Koniec świata jaki znamy – Stockholm Internet Forum 2013

Stockholm Internet Forum 2013 rozpoczęło się dynamicznie, ciekawie i bez eufemizmów oraz politycznej poprawności, jakie zazwyczaj towarzyszą międzynarodowym spotkaniom różnych światów, kultur i cywilizacji. Wspólnym mianownikiem jest dziś Internet oraz związane z nim kwestie wolności słowa, bezpieczeństwa, praw człowieka.

Pierwszy dzień konferencji, na który złożyły się dwie sesje plenarne, a następnie już coraz większa fragmentacja programu potwierdził kilka zasadniczych konkluzji dotyczących Internetu z ostatnich miesięcy, a artykułowanych w różnych opracowaniach:

1. Kolejne miliardy użytkowników pochodzić będą z „Global South” (już nikt nie mówi o krajach rozwijających się, tym bardziej III Świata). Oni też będę mieć coraz większy wpływ na architekturę Sieci, wartości, regulacje.
2. USA, które ciągle de facto kontrolują Internet nie mają już do tego legitymacji, większe szanse ma Europa, ciągle jeszcze jawiąca się reszcie świata sympatyczniej, niż amerykańskie imperium.
3. Do czasu wszakże, bo powracającym systematycznie wątkiem była kwestia oprogramowania inwigilacyjnego FinFisher z Wielkiej Brytanii, doskonale służącego wielu dyktatorom. Podczas jednego z paneli padło wręcz pytanie do komisarz Malmstrom, czy UE rozpocznie postępowanie prawne wobec europejskich firm sprzedających dyktatorom rozwiązania łamiące prawa człowieka.
4. Dyskusja nieustannie krążyła wokół kwestii bezpieczeństwa, wolności i inwigilacji. Ron Deibert z Toronto, który właśnie wydał książkę „Black Code” zwrócił uwagę, że jesteśmy zdominowani przez dyskurs bezpieczniacki zniewalający odwołaniami do realizmu, które w praktyce oznaczają centralizację, hierarchizację i brak transparentności. W efekcie służby specjalne krajów demokratycznych funkcjonują w warunkach coraz słabszej kontroli społecznej, o czym przypomniał też Jacob Applebaum, współtwórca sieci tor i amerykański cyberaktywista walczący ze swoim krajem, USA o respektowanie podstawowych praw.
5. To, że w demokracjach jest źle powoduje, że jeszcze gorzej jest w krajach niedemokratycznych. Uczą się one pilnie i dyktatorzy stosują coraz subtelniejsze techniki kontroli, chętnie korzystając z pomocy zachodnich korporacji. Jak zauważył jeden uczestników z Zimbabwe: mamy pełną wolność wypowiedzi, gorzej z wolności po wypowiedzi. Cenzura prewencyjna to coraz rzadsze zjawisko, Internet umożliwia precyzyjne „targetowanie” oponentów i ich zastraszanie, a od cenzury skuteczniejsza okazuje się autocenzura.
6. Mimo wszystko w krajach takich, jak Etiopia platformy Facebooka czy Twittera są podstawowymi narzędziami organizacji debaty publicznej.
7. Nie mogło więc zabraknąć pytań o odpowiedzialność korporacji, jak Facebook, Google, czy Twitter. Pytania do ich przedstawicieli były najbardziej żenującym fragmentem konferencji. Zresztą by zilustrować proponuję zapoznać się z tytułem funkcji, jakim posługiwał się przedstawiciel Google: Global Head of Free Expression and International Policy. Trudno o większy obciach i brak wyczucia, co szybko podjęli ludzie na Twitterze.

Podsumowując, fascynujące spotkanie ludzi sponad 90 krajów świata, dobra zapowiedź tego co nadchodzi: gorącego sporu o przyszłość Internetu, gorącego lecz prowadzonego w bardzo rzeczowej i kulturalnej atmosferze, choć bez zbędnych eufemizmów.

Strumień foto ze Forum Internetowego w Sztokholmie