Francja. Gramatyka i erotyka protestu
5 grudnia Francja się zatrzymała – ponad 800 tys. osób wyszło na ulice, stanęły pociągi, paryskie metro i większość szkół. Znaczy: strajk generalny. Podobny do wcześniejszych i bardzo odmienny.
Częste strajki, długie życie
Francuzi słyną z częstych strajków i długich urlopów. Mimo to ciągle nie bankrutują, wbrew trosce Anglosasów nierozumiejących francuskiego stylu życia, bo mogą pochwalić się jedną z najwyższych wydajności pracy. I najdłuższą bodaj w Europie oczekiwaną długością życia.
Kiedy więc wychodzą na ulice, to aby bronić ich zdaniem zagrożonego modelu społecznego. Po drugiej stronie jest rząd, który stara się „zmodernizować” społeczeństwo i gospodarkę kolejnymi reformami, uelastyczniając kodeks pracy (to się udało) i zmieniając system emerytalny (z tym Francuzi zaciekle walczą).
Do tego dochodzą protesty nauczycieli przeciwko reformie edukacji, policji przeciwko pogarszającym się warunkom pracy, studentów przeciwko rosnącym kosztom bezpłatnej nauki (niedawno w Lyonie jeden ze studentów dokonał aktu samospalenia).
Nastrój rewolty
Nastroje we Francji są rewolucyjne ponadprzeciętnie, bo w rewolucyjnym narodzie pasja polityczna nie wygasa nigdy, a miarą emocji jest liczba palonych samochodów. W stanie normalnym płonie ich przeciętnie 140 dziennie, ponad 40 tys. rocznie. Szczególne dni w roku to Sylwester i 14 lipca, święto rewolucji. Ciekawe narodowe hobby.
W tym roku strajk generalny wieńczy rok protestów żółtych kamizelek, niezwykłego ruchu protestu, który zaskoczył wszystkich. I polityków, i badaczy społeczeństwa, i samych uczestników. Przypomnijmy: iskrą inicjującą społeczny wybuch była podwyżka podatku od paliwa, która dołożyła się do wcześniejszego ograniczenia prędkości na drogach lokalnych do 80 km/h.
Żółte kamizelki
Francuska prowincja powiedziała „dość” i ludzie ruszyli okupować ronda, palić samochody, przy okazji spłonęła jedna prefektura. Miejscem spektakularnych potyczek stał się Paryż, gdzie protestujący ruszyli na najbardziej reprezentacyjne dzielnice. Wzajemna przemoc policji i manifestantów przyniosła efekt w postaci ponad 4,5 tys. rannych.
Obecny strajk i towarzyszące mu kryterium uliczne nie ma na razie tak dramatycznego przebiegu, bo manifestacje kontrolują organizacje związkowe. W tym sensie ten protest ma nieco rytualny charakter i może trwać bardzo długo. Władze na taką okoliczność są przygotowane. Chyba że stanie się coś nieprzewidzianego.
Nowe pęknięcia
Na przykład coś podobnego do żółtych kamizelek rok temu. Badacze społeczni podkreślają, że tym właśnie różni się obecna fala strajkowa od wcześniejszych – niepewnością. Społeczeństwo jest rozchwiane, sondaże ujawniają bardzo wysoki poziom gniewu, który może wymknąć się spod kontroli.
Wszyscy obawiają się sytuacji, gdy na ulice wyjdą ci, którzy uznają, że nie są w obecnym systemie reprezentowani ani przez siły polityczne, ani przez związki zawodowe lub inne organizacje społeczeństwa obywatelskiego. Tak było właśnie z żółtymi kamizelkami.
Nowa polityka
Z tym że żółte kamizelki okazały się rewersem sukcesu projektu Emmanuela Macrona, który wszedł szturmem do władzy, wykorzystując rozpad systemu reprezentacji partyjnej. Zaproponował nową formułę, która pozostawiła całe mnóstwo ludzi poza systemem – frekwencja podczas wyborów prezydenckich była rekordowo niska, a liczba głosów nieważnych rekordowo wysoka.
Socjolog Jérôme Fourquet w głośnej książce „L’Archipel français Naissance d’une nation multiple et divisée” opisuje rosnącą złożoność podziałów, na którą z kolei nakłada się inny proces opisywany przez Jérôme’a Sainte-Marie w książce „Le nouvel ordre démocratique”. Chodzi o nową polaryzację polityczną próbującą ustrukturyzować owo rozsypane społeczeństwo.
Erotyczny wymiar protestu
To gotowy przepis na materiał wybuchowy. Zwłaszcza gdy ludzie zaczynają odkrywać, że ostatnim bastionem reprezentacji ich zindywidualizowanych i sprywatyzowanych interesów są ich ciała. Te ciała wyprowadzone na ulice na skutek bliskości innych ciał odtwarzają utracone poczucie więzi, tyle że na podstawie emocji, a nie wspólnoty dyskursu.
Roman Huët w książce „Le vertige de l’émeute: De la Zad aux Gilets jaunes” opisuje to pragnienie obecności z innymi w przestrzeni publicznej o erotycznej wręcz intensywności, które wobec braku wspólnego wyrazu dyskursywnego powoduje, że medium komunikacji staje się przemoc.
Przemoc jako medium
I właśnie ta przemoc o charakterze ekspresywnym, będąca medium ludzi czujących, że nie mają reprezentacji, jest najbardziej niepokojąca, bo zasadniczo różni się od przemocy stosowanej np. przez związkowców jako środek do uzyskania swojego celu.
Ze związkowcami można negocjować, bo ich akty przemocy poddane są kontroli i służą uzyskaniu konkretnego celu. Inaczej w przypadku rzeszy ciał zgromadzonych na ulicy, z którymi nie ma jak negocjować, bo nie mają reprezentacji.
Powtórka z rewolucji?
To właśnie ze względu na to napięcie między starymi formami protestu a nowymi zjawiskami to, co dzieje się we Francji od roku, z obecnym strajkowym apogeum, jest tak ciekawe. Francuzi, naród rewolucyjny, w rewolucyjny sposób odnawiają swoją republikę. Ta lekcja może być, podobnie jak lekcja rewolucji 1789, ważna dla innych społeczeństw.