Protesty i polityka
Jarosław Kaczyński wiedział, że publikacja wyroku Trybunału Julii Przyłębskiej wznowi społeczne protesty. A jednak nie zawahał się. Dlaczego? Najwyraźniej uznał, że gniew ulicy nie osłabia pozycji politycznej PiS.
Prezes PiS dał się już poznać jako polityk, który podejmuje decyzje, kierując się naczelną zasadą – na ile mogą one zaszkodzić podstawom sprawowania władzy, czyli na ile prowadzą do erozji elektoratu. Brutalna pacyfikacja strajku edukacyjnego w 2019 r. była prostą konsekwencją faktu, że elektorat PiS nie solidaryzował się z postulatami pracowników oświaty, często wręcz przeciwnie.
Polityczny bilans
Niestety, bezprecedensowa fala protestów, jakie wybuchły po 22 października 2020 r., nie zniosła rządów prawicy, przetrwały poza deadline wskazany na koniec roku przez liderki Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Ba, co gorsza, w styczniu było już widać, że polityczny bilans protestów w obronie praw kobiet najkorzystniej wypada właśnie dla prawicy.
Brzmi to jak paradoks, ale paradoksem nie jest, Jarosław Kaczyński wokół aborcyjnego tematu zintegrował swój najtwardszy elektorat, który ciągle jest nie tylko twardy, ale i wystarczająco liczny, by prezes nie musiał wpadać w popłoch. Zwłaszcza kiedy nic nie zyskuje opozycja mająca większy problem z tematem aborcji i postulatami OSK niż jednoznaczna w tym temacie prawica.
Otwarcie, nie zamknięcie
Nie jest też paradoksem stwierdzenie, że ucinając kwestię wyroku Trybunału Julii Przyłębskiej, Kaczyński wcale nie zamknął, tylko otworzył sobie pole manewru. Skonsolidował prawicowy beton, ale zachował najważniejsze karty w dalszej grze. Otóż jeśli nastroje społeczne przekroczą bezpieczny dla władzy próg, PiS może wystąpić z inicjatywą ustawodawczą łagodzącą czy wręcz przywracającą tzw. kompromis aborcyjny.
Wyrok TKJP dotyczy konkretnej ustawy, nowa nie byłaby związana tym wyrokiem, ewentualne zaskarżenie wymagałoby ponownego rozpatrzenia, a z kolei Trybunał nie byłby związany swoim wcześniejszym wyrokiem. Słowem: idealna sytuacja dla Jarosława Kaczyńskiego i bardzo niewygodna dla opozycji, a także dla OSK.
Logika politycznego paradoksu
Dlaczego? Bo uruchamiając ewentualną inicjatywę ustawodawczą, samodzielnie lub przez prezydenta (który nawet przecież próbował w tej grze zaistnieć, ale na razie został przez prezesa zamrożony), Jarosław Kaczyński może być pewny, że wygasi znaczną energię niezadowolenia, pozbawiając protesty paliwa. Na ulicach zostaną najbardziej zdeterminowani z najdalej idącymi hasłami. Co z kolei tylko przyczyni się do konsolidacji twardego elektoratu PiS.
Nie, Kaczyński nie jest genialnym strategiem, jest bezwzględnie cynicznym politykiem o socjopatycznych skłonnościach i politycznym oportunistą wykorzystującym w swej grze o utrzymanie władzy każdą nadającą się okazję. A najchętniej błędy swoich przeciwników: czy będzie to opozycja, czy też ruchy społeczne. W przypadku aborcji gra na bezradności opozycji, która nie wie, jak się odnieść do protestów. Bo jedną rzeczą jest solidaryzować się z protestującymi bitymi na ulicach przez policję, a inną podjęcie politycznych haseł na ulicy formułowanych.
Struktura protestu
Na czym jednak polega błąd ruchu? Na przeszacowaniu nastrojów społecznych i samouwiedzeniu rewolucyjną retoryką, zza której wyłania się przekonanie, że w Polsce, w polskich miastach i miasteczkach, dokonuje się cudowna lewicowo-liberalna przemiana. Dokonuje się, ale nie w wymiarze masowym. O wiele bardziej stawiałbym na swoistą rewolucję konserwatywną polegającą na odrzuceniu przez przedstawicieli i przedstawicielki konserwatywnego centrum antyaborcyjnego fundamentalizmu radykalnej prawicy.
To właśnie konserwatywne i liberalno-konserwatywne centrum jest oburzone wyrokiem, ale też nie popiera postulatów pełnej liberalizacji prawa do aborcji. To jednak jego głosy decydują i długo pewnie jeszcze będą miały ważniejszy wpływ na kształt polityki w Polsce niż głosy liberalno-lewicowe. Kaczyński ma w tej chwili tę przewagę, że utrzymując twardy rdzeń elektoratu, o te głosy nie musi się zbyt mocno starać, wystarczy, że je w odpowiednim momencie osłabi, np. wspomnianą inicjatywą legislacyjną.
Protest i polityka
Tak oto rzeczywistość protestu spotyka się z realną polityką i choć oba te porządki wydają się do siebie zupełnie nie przystawać, to niestety droga do realizacji celów protestu wiedzie poprzez politykę. Odrzucenie polityki przez protestujących polityki nie unieważnia, przeciwnie – służy najlepiej jej najbardziej mrocznym siłom.
Pisząc to, muszę wszakże dodać, że najważniejszą cechą polityki i dynamiki społecznej jest ich nieprzewidywalność. Zwłaszcza w takim czasie jak obecny, kiedy nawet władza zdała sobie sprawę, że nie panuje nad rzeczywistością i zajmuje się już jedynie utrzymaniem władzy. To grozi eskalacją przemocy, ale i wyczerpaniem reżimu.