Stulecie niepodległości. Niemożliwa rocznica
Szkoda boksować rząd i prezydenta za to, że polegli na froncie obchodów stulecia niepodległości. Po prostu historia okazała się silniejsza od tych, którzy myśleli, że mogą ją pisać od nowa pod polityczne zapotrzebowanie.
Historia dochodzenia do niepodległości w 1918 r. i II Rzeczpospolitej jest zbyt złożona, by dało się ją zredukować do jednowymiarowej opowieści o narodowej dumie i jedności. 11 listopada dzielił, a nie łączył Polaków od samego początku, bo dzieliły ich wizje nowej republiki. Stawkę tego podziału ujawniło zabójstwo Gabriela Narutowicza, pierwszego prezydenta Niepodległej. Dlatego też 11 listopada przez cały niemal okres II Rzeczypospolitej nie był świętem narodowym (stał się dopiero w 1937 r.), a za dzień jedności uznawano 3 maja.
Podzielony archipelag
Dziś ciągle nie osiągnęliśmy polaryzacji politycznej, jaka dzieliła społeczeństwo Polski międzywojennej, mimo to stajemy wobec podobnych pytań, z jakimi musieliśmy się mierzyć sto lat temu: po co i jakiego państwa potrzebujemy? A dokładniej: jakiej potrzebujemy politycznej formy organizacji życia wspólnego w czasach, gdy nawet prawica nie jest w stanie wyartykułować wspólnego „my” w inny sposób niż poprzez historyczne manipulacje i mistyfikacje podporządkowane zamysłowi politycznemu.
Zamiast więc cieszyć się lub pomstować, że obecna władza spaprała najważniejszą wydawałoby się dla jej formacji okazję symbolicznej rekonstrukcji wspólnoty narodowej, potraktujmy sprawę symptomatycznie. Taka wspólnota po prostu nie istnieje i nie istniała, więc i rekonstrukcja jest niemożliwa. Czyż to nie Andrzej Zybertowicz mówił o wyspach w archipelagu polskości? A skoro archipelag, to nie stały ląd.
Moja niepodległość
Dlatego ja osobiście wolę datę 7 listopada, dzień powstania Tymczasowego Rządu Ludowego Ignacego Daszyńskiego. Był on wyrazem programu polskich socjalistów sformułowanego wiele lat wcześniej, z którego wynikało, że niepodległe państwo polskie jest potrzebne do tego, by zrealizować cele polityczne i społeczne. Cele te doskonale wyraża manifest rządu Daszyńskiego mówiący o Rzeczypospolitej równych praw dla wszystkich bez względu na płeć, narodowość i wyznanie, gwarantującą prawa pracownicze i socjalne.Dlatego też po raz kolejny 7 listopada w Auli im. Ignacego Daszyńskiego Wydziału Politologii UMCS w Lublinie (to tam sto lat temu zebrał się rząd tymczasowy) poprowadzę Salon POLITYKI współorganizowany właśnie z Wydziałem Politologii dzięki życzliwości władz dziekańskich i zaangażowaniu Pani Dziekan prof. Iwony Hofman. Tym razem tematem naszego spotkania jest „Niepodległość. Następne 100 lat. Miasto, Polska, Europa, świat”. Czyli o odpowiedzialności miasta i jego mieszkańców za przyszłość we wszystkich wymiarach. Zapraszam o 17, kto nie może osobiście, będzie transmisja (z tłumaczeniem na język migowy).