiej i polskiej strukturze społecznej, której cechą jest niski poziom zaangażowania. W takiej sytuacji narzędzia demokratyczne łatwo mogą stać się wytrychem w rękach zaangażowanych i lepiej zorganizowanych lub bardziej kompetentnych. Klasycznym przykładem akcja „ratujmy maluchy!”. Pytanie, jak włączyć do debaty o mieście milczącą większość – ludzie kultury, hipsterzy, klasa średnia upomną się sami o swoje.
Najprawdopodobniej nie pozostaje nic innego, niż idea którą od lat promuje Krzysztof Herbst polegająca na wspieraniu aktywności na najniższym, osiedlowym, a nawet jeszcze mniejszym, kwartałowym poziomie organizacji: potrzebujemy świetlic, miejsc spotkań – podstawowej infrastruktury obywatelskiej, gdzie mieszkańcy będą mogli spotkać się u siebie i jednocześnie w przestrzeni publicznej. Tak tworzy się polis, takich miejsc ciągle brakuje – ludzie „spotykają się” w centrach handlowych i supermarketach. Podobnie, jak brakuje świąt i rytuałów cementujących lokalne wspólnoty. To są tematy, którymi nie zajmie się ani globalny kapitał, ani hałaśliwe partie polityczne. Od tych tematów zależy jednak demokratyzacja i demokracja sama, rozumiana jako sposób na życie razem różnych ludzi o sprzecznych często interesach, poglądach i opiniach.
Od jutra zapraszam do serwisu portretymiast.blog.polityka.pl, w którym wraz z innymi autorami pisać będziemy o miastach i ich życiu.