Zielony ład: polityka i termodynamika

Krytyka Zielonego Ładu stała się ulubionym sportem w Europie przed zbliżającymi się wyborami do Parlamentu Europejskiego. Chińczycy zacierają ręce.

Krytycy Europejskiego Zielonego Ładu lubią mówić, że wyraża się w nim europejska naiwność i idealizm. Ba, jest wręcz wyrazem nowej religii ekologizmu, jaka ma wypełnić pustkę po chrześcijaństwie – przekonują przedstawiciele polskiej prawicy. W rezultacie Europa utraci nie tylko tożsamość duchową, ale i pozbawi się konkurencyjności, bo proekologiczne normy zwiększają koszty funkcjonowania gospodarki. Na co z kolei czekają Chiny niezajmujące się takimi bzdurami.

Chińska strategia

Zwolennikom takich tez polecam artykuł Jacoba Dreyera opublikowany w „New York Timesie”. Autor przekonuje, że długofalowa strategia Chin jest jednoznaczna – osiągnąć neutralność klimatyczną, budując przy okazji globalną dominację w nowej, zielonej gospodarce. Strategię tę Chiny realizują po swojemu, wykorzystując protekcjonistyczną politykę Stanów Zjednoczonych i Europy.

Skoro coraz trudniej sprzedawać na zachodnich rynkach, można zwiększać aktywność na innych kontynentach, których mieszkańcy także wypatrują paneli fotowoltaicznych, turbin wiatrowych i innych rozwiązań pomagających zmagać się z konsekwencjami kryzysu klimatycznego, ale i po prostu rozwiązywać problem dostępu do energii i innych zasobów niezbędnych do codziennego życia.

Konieczność, nie fantazja

Nie ma znaczenia, czy intencje Chińczyków są szczere – na pewno mają racjonalne podstawy. Już od wielu lat konsekwencje destrukcji ekologicznej potęgowanej obecnie skutkami zmian klimatycznych kosztują Chiny punkty procentowe utraconego dochodu narodowego. Poza tym poza węglem nie mają Chiny innych zasobów energetycznych. Rozwiązaniem obu problemów jest transformacja gospodarki w kierunku „zielonym”.

W takiej samej sytuacji jest Europa i już na początku tego stulecia formułowana, na długo przed Europejskim Zielonym Ładem, polityka klimatyczno-energetyczna miała spełnić podobne cele, jakie zdaniem Dreyera ma spełnić chińska strategia. Czyli pomóc rozwiązać problemy ekologiczne, jednocześnie uruchamiając gospodarczą transformację w oparciu o technologie, w jakich jeszcze wtedy Unia Europejska (a dokładnie część tworzących ją państw) miała dominującą pozycję na świecie.

Fiasko Kopenhagi

Ten plan wykoleił się podczas Szczytu Klimatycznego w 2009 r. w Kopenhadze. Zaczął się kryzys finansowy, UE przeszarżowała, zbyt arogancko proponując tekst porozumienia wieńczącego negocjacje, ruskie trole wspomagane przez rzesze klimatycznych negacjonistów rozpowszechniały fałszywki mające przekonać, że globalne ocieplenie to globalna ściema. W końcu Chiny wraz z innymi krajami BRICS postanowiły pokazać, że czas hegemonii Zachodu się zakończył.

Nie zakończyły się jednak problemy wynikające z kryzysu klimatycznego i, szerzej, ekologicznego. Od tamtego czasu udało się już ludzkiej społeczności przekroczyć sześć z dziewięciu granic planetarnych. To wymiary przestrzeni ekologicznej, takie jak stan klimatu, zakwaszenia oceanów, bioróżnorodności – ich przekroczenie oznacza wejście na teren ryzyka katastrofy, jaką będzie uruchomienie nieodwracalnych zmian w globalnym ekosystemie, co w konsekwencji może zagrozić podstawom życia.

Droga Europejskiego Zielonego Ładu

Drogę do Europejskiego Zielonego Ładu otworzyły wybory do Parlamentu Europejskiego w 2019 r. Piszę o tym więcej w tygodniku „Polityka”. I wyjaśniam, czym Ład jest, a czym nie. Przypominam przy okazji, że odwołać się go nie da, bo jego wyrazem jest dziś szereg unijnych aktów prawnych przyjętych w drodze negocjacji między państwami należącymi do UE, europarlamentem i Komisją Europejską. Prawo to obowiązuje państwa członkowskie i łatwo nie da się go zmienić.

