Jerzy Regulski, czyli prawdziwa polska rewolucja
Odszedł profesor Jerzy Regulski, niestety nie doczekał wymarzonej rocznicy: ćwierćwiecza najważniejszej z polskich rewolucji po upadku komunizmu – reformy samorządowej.
Bo dziś widać – zarówno jeśli spojrzeć z perspektywy krajowej, jak i zewnętrznej – że właśnie usamorządowienie, mimo wielu oczywistych wad i zarzutów, udało nam się najlepiej. Tak też zresztą mówią sami Polacy.
Jeszcze w październiku ubiegłego roku niespełna 30 proc. pytanych dobrze oceniało działanie Sejmu, ponad 60 proc. wypowiadała się pozytywnie o władzy samorządowej (za CBOS). Chwilę później, podczas wyborów samorządowych, zobaczyliśmy, na czym polega siła lokalnej politycznej tożsamości, gdy wyborcy wprowadzili zupełnie nowe osoby na stanowiska prezydentów w Słupsku, Gorzowie i Poznaniu lub wystawili żółte kartki włodarzom Gdańska, Wrocławia i Warszawy.
Oczywiście samorząd nie jest doskonały. Nie brakuje przypadków zwyczajnej, kryminalnej korupcji. Niemniej gorsza jest korupcja systemowa, polegająca na powiązaniu elit w kraju, w którym klasa średnia (dawniej zwana inteligencją) żyje głównie z transferów publicznych – najatrakcyjniejsze miejsca pracy w Polsce to etaty publiczne w domach kultury, szpitalach, szkołach, zakładach opieki zdrowotnej, straży miejskiej, administracji.
Z drugiej jednak strony, proces integracji z Unią Europejską i napływ środków na tyle poprawił status materialny lokalnych ośrodków, że – jak wynika z badań – stały się one przedmiotem dumy i prestiżu. Dziś Polacy czują o wiele większy związek ze swoją prywatną ojczyzną, która kończy się na powiecie, niż z państwem, które staje się abstrakcyjne już nawet na poziomie województwa (fiasko regionalizmu to chyba największa porażka drugiej reformy samorządowej z końca lat 90.).
Biorąc pod uwagę, że Polacy wykazują najmniejsze zaangażowanie polityczne ze wszystkich społeczeństw pokomunistycznych (tylko w Polsce frekwencja w wyborach parlamentarnych nie przekracza 50 proc.), pomysł usamorządowienia okazał się strzałem w dziesiątkę, najlepszym sposobem na wypełnienie „próżni socjologicznej” – jaką już w latach 70. zidentyfikował w PRL prof. Stefan Nowak – która trwa nieustannie po 1989 r. i polega na tym, że Polacy są świetnym narodem, lecz słabym społeczeństwem, rozumianym jako wspólnota zorganizowana w państwo. Z państwem sobie nie radzimy, państwo sobie nie radzi ze społeczeństwem i wyzwaniami strategicznymi. Mieszkańcy gmin takiego luksusu nie mają, radzić sobie ze sobą muszą, lepiej lub gorzej.
Bilans jest jednak pozytywny, o czym miałem się okazję przekonać już przed laty, jeżdżąc po Polsce jako juror konkursu „Małe ojczyzny – tradycja dla przyszłości”, animowanego przez Fundację Kultury i nieodżałowanego Stefana Starczewskiego. Po raz kolejny w ciągu ostatnich lat, uczestnicząc w ruchu, jaki wywołały starania o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury. Był pomysł, żeby podziękować za to wszystko prof. Regulskiemu w ćwierćwiecze jego reformy/rewolucji (zobaczymy, pomysł może jeszcze zostanie zrealizowany).
Wielka szkoda, że nie doczekał. Wielka radość, że w swoim czasie zrobił to, co zrobić było trzeba, by przybliżyć ideę Rzeczpospolitej Samorządnej. A teraz do nas należy realizacja intelektualnego testamentu Profesora. Dobrym jego zapisem jest „Raport o samorządności terytorialnej”, przygotowany pod kierownictwem prof. Jerzego Hausnera.