„2020:Burza”. Teatr końca świata

W „2020:Burza” Grzegorz Jarzyna przejmuje opowieść od Szekspira, by pokazać, że po burzy, w jakiej pogrąża się świat, nie należy oczekiwać wytchnienia. Nadchodzi sztorm doskonały.

„Burza”, jedna z ostatnich sztuk Szekspira, powstała na początku XVII w., na przecięciu epok. Nowoczesność miała wyłonić się z krwawych wojen domowych i religijnych, lecz nikt jeszcze nie wiedział, jak będzie wyglądać nowy świat. Trudno o lepszą metaforę dla obecnego interregnum z pandemią jako znakiem czasu i zapowiedzią końca epoki.

Teatr online

Grzegorz Jarzyna z zespołem przejmuje kontrolę nad szekspirowskim dziełem, umiejscawiając je w XXI w. Sygnalizują to wszystkie elementy: katastrofa powietrzna rozpoczynająca spektakl, wszechobecne technologiczne artefakty z pomrukującą gdzieś w tle sztuczną inteligencją ingerującą w przebieg przedstawienia, w końca forma – premiera odbyła się bez teatralnej widowni, aktorzy grali dla widzów zgromadzonych przed ekranami.

Ograniczenia pandemiczne zniweczyły pierwotny zamiar, by grać jednocześnie dla publiczności w teatrze i dla widzów online. W efekcie tego zmagania z ciągłą niepewnością, koniecznością pracy w trybie mieszanym, z częścią prób realizowanych w trybie telekonferencji powstał zupełnie nowy format sceniczny, który nazwać można teatrem hybrydowym, w którym scena zaczyna się w realnym miejscu tworzonym przez atomy i rozciąga w nieskończoność przestrzeni cyfrowej bitów.

Samotny widz

Podczas premiery byłem bodaj jedynym widzem niezwiązanym z produkcją, który oglądał sztukę na żywo. Ulokowany gdzieś pomiędzy sceną a infrastrukturą techniczną, operatorami uwijającymi się z kamerami i elementami scenografii normalnie ukrytej przed widzem, czułem się jak wędrowiec z ryciny Camille’a Flammariona, którego przypomniała Olga Tokarczuk w rozpoczynającym projekt „Ex-centrum” eseju o ognozji.

Ów wędrowiec samotnie wychyla głowę poza granice świata, by spojrzeć w nieznane. Czułem się, jakbym jednocześnie był tu, w teatrze, i tam – w wielowymiarowej przestrzeni spektaklu będącej przestrzenią niezwykle realną, wywołującą rezonans ciała i zmysłów z tym, co się dzieje.

Teatr w przestrzeni hybrydowej

Manuel Castells, definiując w „Sieciach oburzenia nadziei” przestrzeń hybrydową, pisał, że bycie w niej polega na ciągłości komunikacji między sieciami neuronalnymi a sieciami komunikacyjnymi, to w wyniku tych przepływów, na który coraz większy wpływ mają systemy sztucznej inteligencji, powstają impulsy kierujące konkretnymi ludzkimi ciałami.

„2020:Burza” jest doskonałą realizacją Castellsowskiej definicji, Jarzynie udało się przenieść teatr jako sztukę do nowej rzeczywistości. Jednocześnie jest to krytyka tej rzeczywistości, najpełniej wyrażająca się w drugiej części, już powstałej bez udziału Szekspira. Po burzy, zakończonej monologiem Prospera/y, Kaliban wypowiada słowa uruchamiające sztorm doskonały, prowadzący stary świat do dekompozycji i upadku.

Co po końcu świata?

Czy z ruin wyłoni się nowy, lepszy świat, tak jak po burzach wojen początku XVII w. wyłoniła się nowoczesność? Nie wiadomo, pewne jest, że wraz z końcem starej rzeczywistości kończy się epoka antropocentrycznej dominacji, ludzie ze stworzoną na jego podobieństwo techniką i sztuczną inteligencją muszą ustąpić miejsca. Czy zdołamy wypracować nowe relacje ze światem?

Odpowiedź będzie zależeć od tego, co przyniosą nowe procesy społeczne i polityczne, do których nie mogło zabraknąć odniesień. A więc znak błyskawicy, hasło „wypierdalać” protestów w obronie praw kobiet pojawiają się, nie trącą jednak tanią publicystyką i nie są mruganiem okiem do publiczności. Są ilustracją, że zmiana strukturalna, ów koniec świata, będzie miała bardzo konkretny wyraz procesów angażujących ludzkie ciała w przestrzeni hybrydowej, w której dziś gra nie tylko teatr, ale także rozgrywa się teatr polityki.

Teatr nie żyje. Niech żyje teatr

Pandemia odcisnęła się na kulturze i sztuce silnym piętnem, szczególnie dotykając teatr, jedną z najstarszych form kultury, która trwa mimo wszystkich odbywających się od tysięcy lat rewolucji. Za każdym razem wychodzi z kryzysu odnowiony, z nową siłą wyrazu jako forma sztuki doskonała, totalna, zdolna do pełnego rezonansu ze złożonością świata.

„2020:Burza” to teatr końca świata i teatr przyszłości, jeśli zdołamy ją odzyskać. Bez sztuki i kultury tego nie uczynimy, same jednak nie wystarczą. Teatr musi grać, do czego potrzeba nie tylko artystów i artystek oraz publiczności, ale także instytucji organizujących pracę teatralnej machinerii. Czy zdołamy i będziemy chcieli je utrzymać?

Masowa elitarność

TR Warszawa podpowiada argumenty na rzecz pozytywnej odpowiedzi. Najważniejszy wynika z unieważnienia zarzutu, który nierzadko podnoszony jest przeciwko teatrowi i sensowności przeznaczania nań publicznych środków. Wszak to bardzo elitarna forma bycia w kulturze, dostępna dla nielicznych, nawet w takich metropoliach jak Warszawa.

Premiera „2020:Burzy” pokazała, że teatr może być superelitarny, jeśli wziąć pod uwagę, że gra na scenie odbywała się dla jednego widza, i jednocześnie superdemokratyczny, jeśli uwzględnić, że nieograniczona potencjalnie liczba widzów zyskała możliwość obejrzenia pełnowartościowego dzieła online przygotowanego z myślą o nich i ich odbiorze.

Siła spektaklu „2020:Burza” polega na doskonałym połączeniu formy i treści. Czy strategia przyjęta przez TR Warszawa jest dostępna dla wszystkich instytucji? Nie wiem, na pewno jest jednak przykładem dobrego i skutecznego udomowienia nowej przestrzeni, owej przestrzeni hybrydowej w sensie artystycznym, technologicznym, organizacyjnym. Na pewno też nie jest przykładem jedynym możliwym. Winduje jednak bardzo wysoko standard jakości.