Polska i Ukraina, przyszłość w cieniu historii

Relacje między Polakami i Ukraińcami nie były chyba jeszcze nigdy tak dobre jak obecnie. To banał, który nie zakrywa zasadniczej cechy tych relacji – asymetrii we wzajemnym postrzeganiu zarówno historii, jak i aktualnej rzeczywistości.

Asymetrię ujawniają już badania postrzegania różnych narodów przez Polaków i Ukraińców. Dla Ukraińców Polska jest najbardziej przyjaznym krajem, twierdzi tak aż 94 proc. badanych przez Rating (czerwiec br.). Potem USA (86 proc.), Wielka Brytania (85 proc.) i Niemcy (80 proc.).

W podobnym badaniu CBOS wychodzi, że Polki i Polacy najbardziej lubią Amerykanów (68 proc.), Włochów (61 proc.), Anglików (60 proc.), Czechów (54 proc.), Słowaków (54 proc.) i dopiero Ukraińców (51 proc.). Widać wyraźnie, że o ile Ukraińcy swojej oceny Polski i Polaków nie zmieniają, o tyle nasz entuzjazm powoli maleje – w badaniu Polityki Insight z sierpnia ubiegłego roku można dostrzec, że na początku wojny pozytywny stosunek deklarowało ponad 70 proc., a już w sierpniu ok. 60 proc.

Cóż, można stwierdzić, że asymetria w tym przypadku jest wytłumaczalna. Polska jako kraj i Polacy jako społeczeństwo zrobili rzeczywiście wiele. I Ukraińcy cały czas autentycznie to pamiętają, wspominając często najpierw przyjęcie uchodźców, potem decyzję rządu o przekazaniu czołgów i dalsze wsparcie dyplomatyczne, militarne i polityczne.

Interesy

Polacy, mimo bliskości wojny, zaczynają coraz bardziej być zmęczeni wojennymi doniesieniami i konsekwencjami, urojonymi lub rzeczywistymi, obecności imigrantów w Polsce. Coraz więcej z nas twierdzi, że Ukraińcy w Polsce są uprzywilejowani i mają łatwiejszy dostęp do wielu usług lub przez swoją obecność utrudniają dostęp np. do służby zdrowia.

Zmienia się postrzeganie społeczne, ale też postrzeganie sytuacji przez ekspertów i analityków. I tak ukraińscy eksperci cały czas podkreślają znaczenie pomocy ze strony państwa polskiego, ale wskazują, że ze względu na strategiczne cele Ukrainy, czyli integrację z Unią Europejską, rząd mający kłopoty z praworządnością i eurosceptyczny staje się coraz większym obciążeniem niż sojusznikiem.

Ukraińcy nie rozumieją też antyniemieckich fobii Jarosława Kaczyńskiego i jego partii. Niemcy, jakkolwiek powoli, ruszali z pomocą Ukrainie, to jednak stali się obecnie filarem zarówno działań bieżących, jak i warunkiem skutecznej odbudowy. I Ukraińcy to dostrzegają, co widać po systematycznie rosnącym uznaniu dla Niemiec. Jeszcze w kwietniu 2022 r. tylko 50 proc. badanych w Ukrainie uznawała Niemcy za państwo przyjacielskie, dziś – przypomnijmy – 80 proc.

Niemcy, sojusznik czy wróg?

Cóż, polska retoryka, że nie tylko Rosja, ale także Niemcy są odwiecznym wrogiem, Ukraińców nie przekonuje. Nie działają również już oskarżenia, że to Niemcy są odpowiedzialni za wybuch wojny, bo wyhodowali Putina. Swój walny udział w hodowli też mamy, bośmy dopóki było można, jeszcze w czasie wojny importowali paliwo z Rosji. Ukraińcy dostrzegają natomiast fakty.

