Lwów pamięta o Jacku Kuroniu

We Lwowie będzie plac Jacka Kuronia – zdecydowała 22 marca Rada Miasta. To odpowiedź na apel ukraińskich intelektualistów z listopada ubiegłego roku.

Jacek Kuroń urodził się w 1934 roku we Lwowie, nie to jednak było główną przyczyną uhonorowania go. Od samego początku ukraińskiej posowieckiej państwowości (Polska jako pierwsza uznała niepodległość Ukrainy) angażował się w tworzenie jak najlepszych stosunków między państwami i przyjacielskich relacji między Ukraińcami i Polakami. Współtwórca KOR szybko stał się ucieleśnieniem idei Jerzego Giedroycia wyrażającej się w haśle „bez niepodległej Ukrainy nie ma niepodległej Polski, a bez niepodległej Polski nie ma niepodległej Ukrainy”.

Wspólna organizacja Euro 2012, poparcie dla Rewolucji Godności i europejskich aspiracji Ukraińców, żywa wymiana i współpraca kulturalna, tysiące studentów z Ukrainy uczących się w polskich uczelniach – wydawało się, że trudno o lepsze dowody, że projekt strategicznego związku Polski i Ukrainy, jaki wykuwał się od początku od początku lat 90. podczas mniej i bardziej oficjalnych spotkań dyplomatów i intelektualistów, a utrwalały go codzienne relacje mieszkańców Polski i Ukrainy, stał się jednym z filarów pozimnowojennego ładu. Nie znam aktualnych badań, ale po Euromajdanie w 2014 roku Ukraińcy pytani, jaki naród lubią najbardziej, wskazywali Polaków.

Dziś ten dorobek sypie się w gruzy mimo oficjalnych deklaracji o strategicznym znaczeniu Ukrainy dla polskiej polityki zagranicznej, potwierdzonym w ostatnim exposé ministra spraw zagranicznych. Bo deklaracjom przeczą takie działania jak choćby nowelizacja ustawy o IPN wprowadzająca nową kategorię „zbrodni ukraińskiego nacjonalizmu”.

Rząd PiS stał się zakładnikiem antyukraińskich fobii części swojego elektoratu i elektoratu Kukiz’15. Taktyczna chytrość przeważyła nad strategiczną mądrością, demony przeszłości wzięły górę nad szansą na dobrą wspólną przyszłość.

Pogarszanie się stosunków między Polską i Ukrainą boli Ukraińców, którzy od 2014 roku muszą zmagać się z rosyjską agresją i w tej walce potrzebują wsparcia, a nie lekcji historii, w których premier Polski przekonuje, że Bohdan Chmielnicki też był banderowcem i autorem siedemnastowiecznego holocaustu. Ukraińcy mają świadomość, że wiele jeszcze muszą ze swojej historii przemyśleć, a wiele spraw dotyczy relacji z Polską i Polakami. Tyle że to zobowiązanie ciąży również na nas, bo nie byliśmy jedynie ofiarami, jak chciałaby wmówić prawicowa propaganda.

Lwowska decyzja przełamuje absurdalną, destrukcyjną eskalację i przypomina, że ciągle możemy budować na mocnych fundamentach. Bo jak piszą ukraińscy intelektualiści w liście z 15 listopada 2017 roku, w którym zaapelowali do władz Lwowa o uhonorowanie Jacka Kuronia, „mamy świadomość, że obecny polski rząd nie reprezentuje interesów wszystkich Polaków”. I dodają, że kiedy państwo sobie radzi, to społeczeństwo w zdrowym odruchu musi przeciwstawić się nieodpowiedzialnej państwowej polityce.

Ми усвідомлюємо, що теперішній польський уряд не виражає інтересів усіх поляків. Ми переконані: була і залишається значна частина польського суспільства, яка і далі прихильна до нормалізації польсько-українських відносин. Як і ми, вона не хоче залишатися заручником небезпечної державної політики. В умовах, коли держава не може впоратися зі своїми функціями або зловживає ними, завданням і викликом для суспільства є вироблення засобів протидії.

Львів і його громада посідає особливо важливе місце у стосунках між Польщею й Україною. Ми маємо багато прикладів та імен, які протидіяли кривавому протистоянню і старалися перетворити Львів у приклад польсько-українського примирення. Одним з найвідоміших був Яцек Куронь, уродженець – почесний громадянин – Львова і творець „Солідарності”. Зокрема, на початку 2000-х він відіграв ключову роль у розв’язанні конфлікту навколо військових поховань на Личаківському цвинтарі.

Warto dodać, że Lwów podjął decyzję niemal dokładnie rok po tym, jak w Warszawie powstał skwer Wasyla Stusa, jednego najwybitniejszych ukraińskich poetów XX wieku zamęczonego w sowieckim łagrze w 1985 roku. Dorobku Jerzego Giedroycia, Jacka Kuronia i rzesz ludzi dobrej woli z Polski i Ukrainy nie da się już pogrzebać, choć żal patrzeć, jak bezsensownie jest marnotrawiony przez ludzi o chorej, ślepej wyobraźni.