Putin. Pośmiertny projekt polityczny

Tytuł skopiowałem z rosyjskiej „Nowoj Gazety”, która opublikowała krótki wywiad o przyszłości Ukrainy z rosyjskim poetą Dmitrijem Bykowem. Rozmowę ze znanym liberalnym krytykiem Kremla zdjęła cenzura, wywołał także polemikę w Ukrainie.

Bykow jest przekonany, że Putin może jeszcze trochę porządzić, wojna może potrwać, ale przyszłość już się rozstrzygnęła. Kończy się mianowicie moskiewski etap historii słowiańszczyzny i zaczyna kijowski. Ukraińcy, stawiając opór Moskwie, udowodnili, że są w stanie podjąć się roli przywódczej wobec słowiańszczyzny w XXI w.

Wołodymyr Zełenski okazał się tricksterem, klownem, który wyrósł na bohatera i ogrywa napuszonego, zakochanego w sobie Putina. Upór, ironia, dystans do siebie to cechy wyróżniającego Zełenskiego, ale też wyrażające ukraiński charakter podczas dziejowej próby. Jeśli tylko Ukraińcy nie popełnią błędu, który zgubił Rosjan – błędu samouwielbienia – to staną się wzorem.

Podczas wojny z Rosją udowodnili, że dysponują (wywiad ukazał się 1 marca, wojna trwa w najlepsze) najważniejszą umiejętnością w XXI w. – zdolnością do samoorganizacji – i pokazali, że najważniejszym zasobem jest człowiek jako autonomiczny podmiot.

Rewelacje Bykowa spotkały się z odpowiedzią znanego ukraińskiego historyka Jarosława Hrycaka. Na łamach „Ukraińskiej Prawdy” napisał, że owszem, Rusi Moskiewskiej już nie ma, ale Kijowskiej nie będzie. Bo słowiańszczyzna to wiele narodów, z których zdecydowana większość, z Ukrainą włącznie, dokonała wyboru – nie chcą odrębnego Słowiańskiego Świata, tylko przynależności do Zachodu i Europy.

Hrycak wprost atakuje Bykowa jako emanację rosyjskiego liberalnego myślenia, które lokuje w Ukrainie marzenie o lepszej Rosji, której nie udało się zbudować w Rosji właściwej. W istocie to wariant tego samego imperialnego myślenia, które napędza Kreml. Jednak Rosję, nawet w jej liberalnym wydaniu, i Ukrainę dzieli przepaść, to dwa światy, które nie wiadomo czy kiedykolwiek się zejdą.

Jeszcze gwałtowniej zareagował na wywód Bykowa poeta Ołeksandr Irwaneć w eseju „Poszukując rosyjskiego Jaspersa” (opublikowałem go w swoim przekładzie w poprzednim wpisie). Pomysły ludzi takich jak Bykow porównuje do skutków rozwolnienia i pyta o rzecz znacznie ważniejszą: czy wśród rosyjskich liberałów znajdzie się ktokolwiek zdolny do postawienia Rosjan wobec faktu podstawowego, jaki uprzytomniła agresja na Ukrainę: że są narodem zbrodniarzy i muszą zmierzyć się, jak Niemcy po II wojnie światowej, z problemem winy.

To niezwykle ciekawa dyskusja, bo rzeczywiście pokazuje, jak wielka odległość dzieli wyobraźnię historyczną i polityczną Rosjan i Ukraińców. Bo w przypadku Ukrainy krytyka rosyjskich liberałów nie kończy się na Hrycaku i Irwańcu, równie ostro wypowiadała się o nich zawsze Oksana Zabużko i wielu innych intelektualistów.

W tym momencie jednak dochodzi do ciekawego przesilenia, które najmocniej wyraża esej Irwańca. Dotychczas Ukraińcy starali się oddzielać państwo rosyjskie ze swoją zbrodniczą polityką od samych Rosjan. Napaść na Ukrainę zmieniła wszystko, nie ma już niewinnych Rosjan. Pozostaje problem winy. Wcześniej jednak trzeba zakończyć wojnę.