Rosja. Problem winy

Ten wpis poświęcam Ołeksandrowi Irwańcowi, poecie, który zdecydował wraz z żoną Oksaną, że pozostaną w atakowanym Irpieniu. Gdy piszę te słowa, od wielu godzin nie ma z nimi kontaktu, przyjaciele upowszechniają na Facebooku jego ostatni, opublikowany 5 marca wiersz o przebaczeniu, a raczej niemożliwości przebaczenia Rosjanom. Poniżej, w moim przekładzie, krótki esej z 2 marca „Szukając rosyjskiego Jaspersa”.

Szukając rosyjskiego Jaspersa

Piszę te linijki, będąc ciągle w Irpieniu, jutro zakończy się pierwszy tydzień wojny. Zbliża się wiosna, która już na pewno nie stanie się „rosyjska”, raczej na odwrót.

Za oknami z oddali słychać armatnie salwy. Zaparzyłem mocnej herbaty (Oksana zdołała złapać kilka ostatnich paczek w supermarkecie jeszcze 24 lutego) i tak sobie rozmyślam o Karlu Jaspersie oraz jego „Problemie winy”. Swą pracę napisał zaraz po wojnie, w 1946 r., już w pokonanych, okupowanych, rozbitych, upokorzonych, ale jeszcze niezdenazyfikowanych Niemczech. Można powiedzieć, że stąpał po ciepłych jeszcze śladach. Niemiecki filozof dzieli winę na cztery kategorie: kryminalną, polityczną, moralną i metafizyczną. Odpowiednio podmiotami orzekającymi są sąd, zwycięzca, sumienie i Bóg. Dodatkowo winy u Jaspersa dzielą się wzdłuż linii, wzdłuż której biegnie proces osądzania zwyciężonego – z zewnątrz czy z wnętrza. Charakter zewnętrzny ma proces osądzania w dwóch pierwszych kategoriach, z sumieniem i Bogiem jest już jednak sprawa bardziej złożona. Zmuszać człowieka do żalu, wymagać skruchy – nie ma sensu. Siłą nikogo nie przekonasz. Człowiek musi samodzielnie dojść do prawdziwego zrozumienia przewinienia. I to szczerze, z głęboką świadomością złego charakteru swego postępowania. Ze łzami wstydu i skruchy, z udrękami duszy, cierpiąc bezsenność.

Badacze piszą, że swą pracą Jaspers stworzył podstawy filozofii denazyfikacji Niemiec. Użyłem tego słowa – „denazyfikacja”. Użył go także Putin w swoim uzasadnieniu napaści na Ukrainę: celem inwazji miała być „demilitaryzacja i denazyfikacja” naszego państwa. Najwyraźniej jednak oba te procesy po naszym zwycięstwie warto byłoby zastosować wobec Federacji Rosyjskiej, jak jednak tego dokonać?

Wojna trwa i zdaję sobie sprawę: do zwycięstwa nie tak blisko, choć chcę wierzyć, że ostatecznie zwycięży strona Dobra, po której znajduje się Ukraina, my wszyscy. I co dalej? Czy pozwolimy wrogowi odpełznąć po cichu do Rostowa i Biełgorodu, a sami będziemy świętować jego wygnanie, nie przekraczając granicy? Czy też pogonimy kata do Moskwy, za Ural, za Bajkał i dalej? (I nad Oceanem Spokojnym zakończymy swój marsz?). Wątpliwe, własnych sił w Ukrainie nie starczy, a nie wiadomo, czy uda się stworzyć zbrojną antyputinowską koalicję. Jak więc osiągnąć cel – doprowadzić do szczerej skruchy i uświadomienia przewiny ponad 100-milionowy naród Federacji Rosyjskiej?

Czytam aktualne rosyjskie dyskusje, wszystkich tych kasparowów, bykowów, chodorkowskich i szenderowiczów – w ich liberalnych, szczerze pacyfistycznych tekstach przecieka słabiutka, doskonale zakamuflowana niezgoda na rzeczywistość, na rozwój wydarzeń. „Oj, żeby tylko Ukraina nie wpadła w samozachwyt!” – martwi się Dmitrij Bykow na szpaltach „Nowej Gaziety” 1 marca. „Nie chodzi o to, że przyszłość jest za Ukrainą, twierdzę, że do Ukrainy należeć będzie przywództwo…”. Takie oto słowolejstwo rzadkie jak wypróżnienia chorego żołądka lub chorego umysłu. Na razie nie słychać w Rosji nowego Jaspersa, który w sposób uporządkowany rozłożyłby wszystko na kawałki w świadomości tego wielomilionowego konglomeratu pognębionych narodów, który nazywa siebie Rosjanami.

W okupowanych Niemczech w drugiej połowie lat 40. ubiegłego stulecia w ramach procesu denazyfikacji Amerykanie stosowali różne środki wychowawcze, m.in. zmuszali obywateli pokonanej Rzeszy do rozkopywania bezimiennych grobów znajdujących się w sąsiedztwie obozów koncentracyjnych i więzień, sortowania szczątków, podejmowania prób identyfikacji zmarłych, a następnie do organizowania pogrzebów z godnością, w zgodzie z religijnymi rytuałami. Można sobie wyobrazić, że to doświadczenie pomagało w otrzeźwieniu wielkiego europejskiego narodu, głębokiemu uświadomieniu własnej przewiny i moralnemu oczyszczeniu przez akt pokuty. Wątpliwe, by Niemcy wykonywali tę żmudną pracę z zadowoleniem, bo niewiele w niej przyjemnego.

W jaki jednak sposób doprowadzić do otrzeźwienia współczesnych Rosjan – i to nie w Moskwie czy Petersburgu, gdzie „liberalna inteligencja” jest całkiem liczna, ale we wszystkich tych kaługach, twerach i omskach-tomskach? Jak przekonać ich, że cały ich wielki kraj nurza się w zbrodniczości głębokiej i bezwzględnej? Kto weźmie na siebie to ważne i niewdzięczne zadanie w największym pod względem terytorium państwie świata?

Ktoś na Facebooku zaproponował, żeby pojmanych rosyjskich żołnierzy nie zwalniać i oddawać od razu ich matkom, nie odsyłać w zorganizowanych grupach przez Czerwony Krzyż – niech ich matki przyjadą same zabierać swoich synów z Ukrainy, każda z osobna. Niech jadą przez Czernichów, Cumy i Ochtyrkę, niech zobaczą ruiny centralnego placu w Charkowie i zburzone osiedla mieszkaniowe Chersonia, ślady odłamków na wieżowcach Irpienia i Buczy, przestrzelone na wylot budynki przedszkoli i szkół, wyrwy w drogach i polach wzdłuż dróg – wszystkie te straszne świadectwa dokonań ich synów.

Można sobie wyobrazić, że taka metoda przyniosłaby skutek – czy jednak do końca? Czy to wystarczy dla szczerego uświadomienia istoty putinowskiej Rosji, która w dwie dekady przekształciła się w potworne monstrum i do niedawna jeszcze, zaledwie przed tygodniem, patrzyła na zalękniony świat i rozdrapywała wrzód poczucia wielkości wyrosły w swojej świadomości?

Gdzie jest ten nowy Lew Tołstoj, który opowie Rosjanom gorzką i brutalną prawdę. Ahoj! Odezwij się.

W odpowiedzi – milczenie…

2 marca 2022 r.

Esej ukazał się w oryginale na portalu zbrucz.ua pt. „У пошуках російського Ясперса”.