Kto się boi muzyki? Ot Vinta a nowa geopolityka

Niedziela wieczór na Placu Defilad, fot. Edwin Bendyk

Miało być, jak już było wiele razy – ukraiński zespół muzyczny Ot Vinta pakował się do kolejnego wyjazdu do Polski.

Miał występować w Przemyślu podczas świętowania Kupały. Po groźbach ze strony narodowców, że spalą scenę, Przemyśl muzykom podziękował. Komitet Obywatelski Solidarności z Ukrainą zaprosił ich więc do Warszawy, mieli zagrać na placu Defilad. Nie dojechali, do Polski nie wpuściła ich straż graniczna.

Podobno muzycy stanowili zagrożenie dla „ładu i porządku publicznego” (rzeczywiście, wyglądają groźnie), a funkcjonariusze tłumaczyli się rozkazami z samej góry, znaczy z MSWiA (poniżej wpis Jurija Żurawla z zatrzymania na granicy).

Koncert i tak się odbył, zamiast Od Vinta zagrał m.in. Joryj Kłoc ze Lwowa. Zespół i widzowie musieli dawać odpór rykom narodowców. Przybyli na spotkanie pod znakiem falangi, mało zainteresowani muzyką. Policja oddzielała ich od bawiącej przy świetnej kapeli publiczności, muzycy na koniec podziękowali za przybycie wszystkim, również narodowcom: muzyka to nie polityka, stwierdził lider zespołu. Cały kontekst pokazuje jednak, że bliższy prawdy był Fela Anikulape Kuti twierdzący, że muzyka to broń przyszłości.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Joryj Kłoc na Placu defilad, fot. Edwin Bendyk

Oczywiście, nie chodzi o muzykę ani konkretny zespół. Artyści i muzyka stali się zakładnikami polityki. Tydzień temu, podczas procesji ukraińskiej w Przemyślu, doszło do awantur wszczętych przez środowiska „kibicowsko-patriotyczne”. To wtedy pojawiły się groźby, że planowany na 2 lipca koncert Ot Vinta zostanie zerwany za rzekomo banderowskie zaangażowanie członków ekipy.

Awantura w Warszawie i zakłócanie występów zespołu Joryj Kłoc pokazuje jednak, że to zarzut dmuchany – chodzi o awanturę i podsycanie antyukraińskich nastrojów.

Ta część widowni nie przyszła słuchać muzyki

To, że nie brakuje w Polsce antyukraińskich środowisk, wiadomo – państwo jednak się od nich dystansowało. Tym razem państwo dołączyło, legitymizując chuligańskie działania. To niedobry sygnał dla polsko-ukraińskich relacji. Strona ukraińska w oświadczeniu ambasady domaga się wyjaśnień, uznając oczywiście prawo strony polskiej do kontroli granicznego ruchu. Na czym jednak miałoby polegać „zagrożenie dla ładu i porządku publicznego” ze strony Ot Vinty?

Nie o odpowiedź na to pytanie jednak chodzi, tylko o zasadniczą kwestię: czy obserwujemy pierwsze sygnały zmiany strategii wobec Ukrainy, czy też incydent jest wynikiem wewnętrznych rozgrywek w obozie władzy?

Najgorszy scenariusz to połączenie braku strategii z wewnętrzną grą, bo najlepiej pasuje on do scenariuszy Władimira Putina kreślonych na Kremlu. Trudno o lepszych użytecznych idiotów imperialnej sprawy niż Polacy rozpalający polsko-ukraińskie pogranicze bez celu i sensu.

Więcej na ten temat pisałem tydzień temu, po zajściach w Przemyślu, więc powtórzę konkluzje, bo nie straciły ważności:

Ukraińcy rozpoczęli podczas Rewolucji Godności niezwykły proces społecznej i narodowej rekonstrukcji. Ważnym jego elementem jest świadomość tragicznej historii i pułapek, jakimi były zarówno integralny nacjonalizm, jak i komunizm. Ale niemniej ważna jest trwająca niewypowiedziana wojna z Rosją, której stawką jest niepodległość Ukrainy. Wspieranie ukraińskiej niepodległości jest najlepszym sposobem wspierania procesu budowy nowej ukraińskiej tożsamości i podmiotowości, wolnej od demonów przeszłości, również tych niepokojących dla Polaków.

Nad ukraińską niepodległością ciąży nie tylko zagrożenie ze strony Rosji Władimira Putina, lecz także nasilający się kryzys Unii Europejskiej. Ewentualna jej rekonstrukcja w modelu „Europy Karola Wielkiego” oznaczać może powrót do świata stref wpływów i naprawiania „historycznego błędu”, jakim było pozbawienie Rosji jej „naturalnego” imperialnego otoczenia, w tym uznanie pełnej ukraińskiej niepodległości i rozszerzenie NATO na wschód. Mówi o tym wprost Michel Rocard w niedawnym wywiadzie dla „Le Point”, podobne stanowisko ma Nicolas Sarkozy i wielu innych wpływowych europejskich polityków.

Warto o tym pamiętać i mieć świadomość, że inna jest stawka bieżącej ukraińskiej polityki i inna polskiej, tym samym inne są tych polityk priorytety. Ta świadomość nie oznacza akceptacji relatywizmu w odniesieniu do historii i prawdy historycznej, przeciwnie – wskazuje natomiast, że najlepszą płaszczyzną dla prowadzenia dialogu mimo różnic owych bieżących priorytetów jest horyzont strategiczny i wspólna wizja przyszłości. Ten horyzont został nakreślony 25 lat temu, gdy w 1991 r. Ukraina ogłosiła niepodległość, a Polska natychmiast ten akt uznała w uznaniu strategicznego znaczenia ukraińskiej suwerenności dla naszego kraju. Wspólną wizją przyszłości była natomiast przynależność do wspólnej, zjednoczonej Europy. Ważność tej wizji Ukraińcy potwierdzili krwią przelaną w Kijowie podczas Rewolucji Godności.

Czy nadal podtrzymujemy wybór dokonany ćwierć wieku temu? To kluczowe pytanie w kontekście tego, co dziś dzieje się i na wschodzie, i na zachodzie Europy. Miejmy nadzieję, że ta odpowiedź nie będzie kształtować się na ulicach, jak miało to miejsce niedawno w Przemyślu, ani też pod ciśnieniem emocji podgrzewanych w ramach polityki historycznej.