Na Kongres Kultury. Próba manifestu
Wielokrotnie wyjaśniałem, dlaczego potrzebny jest Kongres Kultury. Syntezę tych wyjaśnień przedstawiam w rozmowie dla najnowszego wydania „Tygodnika Powszechnego”. Czas teraz wyjaśnić, głównie chyba sobie, dlaczego zaangażowałem się w przygotowania Kongresu.
Zacząć muszę od pewnej dygresji – od wizyty w Krasnogrudzie u Małgosi i Krzysztofa Czyżewskich na początku 2015 r. Z wizyty na/w „Pograniczu” zdawałem sprawę w tym blogu, nie zdradzając jednak zamysłu, jaki wykluł się wówczas podczas rozmów w długie zimowe wieczory. A był on z kolei kontynuacją innych długich rozmów o kulturze prowadzonych na Pograniczu między humanistą i posthumanistą w jeszcze odleglejszych czasach, w Krasnogrudzie, Sejnach, Sarajewie, Lublinie, Supraślu, Wrocławiu.
Mimo tych tak różnych perspektyw nigdy nie mieliśmy z Krzysztofem trudności z rozmową, przeciwnie – uznaliśmy, że jest pilna potrzeba jej rozszerzenia, bo coś ważnego, ciekawego i nie do końca zrozumiałego w kulturze i na świecie się dzieje.
Tak też narodziło się kilka pomysłów. Pierwszy – by zwołać Konfederację (od miejsca knucia nazwaliśmy ją krasnogrudzką) na rzecz kultury. Dlaczego? Odpowiedzią na to pytanie stał się manifest, który choć nigdy nie został opublikowany, krążył wśród przyjaciół gotowych dołączyć do Konfederacji.
Poniżej fragmenty tego tekstu, zaraz potem wyjaśnienie – wszak upłynęło trochę czasu od jego pierwszej redakcji, od wtedy tak wiele się zmieniło:
Oby do naszej mowy wróciła rzeczywistość. To znaczy sens, niemożliwy bez absolutnego punktu odniesienia.
Czesław Miłosz, Traktat teologiczny
W czasach przełomu, gdy widać już koniec starego świata, lecz jeszcze nie wiadomo, jaki nowy porządek go zastąpi; gdy głębokich przemian doznają struktury społeczne, gospodarcze i polityczne; gdy podobnej presji zmiany poddana jest kultura i zamiast pomagać w poszukiwaniu sensu, sama staje się źródłem chaosu, potrzebujemy mowy wyrażającej rzeczywistość.
Zdajemy sobie sprawę, że mowy takiej nie stworzy żaden manifest, dekret ani ustawa. To zadanie dla kultury i wszystkich jej twórczych uczestników, by w codziennym kultywowaniu swych pól nie zapominali o głębszym sensie tych działań. Sens ten często ginie przesłaniany jakże zrozumiałymi staraniami o wpływy, sławę, prestiż i inne pozory rzeczywistości.
W czasach przełomu i zmiany kultura jako źródło sensu i narzędzie umożliwiające dostęp do umykającej rzeczywistości zyskuje na znaczeniu. Znaczenia tego nie da się zredukować do wąskiego rozumienia kultury. Nie wynika ono tylko z ekonomicznej wartości kulturowej produkcji, z estetycznej wartości twórczej ekspresji artystów czy z rozrywkowego i rekreacyjnego waloru uczestnictwa. Kultura jest złożoną całością, bez której dostęp do przywołanego przez Czesława Miłosza absolutnego punktu odniesienia byłby niemożliwy. A jak z kolei pokazała Simone Weil, bez owego transcendentalnego referensu niemożliwe byłyby relacje pomiędzy równymi, lecz różnymi osobami.
Kultura ma znaczenie, bo z przedstawicieli gatunku homo sapiens czyni osoby i umożliwia im tworzenie wspólnot i społeczności. Kultura ma znaczenie, bo twórcze w niej uczestnictwo jest najpełniejszym wyrazem możliwości i godności jednostki. Ale kultura może też mieć znaczenie negatywne, gdy służy jako instrument wykluczenia, stygmatyzacji, opresji, wojny.
My – praktycy idei, animatorzy, badacze, zaangażowani obywatele kultury – z nadzieją i niepokojem przyglądamy się procesom zachodzącym w polskiej kulturze. Z jednej strony kwitnie twórczość artystyczna, powstają nowe pola poszukiwań estetycznych i nowe dzieła zbliżające nas do rzeczywistości. Jednocześnie jednak kultura staje się sferą, w której coraz wyraźniej widać zjawisko wykluczenia i społecznej segregacji. Sama kultura coraz częściej staje się narzędziem ideologicznych waśni.
Agon, spór to jedna z ważniejszych sił kulturotwórczych. Antagonizm kulturę zabija i nie może być dla niego zgody.
Miłosz, jako patron Krasnogrudy, nie znalazł się oczywiście przypadkowo. To ta postać z naszej kultury, która podobnie jak np. Tadeusz Kościuszko wyraża to, co w tej kulturze najlepsze: otwartość na inne kody kulturowe, zdolność do syntezy, kosmopolityzm i jednocześnie zakorzenienie w konkrecie lokalności. Wezwanie, by do mowy wróciła rzeczywistość, okazało się prorocze i niezwykle aktualne dziś, w epoce postprawdy, gdy już nawet nie kłamstwo, ale pogarda dla prawdy jako kategorii epistemologicznej stała się fundamentem obowiązującego systemu władzy.
Miłosza jednak trzeba czytać uważnie, nie pisze on o prawdzie absolutnej, tylko o absolutnym punkcie odniesienia. To dwie zupełnie odrębne kategorie. Przekonanie, że istnieje prawda absolutna, do której my tylko mamy dostęp i jesteśmy jej depozytariuszami, uniemożliwia jakikolwiek dialog. Uznanie, że poza Moim i Twoim wyobrażeniem prawdy istnieje absolutny punkt odniesienia, umożliwia porozumienie bez konieczności rezygnacji ze swojej tożsamości. Co dziś może być takim absolutnym punktem odniesienia? Godność człowieka, niezbywalny atrybut każdej osoby, pierwotny w stosunku do kulturowych uwarunkowań jej tożsamości. I świadomość, że wszyscy zamieszkujemy tę samą, coraz bardziej zatłoczoną Ziemię. W sumie nic nowego w stosunku do tego, co napisał Kant.
Tyle jeśli chodzi o ideową część naszego manifestu. Miał on też wymiar praktyczny. Uznaliśmy, że nadszedł czas, by budując na dobrej tradycji Fundacji Kultury, powołać podobną instytucję, tylko że czerpiącą swą siłę ze społecznej, obywatelskiej legitymacji. Przydałaby się w roli strażnika owego „absolutnego punktu odniesienia”, zdolnego do tłumaczenia idei na konkretne programy, innowacje, rekomendacje. Choćby wspierające kulturę na prowincji zmagającą się z niekorzystnymi trendami metropolizacji i pustynnienia.
Nie udało nam się zwołać Konfederacji, jest jednak Kongres Kultury, znacznie swą skalą przekraczający nasz skromny pomysł sprzed blisko dwóch lat. W darze więc dla Kongresu od Konfederatów Krasnogrudzkich Manifest i związana z nim konkretna propozycja obywatelskiej Fundacji na rzecz Kultury.