Afryka, bliskie sąsiedztwo

Pod hasłem resetu we wzajemnych relacjach zakończył się szczyt Unia Europejska-Unia Afrykańska. W tym samym czasie Francja przyznała się do fiaska operacji Barkhane i zaczęła wycofywać wojsko z Mali. Ale co nas to obchodzi, Afryka jest daleko, a przy naszej granicy tli się wojna.

Nie będę wdawał się w polityczną analizę szczytu i jego efektów, lepiej to zrobili fachowcy, jak Andrzej Polus w rozmowie z Kubą Janiszewskim w TOK FM. W skrócie: chodzi o to, by przeciwstawić chińskiemu projektowi jednego pasa i jednej drogi inicjatywę Global Gateway (oczywiście aż tak otwarcie nie mówi się o czynniku chińskim). Kluczowym elementem jest pakiet inwestycyjny 150 mld euro, by w perspektywie 2030 r. uzyskać w Afryce m.in. wzrost mocy z odnawialnych źródeł energii o 300 GW, powstanie instalacji do wytwarzania czystego wodoru odpowiadającego 40 GW mocy. Warto dodać, że to firmy europejskie są ciągle największym inwestorem w Afryce, lokują tam wielokrotnie więcej niż Chińczycy czy Amerykanie.

Wątków jest wiele, cyfryzacja, adaptacja do zmian klimatu, rozwój rolnictwa, inwestycje w kapitał ludzki i zdrowie. UE zobowiązała się do przekazania do połowy roku 450 mln dawek szczepionek przeciw covid (równowartość 3 mld euro) i transferu technologii mRNA do samodzielnego wytwarzania szczepionek przez kraje afrykańskie (Egipt, Kenia, Nigeria, Tunezja, RPA, Senegal).

Ciekawa była retoryka – strona europejska mówiła o konieczności głębokiej redefinicji relacji, odejścia od pokusy neokolonialnego paternalizmu. Afrykanie mówili, że chcą od Europy mniej słów, a więcej konkretów: otwarcia rynku na produkty z Afryki, wsparcia industrializacji, a nie tylko projektów proklimatycznych i zakończenia apartheidu zdrowotnego polegającego na kontroli technologii medycznych przez europejskie korporacje, co uniemożliwia dostęp do leków po cenie dostępnej dla mieszkańców Afryki.

Afrykański potencjał

No dobra, co to wszystko nas jednak obchodzi w Polsce? Cóż, Afryka to najbliższe sąsiedztwo Unii Europejskiej, nawet jeśli nam wydaje się odległym kontynentem. Kontynentem zróżnicowanym, złożonym z 54 państw, najmłodszym pod względem demograficznym i najszybciej rozwijającym się ludnościowo. O ile kraje Unii z obecnych 447 mln skurczą się do 416 mln w 2100, o tyle w Afryce liczba mieszkańców potroi się z obecnych 1,3 mld do 4,2 mld. Nigeria z 800 mln mieszkańców stanie się drugim po Indiach najludniejszym krajem świata.

Tak mówią prognozy demograficzne, nawet jeśli granice błędu są duże, to i tak trendy są jednoznaczne. Efektem tej dynamiki będzie wzrost liczby ludzi w wieku produkcyjnym – w ciągu 30 lat zasoby pracy w Afryce powiększą się o 800 mln osób. To wielka szansa i wyzwanie jednocześnie, bo kraje Afryki cierpią na chroniczny niedorozwój infrastruktury, która umożliwiłaby wykorzystanie potencjału. Ciągle w większości państw podstawą gospodarki jest rolnictwo oraz surowce pierwotne.

Cyfrowa rewolucja

Afrykański potencjał widać najlepiej, przyglądając się przygodzie z telefonią komórkową. Świetnie opisuje ją Achille Mbembe, filozof z Kamerunu (w Polsce ukazała się jego „Polityka wrogości”). Telefony wkroczyły do Afryki na początku tego stulecia i okazały się nie tylko faktem technologicznym, który umożliwił zaistnienie takich innowacji jak mobilny bezgotówkowy obrót finansowy. Szybko stały się elementem kultury, który doskonale wkomponował się w tradycyjne metafizyki i myślenie o rzeczywistości, zwane przez zachodnich antropologów animizmem.

O ile Zachód potrzebował do opisu symbiozy człowieka z takim obiektem jak telefon komórkowy, a później smartfon figury cyborga, o tyle mieszkańcy Afryki nie potrzebowali niczego wymyślać – zachodnia myśl posthumanistyczna okazała się zgodna z afrykańską kulturą przedkolonialną zakodowaną w mitach, opowieściach, rytuałach.

