Fenomen lat dwudziestych

„Miasto” Waleriana Pidmohylnego to jedna z ciekawszych powieści ukraińskich lat 20. ubiegłego wieku. Czas to był niezwykły. Niepodleglościowe projekty upadły, bolszewicy skonsolidowali władzę i zaczęli budować stare/nowe imperium. W chaosie nowego na dekadę otworzyła się przestrzeń, w której zakwitła oryginalna ukraińska kultura.

Nowość polegała na tym, że ukraiński zwłaszcza opór przeciwko bolszewikom skłonił Lenina do przyjęcia federacyjnego ustroju dla przyszłego Związku Radzieckiego (co mu teraz wypomina Putin).
Ukraina jako republika socjalistyczna była więc formalnie państwem związkowym, o ograniczonej rzecz jasna, ale jednak formalnej autonomii. Pierwsza dekada tworzenia ZSRR to także inne taktyczne odwroty bolszewików, by wspomnieć choćby NEP przywracający w ograniczonym stopniu rynek po fiasku przyspieszonej budowy państwa-komuny.

Ukraina ze stolicą w Charkowie korzystała wówczas z „korenizacji” – bolszewicy uznali, że najlepszym sposobem na przyspieszenie legitymizacji władzy radzieckiej będzie jej oparcie w republikach na miejscowym, narodowym kodzie kulturowym.

Awangarda i kulturalny renesans

W Ukrainie (i nie tylko) oznaczało to niezwykłe ożywienie kulturalne na wszystkich polach kultury i sztuki, od teatru i sztuki wizualne po literaturę i film. Setki pisarzy, w tym wiele nazwisk wybitnych, jak Mykoła Chwylowy, Walerian Pidmohylny, Mykoła Zerow, Mike Johannsen. Pisali nie tylko mężczyźni, Jaryna Cymbal, badaczka literatury tamtych czasów, przywróciła autorów i autorki „ukraińskiego dwudziestolecia” w serii wydawniczej „Nasze 20-te”. Proza kobieca i feministyczna, s-f, erotyka, kryminalna, wysokiej próby literatura artystyczna.

Kolejne tomy trafiały do księgarń już od lat, nie wywołując jednak wielkiego zainteresowania. Po rewolucji godności w Ukrainie przyspieszyła dekomunizacja, której symbolem stał się leninopad – znoszenie pomników Lenina w całej Ukrainie. Dziedzictwo lat 20., zwłaszcza charkowskich, był dla wielu czytelników zbyt dwuznaczny – Chwylowy (i nie tylko) był gorliwym komunistą i jednocześnie głosił hasła niezależności kulturowej Ukrainy od Moskwy oraz przynależności do Zachodu.

Dekolonizacja

Pełnoskalowa wojna zmieniła to nastawienie, bo dekomunizację zastąpiła dekolonizacja – ostateczne zrywanie więzi z imperium i jego dominującą, rosyjską kulturą. W tym przypadku antyimperialni twórcy, nawet jeśli byli komunistami, w pierwszej kolejności byli Ukraińcami i twórcami ukraińskiej kultury. Dekolonizacja przyspieszyła więc recepcję „nowej klasyki”, twórczości lat 20., którą dziś wydaje każde szanujące się wydawnictwo, a każda księgarnia te dzieła udostępnia.

Do tamtych czasów nawiązują współcześni twórcy, jak Serhij Żadan. Film „Dom Słowo” opowiada o charkowskim aspekcie fenomenu, który rozwijał się nie tylko w Charkowie i Kijowie, ale także w mniejszych ośrodkach. Niestety, po wspaniałym kulturowo 20-leciu nadeszły tragiczne lata 30. z Hołodomorem i eksterminacją kulturalnej elity. Chwylowy popełnił samobójstwo, Pidmohylny, Zerow i dziesiątki innych zostali zamordowani. Do historii przeszło pojęcie „rozstrzelanego odrodzenia” wprowadzone przez Jerzego Giedroycia i Jurija Ławrynenkę.

Nowa klasyka

Dla mnie spotkanie z Chwylowym jeszcze w latach 80. dzięki paryskiej „Kulturze” i esejowi Ławrynenki „Literatura sytuacji pogranicznych” było odkryciem Ukrainy w innym wymiarze, niż był wtedy dostępny – albo przez historyczne mity, albo przez kulturę ludową, albo przez okruchy literatury współczesnej. Chwylowy, a potem inni twórcy dostępni w genialnej Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego otworzyli okno na niezwykły świat, który moskiewscy komuniści chcieli zamknąć na zawsze w masowym grobie.

Dziś szcześliwie twórczość tamtych czasów wraca nie tylko w Ukrainie, można ją także czytać po polsku. Dzięki Kolegium Europy Wschodniej w księgarniach pojawiło się kolejne tłumaczenie – tym razem wspaniałe „Miasto” Pidmohylnego w przekładzie Marcina Gaczkowskiego. Warto spróbować.

Zapraszam przy okazji do lektury mojego tekstu w „Polityce” (18/2024). Piszę o ukraińskiej kulturze w czasie wojny. I niezmienne zachęcam do słuchania podkastu „Rozumieć Ukrainę”, w którym rozmawiamy z Agnieszką Lichnerowicz o Ukrainie.