Być jak Nnenna Nwakanmna
Nnenna Nwakanmna (na zdjęciu z Michałem „ryśkiem” Woźniakiem) z Wybrzeża Kości Słoniowej podbiła serca publiczności podczas drugiego dnia Stockholm Internet Forum. Trudno o lepszy przykład energii i innowacyjnego potencjału afrykańskiego Internetu. Nie potrzebujemy korporacji, które wmawiają, że musimy od nich kupować rozwiązania za miliony dolarów, a będziemy żyć lepiej. Innowacja, to zaangażowanie i 100 tys. ludzi, którzy złożą się po pół dolara. Do tego wolne oprogramowanie i świat jest lepszy, bo rozwiązujemy sami kolejne nasze problemy.
Podobnie jak pierwszego dnia, nieustannie wracał temat korporacji – na ile są niezbędne w rozwoju infrastruktury, a na ile stanowią zagrożenie dla wolności, gdy w pogoni za zyskiem podejmują współpracę z reżimami lub nawet mniej dramatycznie, gdy traktują po prostu nowe rynki jako teren podboju bez zbytniej troski o rzeczywiste potrzeby lokalnych społeczności. Oczywiście, opinie były różnorodne, bo ani korporacje nie działają tak samo, Google różni się od Facebooka, a obie te firmy różnią się od telekomów. W wielu przypadkach, np. w Etiopii platformy takie jak Facebook są jedynymi przestrzeniami umożliwiającymi organizowanie niezależnej debaty (do czasu, gdy jej uczestnicy nie zostaną zdyscyplinowani przez władzę reprezentująca demokrację rewolucyjną).
Niektórzy uczestnicy z krajów afrykańskich zarzucali, że nie ma sensu dyskusja o wolności internetowej w społeczeństwach, gdzie ciągle nie ma dostępu do Internetu. Bo jak można mówić o korzystaniu z sieci w Togo, gdzie za 256 kbps trzeba zapłacić 90 dolarów miesięcznie. Z kolei przedstawiciele krajów, gdzie techniczny dostęp jest łatwiejszy odkrywali to, co odkryliśmy i my w Polsce – kolejne bariery wynikające z braku kompetencji, potrzeby korzystania czy braku interesujących treści.
Spotkanie zamykała dyskusja o tym, czy sprawy internetowej wolności idą w lepszym czy gorszym kierunku. I to był najsłabszy punkt programu, co nie znaczy że nie interesujący. Miał on bowiem symptomatyczne znaczenie – w końcu trzeba było zdefiniować, o czym mowa. I okazało się, podobnie jak w Polsce przy okazji Kongresu Wolności w Internecie, że pojęcie „wolności internetowej” czy też „wolności w Internecie” to jak próba mówienia o „wolności kanalizacyjnej” czy „wolności drogowej”. Problemem jest wolność i możliwość jej obrony w epoce Internetu, narastającej inwigilacji zarówno ze strony państw, jak i korporacji.