Dżudżu doskonałe

Myśl Mbembe podjął Francis Nyamnjoh, także pochodzący z Kamerunu antropolog, który podczas wykładu głównego na Konferencji Cyfrowej Humanistyki w 2019 r. wyjaśniał pracowicie, że cyfrowe technologie to dla mieszkańców Afryki dżudżu – technologie służące uzupełnianiu niekompletności osoby, która jest z kolei wyrazem niekompletności każdego bytu: „natura jest niekompletna, świat nadnaturalny jest niekompletny, Ludzie są niekompletni, podobnie ludzkie działania i osiągnięcia”.

Odpowiedzią na tę niekompletność jest poszukiwanie sposobów jej wypełnienia poprzez relacje z innymi ludźmi i obiektami magicznymi – dżudżu, by przez tak konstruowaną kompleksowość mieć siłę do konfrontacji ze światem w jego naturalnym i nadnaturalnym wymiarze.
Telefon, smartfon i rozwijająca się za nimi sieć to dżudżu doskonałe, najlepiej z dotychczasowych technologii pozwala budować relacje i radzić sobie z niekompletnością rzeczywistości.

Nyamnjoh wyjaśniał słuchaczom, że nie chodzi o wykorzystanie nowych narzędzi w roli „technologii siebie”, służących konstruowaniu wzmocnionych jednostek w ramach indywidualistycznych strategii samodoskonalenia. Niekompletność to cecha zasadnicza i nieusuwalna, możliwość osiągnięcia kompletności to iluzja, złudzenie. Kto tego nie dostrzega, staje do bezsensownej, wyniszczającej walki o przewagę i dominację. Kto to uzna, otworzy się przed nim nieskończony świat przepływów, połączeń i przyjaźni istnień, „świat, w którym nikt nie ma monopolu na władzę i na bezsiłę, świat, w którym ludzie i rzeczy uzupełniają się wzajemnie i zastępują”.

To, co myśliciele Zachodu odkrywają pod hasłem ontologii relacyjnej i rozwijają w ramach różnych nurtów myśli posthumanistycznej, ma w Afryce głębokie zakorzenienie w metafizyce z czasów przedkolonialnych i nie zmieniło tego doświadczenie kolonialnego podboju i konfrontacji z religiami monoteistycznymi, chrześcijaństwem i islamem. Cyfrowe technologie pomogły mieszkańcom Afryki na nowo odkryć siebie i wartość rdzennych kultur, które okazały się bezcennym zasobem do kolonizacji przyszłości. Wyrazem tego odkrycia jest futuryzm i dżudżuism, kulturowe nurty zdefiniowane w 2019 r. przez nigeryjską pisarkę Nnedi Okorafor.

Dekolonizacja technologii

O afrykańskim futuryzmie będę jeszcze pisał, to niezwykle ciekawy i inspirujący nurt kulturowy. Adatpacja nowych technologii w Afryce odbywa się często pod znakiem dekolonizacji technologii, której wielkim orędownikiem jest Clapperton Chakanetsa Mavhunga, profesor bostońskiego MIT, autor licznych badań i książek o wykorzystaniu nowych rozwiązań technicznych, innowacjach i ich związkach z tradycyjną afrykańską wiedzą.

Co ważniejsze, to odkrycie nowych technologii stało się też ważnym punktem odbicia dla młodych mieszkańców krajów afrykańskich (60 proc. spośród 1,3 mld mieszkańców Afryki ma poniżej 25 lat). W 2020 r. zostały opublikowane badania African Youth Survey, w sondażu odpytano młodzież 14 krajów subsaharyjskich. Tytuł raportu mówi wiele: „Narodziny afrooptymizmu”.

Afrooptymizm

Wbrew europejskim fantazjom o hordach migrantów z Afryki jej mieszkańcy wolą żyć i rozwijać się u siebie. Wierzą w przyszłość, 72 proc. docenia wagę problemów klimatycznych, większość żywi przekonanie, że XXI stulecie będzie należeć do Afryki, a kluczem do tej przyszłości jest wiedza i technologia.

Na zakończenie więc – z perspektywy afrooptymizmu – warto sięgnąć, a na pewno powinni byli to zrobić uczestnicy szczytu UE-UA, po książkę Abdourahmana Waberi „Aux États-Unis d’Afrique” (W Stanach Zjednoczonych Afryki). Political science fiction dziejące się w nieodległej przyszłości, kiedy to Stany Zjednoczone Afryki muszą się bronić przed falą imigrantów z Europy. Biali uciekają ze Starego Kontynentu przed nędzą, do jakiej doprowadził głęboki kryzys.

Czarny humor

Podobny motyw występuje w filmie „Africa Paradis” (Afrykański raj) Sylvestre’a Amoussou, tu data nawet jest dokładnie określona – kryzys migracyjny wybucha w 2033 r. Oba utwory, książka i film, pochodzą z 2006 r. Z punktu widzenia mieszkańca Europy można by je nazwać doskonałymi próbkami czarnego humoru. Poniżej trailer „Africa Paradis”.