Demokracja zmilitaryzowana

Niedocenianym przez zachodnich komentatorów aspektem wojny w Ukrainie jest przekonanie Ukraińców, że walczą nie tylko o suwerenność państwa, ale także o przetrwanie jako naród. Eksterminacja ludności cywilnej, której symbolem stała się Bucza, wzmocniła to przekonanie, nadając mu biologiczny wręcz sens.

To przekonanie powoduje, że Ukraińcy nie mogą się poddać, bo uległość nie daje żadnych gwarancji. Pewniejsza jest walka do końca, zwłaszcza gdy przynosi efekty. Podobna sytuacja, choć oczywiście w innej zupełnie skali, miała miejsce podczas Rewolucji godności. Na początku lutego 2014 r. na Majdanie wyświetlono dokument „The Square” pokazujący rewolucję egipską i wydarzenia na placu Tahrir.

Wtedy z pełną mocą wybrzmiała groza nadchodzącego nieuchronnie przesilenia i krwawego rozstrzygnięcia konfliktu. Tę grozę wzmagał fakt, że wcześniej, zgodnie z wprowadzonym prawem, udział w proteście stał się nielegalny, a zgromadzeni na Majdanie dostali SMS-y od służby bezpieczeństwa ostrzegające o złamaniu prawa. Jasny sygnał, że są namierzeni i mogą być ścigani po ewentualnym rozejściu. Nie pozostało nic innego, tylko walczyć do końca.

Nikt w 2014 r. nie spodziewał się, że ofiara Nebesnej Sotni – protestujących zabitych na Majdanie przez snajperów strzelających na rozkaz Janukowycza – będzie tylko wstępem do prawdziwej wojny o narodowe przetrwanie. Historyk Jarosław Hrycak wyjaśnia w podkaście #BatorywPolityce, że celem Putina nie jest ekspansja terytorialna. Jak stwierdził moskiewski metropolita prawosławny, ta wojna ma wymiar metafizyczny, jest starciem dwóch porządków moralnych, konfrontacją Wschodu z Zachodem.

Nie chodzi zatem o zwykłe podporządkowanie Ukraińców w ramach imperialnej ekspansji, ale o pozbawienie ich europejskiej, zachodniej tożsamości – wyrugowanie ukraińskości i rozpuszczenie w „ruskości”, której pełnym wyrazem jest naród rosyjski. O celu tym wyraźnie ostatnio pisał w Telegramie Dmitrij Miedwiediew, przypominając, że współczesna Ukraina to kontynuatorka III Rzeszy, a Ukraińcy twierdzący, że są Ukraińcami, to naziści, których dla dobra prawdziwych Ukraińców, czyli rozumiejących rosyjski pień swojej ukraińskości (co z tego, że takich niełatwo znaleźć), należy zdenazyfikować.

Co znaczy denazyfikacja, pokazały Bucza, Borodzianka, Kramatorsk, Mariupol, a lista się wydłuża. Więc w Ukraińcach krystalizuje się przekonanie potwierdzone samotną walką z silniejszym i bezwględnym wrogiem – niezależnie od przyszłych gwarancji bezpieczeństwa jedyną prawdziwą gwarancją będzie zdolność do samodzielnej obrony.

Pisał o tym już na początku wojny Witalij Portnikow, kilka dni temu mówił o tym prezydent Wołodymyr Zełenski w rozmowie z przedstawicielami ukraińskich mediów. Opowiadał o Ukrainie, która będzie jak wielki Izrael. Innymi słowy, przyszły model Ukrainy to demokracja zmilitaryzowana, co z kolei oznacza niemożliwość pełnego liberalnego modelu demokracji.

Wspomniany Jarosław Hrycak pytany o tę wizję Zełenskiego zwraca uwagę na inne zagrożenia, jakie niesie przyszłość. Priorytet dla bezpieczeństwa będzie oczywisty, podobnie jak konieczność utrzymania zdolności obronnej opartej na sile zbrojnej. To oznacza nieuchronność powstania wojskowej elity, która może mieć aspiracje do wpływu na politykę lub bezpośredniego zaangażowania w politykę po zakończonej służbie.

W efekcie może wzrosnąć ryzyko autorytaryzmu, choć na razie Ukraina wydaje się immunizowana na to zagrożenie. Model państwa horyzontalnego, zdecentralizowanego i uspołecznionego sprawdził się w czasie wojny, odejście od niego stwarzałoby zagrożenie dla odporności państwa i społeczeństwa.

Warto pamiętać o tych rozważaniach, gdy rozmawia się o przyszłej odbudowie Ukrainy. Nie wiadomo, jakie będą warunki pokoju, ale pewne jest, że doświadczenie tej wojny dołoży się do historycznej pamięci Ukraińców i przełoży na przekonanie, że warunkiem nie tylko suwerenności, ale i przetrwania jest zdolność do obrony przed zagrożeniem, które nawet po porażce Rosji i Putina pozostanie aktywne.

To zaś oznacza planowanie odbudowy ze świadomością konieczności poświęcenia istotnej części zasobów na rozwój potencjału obronnego, a nie tylko na rozwój infrastruktury i gospodarki. Obecnie najintensywniej chyba wojnę w Ukrainie śledzą mieszkańcy Tajwanu. Też żyją w ciągłym zagrożeniu ze strony wielkiego sąsiada, który nie uznaje ich suwerenności. Opór Ukrainy jest pokrzepiającym dowodem, że mimo dysproporcji starcie z większym agresorem nie skazuje z góry na porażkę.

Co jednak ta świadomość szansy na skuteczną obronę oznacza dla codziennego funkcjonowania w czasie pokoju?