Wyobraźnia, głupcze!

Jakie będą efekty Wrocławskiego Kongresu Kultury? Odpowiedź przyniesie czas. Poniżej tekst mojego wystąpienia rozpoczynającego otwartą część spotkania.

Witając Wrocławski Kongres Kultury, nie mogę nie skorzystać ze światła, jakie się niesie z supergwiazdy kultury – nie tylko wrocławskiej. Pamiętamy słowa Olgi Tokarczuk z mowy noblowskiej wygłoszonej w grudniu 2019 r. „Świat umiera, a my tego nawet nie zauważamy”. Nie zauważamy, bo nie chcemy zauważyć – gdy pisarka wypowiadała swoje słowa, koronawirus SARS-CoV-2 nie próżnował, zakażając w Chinach kolejne ofiary.

Wydawało się jednak, że nie ma powodu do globalnego alarmu. W styczniu w szwajcarskim Davos jak co roku spotkali się możni tego świata, by zastanawiać się nad wyzwaniami przyszłości. W Nowym Jorku jak co roku odbyło się Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych, podczas którego sekretarz generalny Antonio Guterres ostrzegał przed czterema jeźdźcami apokalipsy.

Lekcja lockdownu

Chwilę później świat zamarzł zamknięty w lockdownie i pandemicznych restrykcjach, a najlepszą miarą owego zahamowania jest spadek emisji gazów cieplarnianych – mają być w 2020 r. o 8 proc. mniejsze niż rok wcześniej. To największy roczny spadek w dziejach pomiarów. Odpowiada on spowolnieniu działalności gospodarczej, które np. w Wielkiej Brytanii z uporem konkludującej proces brexitu osiągnie największy poziom od 1709 r., czyli od ponad 300 lat.

Nie o gospodarce mamy jednak mówić, tylko o kończącym się świecie, świecie, w którym kluczową, jeśli nie najważniejszą rolę dla uczestników Kongresu zajmuje kultura. Zamknięte przez pandemię instytucje kultury i sztuki, przyspieszona prekaryzacja i tak już prekarnej kondycji większości ludzi kultury skłania do radykalnego pytania: czy koniec świata oznacza też koniec kultury? Odpowiedź zależy od przyjętej perspektywy.

Ta bardziej doraźna prowadzi do konstatacji, że kończy się świat, jaki znaliśmy, z wzorami życia i konsumpcji, do których nie da się powrócić czy to ze względów ekonomicznych, czy sanitarnych, czy ekologicznych. Jeśli bowiem chcemy ustrzec się przed apokalipsą wynikającą z katastrofy klimatycznej, 8-procentowy roczny spadek emisji gazów cieplarnianych powinien stać się normą obowiązującą do 2030 r. po to, by wejść na poważnie na drogę stabilizacji wzrostu temperatury atmosfery na poziomie 1,5 st. C powyżej czasów przedprzemysłowych. Taki wzrost już jest niebezpieczny, nie grozi jednak najprawdopodobniej globalną katastrofą. Innymi słowy, potrzebujemy co roku podobnej pandemii jak covid-19, jeśli chcemy przeżyć.

Kryzys wyobraźni

Przecież to absurd, przyzna słusznie każdy rozsądnie myślący. Owszem, absurdalność stwierdzenia o leczeniu kryzysu ekologicznego kryzysem zdrowotnym pokazuje wyzwanie, przed jakim stanęliśmy. Bo jeśli nie pandemia co roku, to co może nas skłonić do budowy nowego świata w zgodzie z możliwościami ekosystemu?

Z pytaniem tym musimy zmierzyć się wszyscy. Także, a może zwłaszcza ludzie kultury. Problem w tym, że w drodze do odpowiedzi musimy rozwiązać kluczowe napięcie wynikające z niewspółmierności skal czasowych, w jakich toczą się różne procesy.

Oto więc z jednej strony możemy posłużyć się parafrazą hasła ruchów na rzecz klimatu i napisać na sztandarach: na martwej planecie nie będzie kultury. Ci jednak, co dziś walczą o przetrwanie, a często dosłownie o przeżycie, odpowiedzą kontrhasłem: zanim nadejdzie koniec świata, trzeba dożyć do końca miesiąca.

Czy można rozbroić to napięcie? Czy można zamienić je na źródło nowej energii na rzecz potrzebnych zmian? Nie istnieje prosta odpowiedź. Wiadomo jednak, że odpowiedzi tej nie znajdziemy, nie zwracając się po pomoc do kultury. O jej znaczeniu przypomniała Olga Tokarczuk we wspomnianej mowie noblowskiej.

Rola kultury i sztuki

Można ją odczytać jako wyrafinowany wykład o literaturze. Któż nie zapamiętał figury Czułego Narratora? Dla mnie jednak mowa Tokarczuk jest wielkim wykładem o złożoności świata i współzależności biegnących w nim zjawisk, od przecinających się ludzkich losów po procesy geo- i ekologiczne z tymi losami sprzęgnięte.