Dziś to są dostawy uzbrojenia, niedawna decyzja Rheinmetall, największego producenta broni w Niemczech, o budowie w ciągu trzech miesięcy fabryki w Ukrainie jest doskonałym przykładem strategicznej ofensywy. Niemiecka fabryka wybudowana jeszcze w czasie wojny jest najlepszym wyrazem woli uczestniczenia nie tylko w zwycięstwie nad Rosją, ale i w przyszłej odbudowie.

Fabryka ma należeć do Ukrobronprom, ukraińskiego holdingu zbrojeniowego, i będzie produkować na licencji oraz remontować transportery Fuchs. Jednocześnie Rheinmetall zwiększy zdolności produkcyjne pocisków z myślą o dostawach do odbiorców ukraińskich.

Odbudowa

Jak mawiają nowojorczycy, money talks, bullshit walks, więc w polskiej polityce czas na mniej bullshitu, w jego miejsce przydałyby się kolejne fakty i realne działania, które ochronią przed rozczarowaniem w przyszłości, że niewdzięczni Ukraińcy dogadali się za naszymi plecami z Niemcami skuszeni ich euro. Już raz taki zawód przeżyliśmy po awanturze w Iraku w 2003 r.

Oczywiście nie ma żadnych analogii między Irakiem i Ukrainą. Wówczas Polska zaangażowała się w inwazję, która doprowadziła do upadku państwa irackiego. Ukrainie pomagamy, nie angażując się bezpośrednio, a państwo ukraińskie cały czas działa, zachowując zdolność prowadzenia suwerennej polityki i obrony. Nie byłoby to możliwe bez pomocy sojuszników, ale też Ukrainą nie jest atrapą.

Dobre zrozumienie mechanizmów wojennego działania ukraińskiego państwa i wewnętrznych struktur podmiotowości, nie tylko aktorów państwowych ale także samorządowych, organizacji społecznych, biznesu, jest niezbędne, jeśli chcemy współuczestniczyć w zwycięstwie i ukraińskiej odbudowie.

Tu znowu ujawnia się asymetria. Ukraińcy są słusznie przekonani, że odbudowa i integracja Ukrainy z Unią Europejską będzie procesem wielostronnym, zmieniającym rzeczywistość nie tylko w Ukrainie. Bo nie chodzi o rekonstrukcję państwa, tylko jego modernizację – budowę infrastruktury i ładu instytucjonalnego na wyzwania XXI w.

Na taki proces nie ma gotowych recept, państwa Unii same szukają pomysłów na własną modernizację wobec wyzwań przyszłości. Zwykły transfer know-how nie wystarczy, bo wiele rozwiązań trzeba wymyślić. I tak jak dziś Ukraińcy są wielkimi innowatorami, jeśli chodzi o sztukę wojenną, tak mogą być innowatorami wymyślającymi formy życia dla społeczeństwa postapokaliptycznego.

Historia

W relacjach polsko-ukraińskich ważnym czynnikiem długo jeszcze będzie historia. Tę także postrzegamy asymetrycznie, żywiąc się wzajemnie stereotypami. Ciągle głównym punktem nieporozumienia jest kwestia rzezi wołyńskiej, której 80. rocznicę obchodziliśmy 11 lipca. Połowa Polaków oczekiwała (za CBOS), że Zełenski przeprosi za tamtą zbrodnię.

Prezydent Ukrainy spotkał się w Łucku z prezydentem Andrzejem Dudą, wspólnie uczcili ofiary, ale dalej idących gestów zabrakło. Czy rzeczywiście Zełenskiemu brakuje empatii? Czy też po prostu nie rozumie, o co Polakom chodzi? Zełenski pochodzi z Krzywego Rogu i niewykluczone, że o Wołyniu dowiedział się dopiero, gdy wszedł do polityki.

Większość Ukraińców nic nie wie o wydarzeniach wołyńskich i antypolskiej akcji UPA, bo toczyła się na okupowanych przez Niemców terenach II Rzeczypospolitej. Większość Ukraińców żyła w Ukrainie Radzieckiej, państwie o ograniczonej suwerenności i zerowej odpowiedzialności za to, co się działo na Wołyniu i w Galicji.

