500 dni wojny
Wojna trwa i nawet w odległym od frontu Lwowie nie pozwala o sobie zapomnieć. Dotarłem tam kilka godzin po rosyjskim ataku rakietowym, w którym zginęło dziesięć osób. Andrij Sadowy, mer miasta zajęty organizowaniem pomocy dla poszkodowanych, znajduje jednak czas, by uczestnikom Forum Ukraina-Polska opowiedzieć o projekcie Niezłomni.
Z Andrijem Sadowym spotykamy się na Polu Marsowym, gdzie chowani są żołnierze polegli w walce z rosyjskim agresorem. Na front pojechało 30 tys. mieszkańców miasta, oddało życie już ponad 500, każdego dnia przybywają nowe mogiły.
Tragiczny rachunek powiększa znacznie większa liczba rannych, zarówno wojskowych, jak i cywilów – ofiar ataków rosyjskich bombardowań osiedli mieszkaniowych. Wielu z nich doświadcza trwałych uszkodzeń ciała, niemal wszyscy wymagają rehabilitacji pomagającej wrócić do w miarę normalnego życia.
I to jest właśnie sednem projektu Niezłomni, któremu Andrij Sadowy poświęca każdą dostępną chwilę. Mer Lwowa chce uczynić ze swego miasta nowoczesne centrum rehabilitacji. Miasto ze względu na położenie i rozwiniętą infrastrukturę szpitalną (miejski szpital o powierzchni z personelem liczącym 4 tys. osób jest podobno największym tego typu obiektem w Ukrainie) już taką funkcję pełni.
Potrzeby są jednak znacznie większe, więc trwa przekształcanie na potrzeby planu innych budynków miejskich i planowana jest budowa nowych. Trwają prace nad protezami bionicznymi, których we Lwowie powstaje 100 sztuk miesięcznie. Znowu zbyt mało, więc moce produkcyjne są rozbudowywane.
To, co już się dzieje, i to, co ma powstać, imponuje. Zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę największy tragiczny dylemat, z jakim codziennie muszą mierzyć się Ukraińcy. Opieka nad rannymi wymaga olbrzymich środków, jeszcze większe są potrzebne na utrzymanie armii i żołnierzy walczących na froncie. – Gdy mam wybierać, nie waham się i w pierwszej kolejności organizuję pomoc wojsku – mówi Sadowy. Ale potrafi także przekonać sojuszników, którzy z różnych względów zamiast wspierać działania wojenne, gotowi są do filantropii.
Na przykład polskie miasta, z których prezydentami mer Lwowa jest zaprzyjaźniony, ci zaś na miarę swych możliwości wspomagają ukraińskiego kolegę. Do tego darczyńcy prywatni, instytucjonalni i zwykłe osoby – Sadowy jest w stanie przekonać każdego, w czym pomaga mu niezwykły talent komunikacyjny. Gdy opowiada o swoim projekcie uczestnikom Forum Ukraina-Polska, wie, że nie może liczyć na ich wielkie bezpośrednie materialne wsparcie. Mówi jednak tak, jakby akurat byli najważniejszymi ludźmi na świecie.
Sam zresztą wyjaśnia: – Jeden da 100 zł, inny 10 mln, wszyscy są tak samo ważni. Bo powodzenie projektu to nie tylko zasoby materialne, ale też zbudowana wokół aura uczestniczenia w czymś uniwersalnie ważnym. I tę aurę Andrij Sadowy tworzy doskonale. Podobnie jak Serhij Prytuła, ukraiński superfilantrop, celebryta, który po 2014 r. zaangażował się w działalność społeczną – rozkręcił ją na skalę przemysłową po agresji Rosji na Ukrainę 24 lutego 2022 r.
Prytuła uczestniczył w Forum, opowiadając o roli społeczeństwa obywatelskiego w wojnie. Skala zaangażowania Ukraińców i Ukrainek jest niebywała. Sam Prytuła ze swoją organizacją dostarcza na front drony, kamizelki kuloodporne i inną technikę wojskową, kupił satelitę do celów rozpoznawczych, remontuje sprzęt uszkodzony na polu walki, pomaga w rehabilitacji rannych, pozyskuje środki. I choć jego inicjatywa jest największa, to przecież niejedyna.
Duch jedności koniecznej, by skutecznie stawiać opór agresorowi, nie blokuje zdolności do krytycznej analizy sytuacji w Ukrainie. Prytuła, podobnie jak inni ukraińscy uczestnicy Forum, zwraca uwagę choćby na ciągle „posowieckie” mechanizmy działania aparatu państwa, który niechętny jest do współpracy z organizacjami obywatelskimi. A przecież bez nich nawet armia funkcjonowałaby gorzej.
Wojna i tajemnica wojenna są pretekstem, by blokować dostęp do informacji publicznej nawet wtedy, gdy nie ma to rzeczywistego uzasadnienia. Blokady z kolei utrudniają działanie organizacjom strażniczym. Cóż, ukraińskie społeczeństwo nie jest łatwym partnerem dla władzy. Bo z jednej strony angażuje się w pełni w wojenny wysiłek, z drugiej daje do zrozumienia, że nie zaakceptuje żadnych decyzji podjętych w cieniu gabinetów, a które będą sprzeczne z powszechnym poczuciem sensu lub sprawiedliwości. Dotyczy to zarówno ewentualnych negocjacji pokojowych, jak i pokusy korupcji.
Minęło 500 dni wojny, ile jeszcze potrwa, nikt nie wie. Zachodni sojusznicy pewno zaczną się niecierpliwić, choćby ze względu na kalendarze polityczne i opinię publiczną u siebie w domu. Będą więc popychać ukraińskie władze do podjęcia negocjacji. Sami Ukraińcy, tak pokazują badania socjologiczne, zdają sobie sprawę, że wojna może potrwać wiele miesięcy, a nawet lata, i są w większości gotowi ponosić ofiary, byle ostatecznie wygrać z Rosją.