Świat ten poznajemy coraz lepiej dzięki nauce. To nauka wyjaśnia nam, dlaczego klimat się zmienia, jaką za to odpowiedzialność ponosi człowiek i co należy zrobić, by uniknąć katastrofy. By jednak zrozumieć sens prawdy naukowej, trzeba dojść do istoty rzeczy, do prawdy rozumianej jako zdolność zrozumienia owej złożoności i współzależności świata. Dostęp do takiego rozumienia świata wiedzie przez kulturę, przez sztukę, która swymi dziełami wchodzi w relacje współodczuwania i wyrażania rzeczywistości nie na poziomie faktów, ale głębiej – na poziomie strukturalnej złożoności.

Ognozja

Olga Tokarczuk nazwała taką zdolność do rozumienia i odczuwania świata ognozją. Pojęcie to po raz pierwszy pojawiło się w eseju noblistki otwierającym projekt „Ex-centrum”. Zdolność do ognozji można osiągnąć jedynie poprzez bycie w kulturze, przez obcowanie ze sztuką, przez ciągły trening polegający na konfrontowaniu się ze złożonością świata. Tylko w ten sposób można ukształtować twórczą wyobraźnię, która z kolei jest warunkiem znalezienia odpowiedzi na opisane wcześniej napięcie.

Olga Tokarczuk pokazuje jednak, że tak rozumiana kultura, kultura jako metafora złożoności, jest w odwrocie, przeżywa kryzys. Dlaczego? Potrzebuje bowiem do swego rozwoju kilku elementów. Kluczowy jest ów Czuły Narrator, twórca lub twórcy zdolni nie tylko do ognozji, ale także do twórczej jej ekspresji. Na nic jednak robota Czułego Narratora, jeśli nie podejmie jej Współodczuwający Czuły Odbiorca.

Kryzys kultury

Tu niestety, twierdzi noblistka, mamy kryzys. W literaturze objawia się on odwrotem od fikcji literackiej na rzecz literatury faktu, w debacie publicznej – literalizmem polegającym na niezdolności do posługiwania się ironią, na nieumiejętności myślenia metaforycznego. Szerzej, w całym polu kultury, kryzys wyraża się proletaryzacją. Jest ona konsekwencją postępującego utowarowienia i podporządkowania logice akumulacji kapitału już nie tylko samej produkcji kulturowej, ale także przekształcania w produkt uczestników kultury oraz podporządkowywania instytucji kultury i sztuki paradygmatowi efektywności i produktywności.

Czy pogrążająca się w kryzysie kultura jest w stanie wydobyć nas z kryzysu końca świata, skoro najwyraźniej jest tego kryzysu ważną przyczyną? Nie zauważyliśmy, że świat umiera, bo zabrakło nam wyobraźni i zdolności do ognozji. Jak w takim razie mamy je wyzwolić teraz, kiedy trzeba wyobrazić sobie nowy świat? Znowu: nie ma prostej odpowiedzi. Wiele zależy jednak od tego, jak wykorzystamy lekcje kryzysu wywołanego pandemią covid-19. Uwidocznił on to, co w ludziach i społeczeństwach najlepsze i najgorsze. Nie inaczej działo się i dzieje w kulturze doświadczonej przez kryzys w sposób szczególny. Pewno te doświadczenia będą przedmiotem niejednej kongresowej dyskusji.

Symptomy nowego

Ja chciałbym zwrócić uwagę na jeden tylko temat, który przebojem wkroczył do rzeczywistości 22 października na skutek orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej. Społeczna odpowiedź na tę prowokację nie mogła zaskoczyć, zaskoczyła jednak jej intensywność, rozległość, wielość form.

O głos upomniały się kobiety walczące o swe podstawowe prawa, ludzie młodzi walczący o swą przyszłość, a protesty, które przetoczyły się przez blisko 600 miast i miasteczek, uświadomiły, że Polska lokalna nie musi być Polską prowincjonalną kojarzącą się z bigoterią i ze strefami wolnymi od LGBT. Co najważniejsze, gniew i oburzenie protestujących nie wyraża się w przemocy, tylko znajduje ujście w ekspresji kulturalnej. Język, estetyka, performatyka tego buntu jest jak świeży powiew i zdaje się kontynuować myśl Olgi Tokarczuk, oznajmiając: nowy świat się wyłania, a wy nie chcieliście tego zauważyć.

Nie można już jednak nie widzieć, skoro podmiot nie tylko nie zgadza się z orzeczeniem – przypomnijmy jedno z haseł – ale decyduje się sam zabrać głos i wypowiedzieć jako suweren. Pytanie, czy nawet jeśli słyszymy ten głos, a raczej wielogłos, to czy go rozumiemy? Nie chodzi o powierzchowną aprobatę czy nawet aktywne poparcie, doraźne gesty solidarności.

Stawka jest poważniejsza. Być może ujawniło się źródło nowej energii i wyobraźni niezbędnej, by wyrwać nas z napięć i sprzeczności starego, umierającego świata. Musimy na nie otworzyć nasze instytucje, organizacje, praktyki i podjąć wspólnie wysiłek wyobrażania sobie i tworzenia alternatywy.

To nie będzie łatwe, nikt też nie zagwarantuje sukcesu. Tym jednak, którzy twierdzą, że nie warto podejmować ryzyka, że wystarczy przeczekać, by po kryzysie wszystko wróciło do starej normy, przypomnę jedno z haseł, jakże literackie i kulturalne, ostatnich manifestacji: Annuszka już rozlała olej.