To nie Bruksela narzuciła Polsce, Czechom lub Słowakom Prawo o klimacie, pakiet Gotowi na 55 czy regulacje dotyczące rolnictwa. I celem tych rozstrzygnięć nie jest jedynie osiągnięcie neutralności klimatycznej, ale także zielona modernizacja. Wybuch pełnoskalowej wojny w Ukrainie tylko wzmocnił argumenty na rzecz EZŁ, pokazując, jak zabójcze jest uzależnienie od importu nośników energii. Europa, podobnie jak Chiny, jeśli chce zachować zdolność rozwoju w długiej perspektywie, musi uniezależnić się w maksymalnym stopniu od wykorzystania, a więc importu paliw kopalnych.

Strategiczna konieczność

Względy ekologiczne są tu w pełnej synergii z argumentami strategicznymi (zmniejszenie zależności energetycznej) i gospodarczymi (zdobycie jak najlepszej pozycji w nowych sektorach „zielonej” gospodarki). Tyle tylko, że dziś pozycja Europy jest znacznie słabsza, niż była w pierwszej dekadzie XXI w. Chiny nie zmarnowały czasu, dziś dodatkowo przyspieszają rozwój nowych segmentów przemysłu jako sposób na ucieczkę od kryzysu nieruchomości.

Zbędni pracownicy budowlani znajdują zatrudnienie w fabrykach paneli, turbin, akumulatorów, samochodów elektrycznych, wzrastające moce produkcyjne (także dzięki subsydiom) powodują nadpodaż i obniżkę cen, co czyni chińską produkcję dostępną i atrakcyjną w biedniejszych państwach tzw. Globalnego Południa. I nie tylko, bo przecież także Europejczycy i Amerykanie nie lubią przepłacać.

Spóźniony wyścig

Dziś więc Europa musi się mierzyć z chińską konkurencją nie z pozycji lidera w domenie nowych zielonych sektorów gospodarki, ale nadganiającego. Ma ciągle przewagę w domenie samych technologii, choć w wielu aspektach Chiny doganiają lub wręcz przeganiają konkurencję ze Starego Kontynentu.

I przegonią, bo bardzo im w tym chcą pomóc fałszywi realiści w Europie, przekonujący, że plan zielonej transformacji to pętla założona na szyję europejskiej gospodarce. Pewno Sun Zi miałby na taką okazję odpowiednią maksymę mówiącą, że najlepszy przeciwnik to taki, który myśląc, że szykuje się do walki, przygotowuje warunki swojej klęski.

Termodynamika transformacji

Tyle o polityce czy nawet geopolityce zielonej transformacji (oczywiście zabrakło w układance USA, o nich kiedy indziej). Jej obiektywna konieczność ze względów ekologicznych, strategicznych, gospodarczych nie unieważnia innych obiektywnych wyzwań wynikających z termodynamiki. Ta niestety nie chce się podporządkować woli politycznej ani też nie uznaje założeń dominującej w ekonomii teorii neoklasycznej.

Pisałem o tym więcej w książce „Gospodarka i entropia” przygotowanej pod redakcją Jerzego Hausnera i Michała Krzykawskiego. Niestety, dostępne dziś rachunki powstające w ramach ekonomii biofizycznej pokazują, że globalna transformacja w duchu ekomodernistycznego optymizmu i wynikającej zeń wizji zielonego wzrostu gospodarczego jest nie do utrzymania.

Energia, entropia, polityka

Nie wchodząc w szczegóły, te będą pojawiać się w kolejnych wpisach, wkraczamy w epokę, kiedy o dynamice politycznej i społecznej w coraz większym stopniu decydować będzie termodynamika, a dokładniej wynikające z jej praw twarde ograniczenia. Nie jesteśmy do takiej konfrontacji przygotowani, bo nie tylko masową wyobraźnią, ale także świadomością elit rządzi przekonanie, że gospodarkę napędzają pieniądze lub nieco subtelniej: kapitał, praca i innowacje.

Cóż, pierwotnym źródłem wartości ekonomicznej jest energia. Gdy tej zaczyna brakować, zaczyna rosnąć entropia, czyli w języku bardziej politycznym – chaos. I nie chodzi nawet o absolutny brak energii, wystarczy zmiana dynamiki jej strumienia. Wystarczy, żeby zmniejszyło się tempo wzrostu jej podaży, by zaczęły się kłopoty.