Jacek Kuroń we Lwowie

Bogdan Borusewicz podczas otwarcia skweru Jacka Kuronia we Lwowie

Jacek Kuroń na dobre wrócił do rodzinnego Lwowa. W niedzielę, w rocznicę śmierci, Danuta Kuroń i Andrij Sadowyj, mer miasta, otworzyli skwer Jacka Kuronia.

Przebieg uroczystości można przeczytać w relacji PAP i obejrzeć w materiale wideo Piotra Wójcika dla „Gazety Wyborczej”. O decyzji Rady Miejskiej Lwowa podjętej w marcu tego roku w odpowiedzi na apel ukraińskich intelektualistów pisałem w „Antymatriksie”. Nie będę więc przypominał znanych już opowieści poza spostrzeżeniem ogólnym, że choć symboliczne, to niezwykle ważne wydarzenie wobec coraz bardziej gmatwających się relacji polsko-ukraińskich.

I o tym właśnie rozmawialiśmy w sobotę 16 czerwca podczas polsko-ukraińskiego okrągłego stołu z udziałem takich osób jak Myrosław Marynowycz, Taras Wozniak, Jarosław Hrycak ze strony ukraińskiej. Stosunki polsko-ukraińskiej w wymiarze politycznym popsuły się gwałtownie po 2015 r., gdy władzę objął rząd PiS. Sprawy ukraińskie stały się zakładnikiem wewnętrznej polityki obozu władzy i braku spójnej (jeśli istnieje jakakolwiek) strategii dla polityki międzynarodowej.

Cierpią nie tylko stosunki międzypaństwowe, ale także ofiarą jest mniejszość ukraińska w Polsce, której członków – analizowałem to w „Antymatriksie” – minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak nie traktował jak obywateli, tylko jak zakładników w dyplomatycznej grze z Kijowem. Eskalacja w sferze politycznej przekłada się także na pogorszenie atmosfery we wzajemnych relacjach na poziomie międzyludzkim, co wyraża się choćby w rosnącej agresji wobec ukraińskich imigrantów mieszkających i pracujących w Polsce.

W tle oczywiście jest polityka historyczna i trudna historia związana zwłaszcza z Wołyniem, co w sposób beznadziejny podjęła nowelizacja ustawy o IPN, wprowadzając kategorię „zbrodni ukraińskiego nacjonalizmu”. Niezależnie jednak od samej ustawy kwestia choćby UPA i ukraińskiej czci dla jej przywódców dla Polaków będzie problematyczna. Największy problem tej problematyczności polega jednak na wątłej znajomości całego kontekstu historycznego, o czym przypomniał podczas dyskusji o IPN były premier Jan Olszewski, wykazując bezpodstawność oskarżeń wobec Stepana Bandery.

Lwowski okrągły stół pokazał, że wobec eskalacji emocji często nieodnoszących się do faktów, tylko do mitów i stereotypów, racjonalny dialog jest potrzebny, tylko że staje się mało efektywny. Zwłaszcza gdy okazuje się, że jest zdominowany przez pokolenie tych, którzy współczesne, dobre polsko-ukraińskie relacje tworzyli. To pokolenie właśnie Jacka Kuronia i Myrosława Marynowycza, opozycjonistów i dysydentów szukających wspólnego mianownika w odniesieniach do idei Giedroycia propagowanych przez paryską „Kulturę”.

Nawet jeśli zasadnicze elementy tamtego projektu nie straciły ważności, a hasło, że bez niepodległej Ukrainy nie będzie niepodległej Polski, także ma niezmienne walor strategicznej dyrektywy, to na pewno moc swą straciła oryginalna opowieść o tym projekcie. Ukraińcy budują po Rewolucji Godności nowe społeczeństwo, my po politycznym trzęsieniu ziemi w 2015 r. szukamy odpowiedzi na pytanie, jakim społeczeństwem jesteśmy. Ucieczka w historię i wznawianie starych wojen to najprawdopodobniej nic innego niż wyraz bezradności i strachu przed przyszłością.

I właśnie przyszłość, a więc zadanie dla młodszych pokoleń niż rówieśników Jacka Kuronia i nieco późniejszej generacji transformacyjnej 1989, powinna być płaszczyzną odnowionego porozumienia. Podczas Okrągłego Stołu o zmianę taką dramatycznie upomniała się Anna Dąbrowska, prezeska lubelskiej organizacji Homo faber. Nie wygramy starych wojen, prowadząc stare dyskusje, spójrzmy w przyszłość i mniej gadajmy, więcej praktykujmy, zapraszając do tego praktykowania młodzież.

Anna Dąbrowska z Homo faber

To trudniejsze, niż się wydaje. Oznacza nie tylko konieczność uznania symbolicznego końca pewnej epoki. Koniec ten nie może polegać na tym, że teraz starsi, dostrzegając pokoleniową zmianę, zaczną wymyślać młodszym, co mają zrobić – czy koncert i z jakimi zespołami, czy stypendia, czy coś tam jeszcze. Cała sztuka polega na tym, by podzielić się zasobami, oddać przestrzeń, środki i kontrolę. Nie wypada mówić nasto-, dwudziesto- i trzydziestolatkom, jak mają sprzątać bałagań, jaki im zostawiamy.