Toksyczny urok defetyzmu

Miesiąc mija od wyborów do europarlamentu – wystarczająco dużo czasu, by przestać rozpamiętywać wyniki i rozpocząć walkę o jak najlepszy rezultat jesienią. To nieprawda, że PiS skazany jest na zwycięstwo.

PiS odniósł w wyborach sukces, korzystając z własnej pracowitości i zaniechań opozycji. Najważniejszy element tego sukcesu to pozyskanie nowych głosów z niegłosującego dotychczas segmentu społeczeństwa. Nieprawda jednak, że ten wynik skazuje PiS na zwycięstwo w wyborach do parlamentu.

Rosnąca polaryzacja

Ciekawą analizę sceny politycznej zaproponował w OKO.press Jacek Raciborski. Pokazuje w niej, że rozpad elektoratu na utożsamiający się z PiS i anty-PiS ustabilizował się i przepływy między nimi są minimalne. O ile w elektoracie PiS dominuje pozytywna identyfikacja z partią (głosuję na PiS, a nie przeciw komuś), o tyle w obozie demokratycznym główną motywacją jest niechęć do PiS, partia jest tylko wehikułem dla poniesienia tej politycznej emocji.

Ciekawym uzupełnieniem tych obserwacji są badania elektoratu w odniesieniu do wartości mierzonych w skali wartości Ronalda Ingelharta (jeszcze nie opublikowane badania prof. Piotra Radkiewicza) – wyborcy PiS tworzą w nich samotną wyspę cechującą się silnym komunitaryzmem i silnym illiberalizmem. Pozostałe elektoraty, od PSL po Razem, znajdują się po stronie liberalnej i umiarkowanie antykomunitariańskiej (tylko zwolennicy PSL i SLD są umiarkowanymi komunitarianami). Zabawne, choć wcale aż tak nie zaskakuje, że elektorat Razem i Nowoczesnej jest niemal tożsamy pod względem tych zmiennych, czyli uznania dla wartości liberalnych i wspólnotowych.

Prodemokratyczna większość

Wróćmy jednak do analizy Raciborskiego, który przypomina, żeby nie dramatyzować. Eurowybory były wyjątkowe pod względem frekwencyjnym, ale mimo wszystko frekwencja była niższa niż podczas wyborów do parlamentu w 2015 r. i do samorządu w 2018. Szczególnie interesujące są wybory samorządowe, zwłaszcza w wymiarze wojewódzkim, gdzie wybiera się według klucza partyjnego. Otóż ugrupowania anty-PiS zebrały blisko 7,2 mln głosów, PiS blisko 5,3 mln. Widać wyraźną przewagę sił demokratycznych nad PiS, liczącą ok. 1,9 mln głosów! Dodajmy do tego wynik w miastach, zwłaszcza prezydenckich, gdzie PiS przegrał sromotnie. Również w 2015 r. łączna liczba głosów, które można zakwalifikować jako prodemokratyczne, była o 1,5 mln większa. PiS dostał premię za konsolidację.

Polaryzacja klasowa

Skąd więc przekonanie, że PiS musi wygrać jesienią? Stanie się tak tylko wtedy, jeśli obóz demokratyczny uwierzy w konieczność swojej przegranej i przestanie angażować swój elektorat. Czyli kogo? Tu znowu Raciborski pokazuje, że nasila się klasowy charakter wyborów. Klasa średnia konsoliduje się wokół obozu anty-PiS, PiS konsoliduje coraz silniej klasę ludową. W obu warstwach są olbrzymie rezerwy, struktura dzisiejszego społeczeństwa nie ma jednak struktury piramidy, z największym liczebnym udziałem klasy ludowej.

Fundamentem struktury społecznej jest dziś szeroka klasa średnia. Zgodnie z najnowszym raportem OECD udział klasy średniej (definiowanej najprościej kryterium dochodowym) w strukturze społecznej przekracza 60 proc. Pytanie, jaka część tej grupy ma świadomość przynależności do klasy średniej wyrażające się wzorcami zachowań, należy pozostawić socjologom. Faktem jednak jest, że istnieje potencjalnie bardzo duży elektorat prodemokratyczny.

Czas na mobilizację

Po pierwsze, należy zmobilizować tych, co już głosowali w 2015 i 2018 r. przeciwko PiS. Potem można i należy zastanawiać się, jak poszerzyć elektorat w niegłosującej części klasy średniej. Raciborski puentuje:

Klasowy wzór głosowania nie musi okazać się niekorzystny dla koalicji anty-PiS pod warunkiem, że bardzo szeroko siły ją budujące zakreślą granice klasy średniej i zdołają nadać jej elementarną polityczną tożsamość. Jeżeli trzon tej klasy tworzyć będą nie dyrektorzy i właściciele firm, lecz nauczyciele, urzędnicy, wysoko kwalifikowani pracownicy usług, służby zdrowia itp., to szanse głównych bloków pozostaną wyrównane.

W każdym razie przekonanie o nieuchronności przegranej nie ma sensownego uzasadnienia, potrzebny jest dobry polityczny namysł nad strategią. Widać, że PiS w swych działaniach mobilizacyjnych będzie sięgał po retorykę coraz bardziej odwołującą się do faszystowskich kodów, wystarczy spojrzeć na nagonkę na Adama Bodnara.

Można, trzeba wygrać

Najwyraźniej PiS uwierzył już w swoją wygraną i nie kryje zamiarów, by skonsolidować swoją antyliberalną i komunitariańską wyspę. Wystarczy spojrzeć na wypowiedzi polityków PiS, którzy nie ukrywają, że jesienią pójdą po media i samorządy. Ciągle jednak ta wyspa nie tworzy statystycznej większości w społecznym pejzażu, więc dlaczego ustępować tej mniejszości w przestrzeni politycznej?

Inna zupełnie sprawa: jak budować tożsamość polityczną klasy średniej, by nie była osadzona w pogardzie dla klasy ludowej? Być może to jest kluczowa kwestia i szansa dla lewicy, która przy obecnej polaryzacji klasowej sceny politycznej ma niezwykle trudne zadanie w określeniu się na tej scenie.