Na Wschodzie bez zmian
Nocny spektakl Władimira Putina przejdzie do historii. Na ile jednak wystąpienie prezydenta Rosji i ogłoszone decyzje zmienią historię, pozostaje otwartym pytaniem. To jednak historia, a raczej jej interpretacja stała się kluczowym argumentem w politycznej i geopolitycznej rozgrywce.
Władimir Putin potrzebował blisko godziny, by dojść do ogłoszenia najważniejszej decyzji – uznania niepodległości tzw. Ludowych Republik Donieckiej i Łuhańskiej. Chwilę później padł rozkaz o wysłaniu tam rosyjskich wojsk (w celach obrony pokoju, rzecz jasna). Tak prezydent Rosji odpowiedział na zakończoną niedawno Monachijską Konferencję Bezpieczeństwa. Tu link do stenogramu.
Większą część wystąpienia Putina zajął wykład o historii tłumaczący, że niewinną ofiarą dziejowego procesu jest Rosja, na której po rozpadzie ZSRR dokonano grabieży ziem i ludzi od zawsze integralnie przynależnych Rosji. Drogę do tej grabieży otworzyły błędy bolszewików, którzy dla utrzymania władzy po rewolucji przekombinowali, grając prawną suwerennością państw tworzących Związek. Do błędów bolszewików dołożyła się głupota przywódców ZSRR.
Najlepiej było ją widać na przykładzie Ukrainy, zdaniem Putina tworu bez historii i politycznej tożsamości. Za faktycznego twórcę ukraińskiej niepodległości w jej współczesnym kształcie terytorialnym uznać należy Lenina. Ale niewdzięczni Ukraińcy nie docenili jego zasług, obalając pomniki wodza Października, próbując zapomnieć o historii. Podobnie jak wtedy, gdy usuwali pomnik Suworowa w Połtawie.
Sposób myślenia Putina o historii można już było poznać, tym razem wykładnia procesu dziejowego służyła nie tylko legitymizacji rosyjskich roszczeń, czyli ni mniej, ni więcej procesu rekonstrukcji imperium w jego historycznych granicach, czyli tam, gdzie Moskwa uzna, że Rosja historycznie sięgała i zamieszkiwali ją historyczni Rosjanie.
Historia w wystąpieniu Putina służyła też budowie właściwej perspektywy. Widać ją doskonale we fragmencie, gdzie prezydent Rosji odnosi się do uspokajających wypowiedzi niektórych państw Zachodu, zapewniających, że możliwość wstąpienia Ukrainy do NATO nie ziści się jutro, co potwierdzają nawet Amerykanie.
Собственно, и американские наши партнеры тоже об этом говорят. „Хорошо”, – отвечаем мы, – „не завтра, так послезавтра. Что это меняет в исторической перспективе? По сути, ничего”.
W wolnym przekładzie: „no dobrze, jak nie jutro, to pojutrze. Co to zmienia w perspektywie historycznej? W istocie nic. Ergo potencjalna zapowiedź wstąpienia Ukrainy do NATO oznacza faktyczne rozszerzenie NATO, nieważne, czy zrealizuje się ono za dziesięć, czy 100 lat.
Prezydent Litwy skomentowała, że Putin zawstydził Kafkę i Orwella swoją argumentacją i wyobraźnią. Rzeczywiście, można stwierdzić, że mówił jedynie o obronie Rosji przed realizowaną od rozpadu ZSRR agresją Zachodu. Jej wyrazem mają być kolejne fale rozszerzania NATO, które przybliżają instalacje wojskowe Sojuszu w stronę granic Rosji.
Ciekawe, że ani słowa nie powiedział, że to przesuwanie granic jest przywracaniem symetrii – wszak po drugiej stronie granicy, w Rosji, te instalacje już od dawna są. To fakt, że natowski system rakietowy umieszczony w polskim Radzikowie skraca czas osiągnięcia w Rosji, co jednak z rosyjskimi Iskanderami w Obwodzie Kaliningradzkim?
Innymi słowy, Rosja rości sobie prawo do zapewnienia bezpieczeństwa kosztem najbliższego geograficznego otoczenia – Putin powtórzył główne żądania wobec USA i NATO: koniec rozszerzania Sojuszu i wycofanie instalacji natowskich do granic sprzed 1997 r. A więc także z Polski.
Co oznacza uznanie niepodległości tzw. republik? Formalnie zerwanie porozumień mińskich. I jednocześnie faktyczne wypełnienie treścią stanowiska Ukrainy przyjętego w 2018 r. uchwałą Rady Najwyższej. To wtedy Ukraina zakończyła oficjalnie tzw. operację antyterrorystyczną (ATO) i uznała, że tereny Donbasu są okupowane przez Rosję.
Rosja cały czas zarzut o okupacji odrzucała, teraz ten element ciuciubabki kończy się. Pytanie tylko, czy kolejnym etapem będą referenda w sprawie akcesji Doniecka i Łuhańska do Rosji. W rosyjskiej telewizji już się rozpoczęła kampania w tej sprawie pod hasłem powrotu Doniecka i Donbasu do ojczyzny.
Putin wykonał de facto krok wojenny, w ramach jednak operacji rozpoczętej w 2014 r. przez aneksję Krymu. Z kolei aneksja Krymu była odpowiedzią, na nacjonalistyczny i neonazistowski przewrót w Kijowie (takich określeń używa Putin). Przed Majdaniem Rosja realizowała swój cel „pokojowo”, próbując rekonstrukcji imperium przez integrację postsowieckiej przestrzeni w ramach procesu politycznego realizowanego z powolnymi Moskwie liderami.
Rewolucja Godności zmieniła sytuację, Moskwa straciła polityczną kontrolę nad Kijowem, więc rozpoczęła się realizacja wariantu zbrojnego. Od tamtego czasu niewiele się zmieniło – wyznaczony plan jest systematycznie realizowany. Czy będzie zrealizowany jutro, czy pojutrze – jakie to ma znaczenie, powtórzmy za Putinem. Nic wobec historii.
Nic się więc nie zmieniło i wszystko się zmieniło, bo po euforycznym zakończeniu monachijskiego szczytu Zachód dostał odpowiedź, na którą musi zareagować. I to właśnie ta reakcja zadecyduje o przyszłości świata. Putin położył na stole karty i obok nich pałkę. Kart nie ma zbyt silnych, ale dobrze blefuje, więc liczy na efekt pałki.
Na zakończenie – w najnowszej „Polityce” omawiam najnowszą książkę Oksany Zabużko „Planeta Piołun”. W tekście niewiele o polityce, Zabużko daje jednak dobry pretekst do wycieczki w ukraińską kulturę i tożsamość, z którą Putin ma taki problem, a my z kolei praktycznie nie znamy. I na to właśnie liczy – świat nie zna historii i kultury Ukrainy i Białorusi, w czasach ZSRR obiegowo mówiło się o Związku Rosja, niezależnie, czy rozmowa dotyczyła Moskwy, Kijowa, czy Mińska.
To przekonanie w głowach pozostało mocno, korzystając z powszechnej ignorancji. Putin bardzo na nią liczy, opowiadając androny o historii, która tak bardzo skrzywdziła kochającą pokój Rosję. A poniżej bardziej poetycka wykładnia rosyjskiej doktryny w wykonaniu Żanny Biczewskiej.