Krótki tekst o nieczytaniu

Jak co roku nadszedł dzień inteligenckiego lamentu – Biblioteka narodowa ogłosiła wyniki badań czytelnictwa, a raczej nieczytelnictwa, w Polsce.

Diagnoza: po spadku poziom czytelnictwa ustabilizował się.Ustabilizował się na wysokości 38 proc. osób, które w poprzednim roku czytały choć jedną książkę. Na początku tysiąclecia było lepiej, czytało (co najmniej jedną książkę) ponad 50 proc.

W skróconym doniesieniu Biblioteki brak przełomowych doniesień, potwierdza się sprawdzona wiedza: w rodzinach, gdzie są książki i się czyta, się czyta. Gdzie książek nie ma i się nie czyta, się nie czyta. Cieszy, że ciągle czytają aktywnie i intensywnie poloniści. Co jednak zrobić z nieczytającą większością? Widać, że dotychczasowe działania proczytelnicze nie przyniosły skutku (chyba że skutkiem jest to, że czytelnictwo przestało spadać).

W poszukiwaniu odpowiedzi, po pierwsze, odsyłam do komentarza, jaki napisałem po ubiegłorocznych badaniach. Ciągle wydaje mi się aktualny, nie będę więc powtarzał argumentów. W ręce wpadła mi jednak wielka gratka, książka „Strukturalizacja społeczeństwa polskiego. Ewolucja paradygmatu”.

Tytuł brzmi groźnie, w środku jednak znajduje się kapitalny materiał Zbigniewa Kozańskiego „Zróżnicowanie uczestnictwa w kulturze” pochodzący z 1987 roku. Autor analizuje czytelnictwo w Polsce w latach 1965-1980. Sentymentalna pamięć podpowiada, że wtedy było lepiej (pod względem czytelnictwa), wszak potrafiliśmy stać w kolejkach po książki, a nakłady sięgały dziesiątków tysięcy egzemplarzy.

Dobrze jednak skonfrontować sentymentalną pamięć z danymi. Okaże się wówczas, że nieczytane definiowane jako fakt, że czytelnictwo książek jest praktyką uznawaną przez mniej niż połowę społeczeństwa, to dla Polski i Polaków stan endemiczny. Więcej niż połowa nie czytała w latach 60., 70. i na progu 80., co pozwala na konkluzję:

W świetle naszych badań czytelnictwo książek należało w piętnastoleciu 1965-1980 do najsłabiej rozwijających się dziedzin kulturalnego uczestnictwa.

Zmieniała się jedynie struktura nieczytania i praktyki, zawsze mniejszościowe, czytania. Tak więc na przełomie lat 60. i 70. szybko zaczęły rosnąć liczebnie prywatne księgozbiory, nawet wśród osób o niższym wykształceniu. Kozański konkluduje, że polskie społeczeństwo potłuściało i względy materialne przestały być barierą dostępu do kultury, a różnice w praktykach kulturowych w latach 70. zaczęły mieć już podłoże głównie klasowo-społeczne.

Ciekawie zaczyna dziać się w latach 70., w okresie zwrotu konsumpcyjnego, kiedy posiadanie książek zaczęło być w pewnych grupach wyznacznikiem statusu, ale nie potrzebą kulturalną. Bo jednocześnie nastąpiła przemiana stylów życia, popularyzacja innych form uczestnictwa, zwłaszcza oglądania telewizji. W drugiej połowie lat 70. nadszedł kryzys i spadła liczba wydawanych książek, zmniejszyła się także liczba widzów w kinach, teatrach i muzeach.

Ciekawa jest synteza podsumowująca powody braku rozwoju czytelnictwa:
1. Konkurencja innych praktyk kulturowych, zwłaszcza telewizji
2. Spadek liczby tytułów i wielkości nakładów, zmniejszenie liczby bibliotek
3. Brak pozytywnego snobizmu na czytanie książek i słabość systemu edukacyjnego w stymulowaniu i utrwalaniu nawyków kulturowych, w tym czytelnictwa
4. Kryzys ekonomiczny.

Na koniec obserwowana na przełomie lat 70. i 80 przemiana gustów czytelniczych: zanika zainteresowanie beletrystyką na rzecz biografii, literatury faktu, pamiętników, książek historycznych.

Zinterpretujmy teraz aktualne wyniki czytelnictwa w świetle informacji z artykułu Zbigniewa Kozańskiego. Okaże się wówczas, że Polacy po ekscesie  zainteresowania książkami na przełomie lat 90. i początku stulecia wrócili do stabilnej, ponadustrojowej normy nieczytania książek. Najwyraźniej stabilna praktyka nieczytania, łącząca polskie pokolenia, jest podstawą trwałości polskiej kultury, niezależnie od tego, jak bardzo by na to nie pomstowali polscy inteligenci bibliofile. Poniżej ilustracja.PS Zagadnieniem polskiego czytelnictwa książek jest nie tylko ich nieczytanie. Spośród tych, którzy wbrew normie marnego trudu czytania się podejmują, upowszechnia się zanik zdolności rozpoznawania ironii, metafory i innych form komunikowania bardziej złożonych niż dosłowność. Uwagę tę czynię, by uprzedzić komentarze Czytelników, którzy mój komentarz  przeczytają z pełną dosłownością.