Słowa, które ranią – Ukraińcy w Polsce
Nowa edycja raportu „Mniejszość ukraińska i migranci z Ukrainy w Polsce. Analiza dyskursu” to lektura obowiązkowa, choć mało przyjemna. Pokazuje, jak trudno być w Polsce zarówno współobywatelem, jak i gościem, jeśli nie jest się Polakiem. Pokazuje też, że słowa nienawiści potrafią ranić nie tylko w przenośni. Pokazuje w końcu, że gdy nie można liczyć na władzę państwową, odpowiedzialność za atmosferę wrogości spada na całe społeczeństwo.
Raport zaprezentowany we wtorek 18 czerwca w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich analizuje to, co działo się w przestrzeni publicznej od stycznia 2018 r. do maja 2019 r. Tekst składa się z trzech części, w pierwszej Piotr Tyma przedstawia ogólny obraz sytuacji, pokazując oddzielnie sytuację Ukraińców – obywateli Polski, członków mieszkającej tu od zawsze mniejszości oraz imigrantów z Ukrainy, którzy tworzą coraz liczniejszą społeczność.
Dyskryminacja mniejszości
Widać wyraźnie, że mniejszość ukraińska w Polsce nierzadko staje się zakładnikiem międzypaństwowych relacji polsko-ukraińskich. Już przy okazji rocznicy Akcji „Wisła” ówczesny minister spraw zagranicznych Mariusz Błaszczak tłumaczył odmowę dofinansowania uroczystości przez państwo brakiem rozliczenia państwa ukraińskiego za Wołyń. W roku akty dyskryminacji dotyczą upamiętnień ukraińskich poległych – utrudniania budowy pomników lub ich niszczenia.
Sprawą szczególnie bulwersującą był atak wojewody lubelskiego Przemysława Czarnka na Grzegorza Kuprianowicza, przedstawiciela mniejszości ukraińskiej z Lublina. Kuprianowicz uczestniczył w uroczystości upamiętniającej mord na ukraińskiej ludności Sahrynia na Chełmszczyźnie w 1944 r. Zbrodni dokonały oddziały AK i BCh – Kuprianowicz w swym przemówieniu stwierdził, że w zbrodni tej obywatele Rzeczpospolitej byli mordowani przez członków narodu polskiego tylko ze względu na narodowość lub wyznanie.
Czarnek uznał, że Kuprianowicz lży naród Polski, więc skierował sprawę do prokuratury. Przy okazji uroczystość, w której uczestniczył prezydent Ukrainy Petro Poroszenko, nazwał hucpą i prowokacją oraz dodał kilka antyukraińskich kwestii. Prokuratura nie dopatrzyła się przestępstwa w słowach Kuprianowicza, co nie przeszkodziło temu, by został odwołany przez prezesa IPN z Wojewódzkiego Komitetu Pamięci Walk i Męczeństwa.
Los imigrantów
To tylko jeden przykład, aktów dyskryminacji obywateli Polski w Polsce, również przez osoby i instytucje reprezentujące państwo, raport przedstawia więcej. Niestety, na tym analiza się nie kończy, bo nowe problemy pojawiły się, gdy w Polsce stawili się w znacznych liczbach Ukraińcy z Ukrainy. Chodzi już nie tylko o imigrantów zarobkowych, ale o całe rodziny, o tysiące dzieci uczęszczające do polskich szkół.
Znowu katalog problemów jest długi: od pobicia ukraińskiego aktora za to, że w tramwaju rozmawiał z żoną przez komórkę po ukraińsku, przez szykanowanie ukraińskich dzieci i stygmatyzowanie Ukraińców odpowiedzialnością za przestępstwa i wypadki drogowe, po opieszałość i zaniechanie organów państwa w przypadku przestępstw wobec gości z Ukrainy.
Mowa nienawiści
Trzecia część raportu autorstwa dr. Marka Troszyńskiego z Collegium Civitas i Fundacji Wiedza Lokalna podsumowuje badania komunikacji w sieciach społecznościowych i kształtującą się w sieci mowę nienawiści. Badacze przeanalizowali półtora miliona tekstów, tylko 17,5 proc. miało wymowę pozytywną, 41 proc. negatywną, reszta była neutralna. Wysoki udział komentarzy negatywnych – by nie rzec: nienawistnych – koreluje ze wzrostem niechęci do Ukraińców w ostatnich latach.
Raport pokazuje, że mamy poważny problem w Polsce, którego źródłem są nie tylko ksenofobiczne środowiska, lecz także państwo, które systemowo bagatelizuje problemy dyskryminacji zarówno mniejszości ukraińskiej, jak i imigrantów z Ukrainy. Ba, jak pokazuje przykład wojewody lubelskiego, państwo samo może dopuszczać się aktów dyskryminacji, zamiast przed nią chronić.
Zero tolerancji dla dyskryminacji
Ta sytuacja wpisuje się w szerszy kontekst, o którym pisałem przy okazji Marszu Równości i dyskusji, jaką wcześniej prowadziłem z prof. Moniką Płatek, Justyną Sobczyk i Martą Mazuś. Ksenofobia w Polsce nie ma charakteru punktowego, nie odnosi się do wybranych grup etnicznych, lecz nabiera charakteru systemowej niechęci do Innego, niezależnie od atrybutów inności.
Jako społeczeństwo takiej sytuacji nie możemy tolerować, bo ksenofobia systemowa oznacza faszyzację życia społecznego – sytuację, w której każdy może być Innym, niegodnym obecności w przestrzeni publicznej, a więc przeznaczonym do usunięcia.