Wojna o świat

Bitwa o Donbas może rozstrzygnąć wojnę w Ukrainie pod względem militarnym. Pokój i rozstrzygnięcie polityczne zależeć jednak będzie nie tylko od wyniku zmagań zbrojnych. W wojnie, której konsekwencje dotykają całego świata, niemniej ważne jest to, kogo świat popiera. A to wcale nie jest takie oczywiste.

Sprawa wydawała się prosta w marcu, kiedy Zgromadzenie Ogólne ONZ podczas sesji specjalnej przyjmowało rezolucję zatytułowaną „Humanitarne konsekwencje agresji na Ukrainę”, a w istocie potępiającą rosyjską inwazję. Wniosek poparło 140 państw spośród 193 członków. Pięć głosowało przeciw, 38 się wstrzymało. Ukraińcy mieli prawo do stwierdzenia, że popiera ich cały świat, a Rosji niemal nikt.

Na początku kwietnia, podczas głosowania nad wykluczeniem Rosji z Rady Praw Człowieka ONZ, arytmetyka oddanych głosów ułożyła się inaczej. Za wykluczeniem agresora były 93 państwa, przeciwko 24, wstrzymało się aż 58. Tydzień po tym głosowaniu, 14 kwietnia, „Washington Post” opublikował artykuł pod znaczącym tytułem „Anti-Russia Alliance Is Missing a Big Bloc: The Developing World”.

Geografia poparcia dla Ukrainy staje się coraz bardziej złożona i nie wyznacza jej wcale oś wskazana przez Joe Bidena podczas przemówienia w Warszawie 26 marca. Prezydent USA mówił wówczas o czekającej nas długiej wojnie między siłami demokracji a recydywą autorytaryzmu. Tymczasem widać, że umacnia się narracja bliska celom Putina – podziału świata na Globalną Północ popierającą Ukrainę i Globalne Południe, które nawet jeśli wprost Rosji nie popiera, to zachowuje w większości neutralność.

Sytuację tę dosadnie wyraził ugandyjski generał Muhoozi Kainerugaba: „Większość ludzkości (która nie jest biała) popiera Rosję w konfrontacji z Ukrainą”. Dużo tu przesady, jak to z oświadczeniami komunikowanymi przez Twittera, ale też sporo racji. Ukraińcy, broniąc się przed rosyjskim imperializmem, przez to, że polegają w swej obronie na NATO, Stanach Zjednoczonych, Unii Europejskiej i tzw. Zachodzie oraz wyrażają prozachodnie aspiracje, zostali zaklasyfikowani nie tyle jako ofiary agresji, ile zakładnicy imperializmu, tylko amerykańskiego.

„Washington Post”, „Le Figaro” i inne tytuły wymieniają liczne argumenty powodujące, że kraje tak od siebie odległe i odmienne jak Meksyk, Argentyna, Indie, Afryka Południowa, Brazylia, Senegal, Mozambik zamiast popierać, wydawałoby się, oczywistą pod względem moralnym i jednoznaczną pod względem norm prawa międzynarodowego sytuację, wolą szukać argumentów, by się dystansować lub popierać Rosję.

Mieszają się więc względy historyczne, jak w Afryce, gdzie są państwa pamiętające rolę Związku Radzieckiego i jego pomoc w walce z europejskim kolonializmem. Rosja korzysta z tej pamięci jako spadkobierczyni upadłego ZSRR. Starą historię ożywia współczesna hipokryzja Zachodu, który próbuje narzucić normy walki z kryzysem klimatycznym, ale do dziś nie zdobył się na jednoznaczne deklaracje finansowej pomocy dla krajów Globalnego Południa, które w najmniejszym stopniu za globalne ocieplenie odpowiadają, a najbardziej z jego powodów cierpią.

Swoje dołożyła pandemia i niesławny „apartheid szczepionkowy”, czyli brak pomocy ze strony USA i Europy w dostępie do szczepionek mieszkańcom Afryki i innych biedniejszych rejonów świata. Tę lukę wypełnili Rosjanie, wciskając się ze Sputnikiem wzmocnionym propagandą rozsiewaną przez internet i telewizję RT.

Często przywoływanym dowodem hipokryzji Zachodu jest postawa wobec problemu Palestyny i zachowania Izraela. A także państwowy rasizm polegający na segregowaniu uchodźców według uznania. Tu dobrym przykładem jest Polska, która szeroko otworzyła się na uciekających z Ukrainy, w tym samym czasie wypycha za granicę z Białorusią osoby starające się o status uchodźcy, lecz przybywające z krajów Globalnego Południa.

Na to wszystko nakładają się interesy strategiczne, jak w przypadku Indii, które nie tylko kupują w Rosji istotną część swojego uzbrojenia, ale także prowadzą z Rosją grę wobec Chin (które grają z Rosją własną grę w rozgrywce o hegemonię w nowym porządku światowym).

Rosja, która wydawałoby się, że wojnę w Ukrainie przegrała pod względem informacyjnym, odzyskuje częściowo pozycję i uznanie w roli lidera ruchu przeciwko „zachodniemu imperializmowi”. Dzięki tej pozycji może liczyć na relatywizację swoich zbrodni i zrozumienie dla celów politycznych. W wymiarze praktycznym zaś chodzi o budowanie nowych powiązań gospodarczo-surowcowych, które umożliwią obejście zachodnich sankcji.

Sytuacja komplikuje się więc nie tylko na froncie działań zbrojnych, ale także na froncie narracyjnym. Tak czy inaczej, trzeba zrobić wszystko, by Ukraina odepchnęła rosyjską ofensywę. Już jednak należy myśleć, jak o tym opowiedzieć, by Rosja – agresor stosujący zbrodnie wojenne jako metodę walki – nie okazała się w szerokiej społecznej świadomości na świecie ofiarą zachodniego spisku.