Dodatkowo w Związku Radzieckim pamięć o wszelkich przejawach działań niepodległościowych była wymazywana z pełną brutalnością. Podobnie jak pamięć po komunistycznym terrorze. Odzyskiwanie tej pamięci po odzyskaniu niepodległości w 1991 r. okazało się niezwykle trudnym procesem, bo wymagał wysupłania historii ukraińskiej z historii ogólnoradzieckiej oraz przywrócenia do obiegu podstawowych wydarzeń.

Te wydarzenia to odrębność ukraińskiej rewolucji 1917-21, okres ukrainizacji lat 20. XX w. zakończony Hołdomorem i eksterminacją elit intelektualnych, udział ukraińskiego społeczeństwa w II wojnie, z ponad 10 mln ofiar. Terror komunistyczny, terror nazistowski, Holokaust, deportacje ludności polskiej na Syberię, deportacja Tatarów krymskich, deportacje Ukraińców wspierających UPA i zbrojne podziemie.

Desowietyzacja pamięci

Pierwsza dekada niepodległości nie sprzyjała pełnej konfrontacji z historią, wpływy rosyjskie były wtedy jeszcze zbyt duże, pamięć społeczna zbyt mocno tkwiąca w ukształtowanej w ZSRR wyobraźni. Dopiero dojście do władzy Wiktora Juszczenki w styczniu 2005 r. przyspieszyło proces odzyskiwania historii, ale także kształtowania polityki historycznej zgodnie z interesem ukraińskiego państwa.

Częścią tego procesu było przywracanie pamięci o OUN i UPA, równolegle odbywała się praca historyków i polittechnologów od polityki historycznej, którym mniej zależało i zależy na historycznej prawdzie, a bardziej na tym, by historia służyła za podstawę narodowej mitologii. Co gorsza, wielu historyków myli rolę i przekonując, że zajmuje się nauką, uczestniczy w procesie mitologizacji (nie tylko w Ukrainie, w Polsce jest tak samo).

Prawda, mit, odwaga

Pisał o tym wiele lat temu ukraiński historyk Jarosław Hrycak w książce „Strasti za nacjonalizmom” (Pasja nacjonalizmu). W eseju „Tezy do dyskusji o UPA” pokazuje całą wieloznaczność nacjonalistycznego wątku ukraińskiej historii i to mieszanie się mitu z prawdą, która jasno pokazuje charakter zaplanowanej zbrodni, jaką była akcja antypolska. Hrycak w tym eseju idzie dalej, podejmuje nie tylko kwestię odpowiedzialności intelektualisty za zbrodnie popełnione w imię swojego narodu choćby przez niewielką jego część.

Stawia także pytanie, czy kierownictwo antykomunistycznego podziemia nie popełniło innych błędów, zakazując jakiegokolwiek angażowania się w życie publiczne w ramach państwa radzieckiego. W efekcie tego ultrapatriotyzmu, rozpowszechnionego na zachodniej Ukrainie, zablokowany został awans społeczny rzesz młodzieży. Być może uchroniła się ona przed sowietyzacją, ale jednocześnie straciła wpływ na rozwój, skazując się na prowincjonalizację.

Wojna z Rosją historyczną debatę przesunęła jeszcze bardziej w kierunku mitologizacji. To zrozumiałe, ale jeszcze bardziej zwiększa asymetrię w postrzeganiu faktów wspólnej polsko-ukraińskiej historii, zwłaszcza rzezi wołyńskiej. Ta asymetria nie powinna jednak być przeszkodą w uznaniu zasadniczej powinności – obowiązku pamięci o ofiarach i godnym ich pochówku.

Zapraszam do podkastu „Rozumieć Ukrainę”, który przygotowuję wspólnie z Agnieszką Lichnerowicz w ramach współpracy Fundacji TOK FM i Fundacji im. Stefana Batorego. W najnowszym, siódmym odcinku rozmawiamy o relacjach polsko-ukraińskich oraz charakterystycznej dla nich asymetrii. Premiera w środę 12 lipca o 15.