Ksenofobia. Czas niepokoju

W piątek, 2 lutego, przedstawiciele licznych organizacji mniejszości narodowych i etnicznych żyjących w Polsce ogłosili oświadczenie, w którym wyrażają niepokój narastającą agresją na tle narodowym, rasowym i religijnym. Rzadko występują wspólnie, by zajmować tak jednoznaczne stanowisko. Tym bardziej należy się w nie wsłuchać.

Fala agresji narasta od dłuższego czasu, oświadczenie powstało jednak dopiero teraz. Jak piszą sygnatariusze:

Nasze szczególne zaniepokojenie i sprzeciw budzą liczne i głośne przejawy antysemityzmu, których jesteśmy świadkami od tygodnia, gdy Sejm uchwalił nowelizację ustawy o IPN. Padają niegodne, podłe sformułowania, żywcem zaczerpnięte z repertuaru szowinistów najgorszego autoramentu. Głosy te brzmią szczególnie złowieszczo w przededniu 50. rocznicy Marca’68 – jednej z najczarniejszych kart ze współczesnych dziejów Polski, gdy komunistyczna władza sięgnęła po metody rasistowskie, by zdobyć poklask pospólstwa dla przegrupowań we własnych szeregach. I jeszcze mocniejszego związania Polski z imperialnym centrum w Moskwie.

Ten fragment dotyka istoty problemu, który systematycznie bagatelizują władze państwowe. Tego samego dnia premier Mateusz Morawiecki walczył w Markowej o wizerunek Polski, konsekwentnie odnosząc się do wojny i ówczesnej kondycji Polaków – takich samych ofiar agresji jak Żydzi.

Tyle prawda historyczna to część problemu. Nieumiejętne podjęcie tematu przez nowelizację ustawy o IPN i światowe reakcje na nią doprowadziły do wybuchu antysemickich emocji przy udziale mediów publicznych. Powtórzę tezę z poprzedniego wpisu: mniej istotne w tej chwili, kim byliśmy w czasie wojny, o wiele ważniejsze, kim my, Polacy, jesteśmy teraz.

Oświadczenie współobywateli innych narodowości dobrze podkreśla stawkę tego pytania. Nie możemy, jak robi to np. premier Jarosław Gowin, powtarzać, że u nas tak naprawdę problemu z ksenofobią nie ma, problem mają Francuzi lub Niemcy, gdzie ataków na tle rasowym jest o wiele więcej. Tylko że mówiąc tak, premier pokazuje, na czym dokładnie polega problem – na bagatelizowaniu przemocy, na którą Francuzi lub Niemcy nie dają przyzwolenia, piętnując i ścigając każdy akt rasizmu.

Warto przypomnieć historię, kiedy to kibice brytyjskiego klubu Chelsea nie wpuścili w Paryżu do metra ciemnoskórego Francuza w 2015 roku, śpiewając „jesteśmy rasistami”. Ani we Francji, ani w Wielkiej Brytanii nikt nie potraktował incydentu za przypadek właściwy dla „patriotycznej subkultury kibicowskiej”, napastnicy zostali napiętnowani i postawieni przed sądem.

Napaść narodowców na procesję religijną w Przemyślu w czerwcu 2016 roku nie spotkała się z oficjalną reakcją ze strony władz. Ostatnio podczas debaty nad nowelizacją ustawy o IPN poseł Kukuz’15 odwrócił historię i przedstawił ofiarę napaści występującą podczas procesu przed sądem jako agresora i ukraińskiego nacjonalistę.

Problem można by bagatelizować, gdyby rzeczywiście chodziło o pojedyncze przypadki „idiotów stawiających w lesie tort dla Hitlera”. Statystyki są jednak nieubłagane. Spójrzmy na wyciąg ze sprawozdania Prokuratury Krajowej dotyczący spraw o przestępstwa popełnione z pobudek rasistowskich, antysemickich lub ksenofobicznych – w I półroczu 2017 roku prowadzono 947 takich spraw (rok wcześniej 863, dwa lata wcześniej 848). Statystyka pokazuje to, czego nie widzi premier Gowin – systematyczny wzrost. Co zresztą wprost pisze autor wyciągu:

W odniesieniu do nowych spraw odnotowano ich wzrost we wszystkich regionach za wyjątkiem regionu białostockiego, w którym liczba nowych spraw tej kategorii zmniejszyła się znacznie (z 71 do 34).

Cieszy poprawa sytuacji w Białymstoku, martwi pogorszenie w regionie warszawskim, bo tu jest też najmniejsza wykrywalność – zaledwie 8,6 proc. (przy przeciętniej 20-30 proc.). Kto był ofiarą? W 20 proc. przypadków muzułmanie, 7,8 proc. Żydzi, 5,5 proc. Romowie, 10,6 proc. Ukraińcy. Powodem napaści była przynależność religijna lub etniczna. Przy czym, jak zaważa autor, o ile najczęściej napadani byli muzułmanie, to największy wzrost agresji dotyczy napaści na Ukraińców, zmalała natomiast liczba napaści na tle antysemickim. Dodać też trzeba, że wzrosła liczba napaści na Polaków i katolików.

Na tym nie koniec, warto wczytać się także w raport z badań „Mniejszość ukraińska i migranci z Ukrainy w Polsce. Analiza dyskursu” (będzie prezentowany w nadchodzącym tygodniu). Dobrze ilustruje konkretnymi studiami przypadku i analizą treści, jakie krążą w przestrzeni publicznej, to, co sprawozdanie Prokuratury Krajowej wyraża chłodnymi liczbami. Za zauważonym wzrostem agresji wobec Ukraińców widać konkretną treść antyukraińskich fobii. Raport podejmuje także kwestie reakcji organów państwa, a raczej braku reakcji lub reakcji, które – jak wystąpienie ministra Mariusza Błaszczaka w Sejmie w sprawie upamiętnienia rocznicy Akcji „Wisła” – miało antyukraiński charakter (komentowałem w Antymatriksie, pokazując, jak przedstawiciel rządu stosuje wobec obywateli swojego kraju kategorię odpowiedzialności zbiorowej za  przewinienia innego państwa).

W końcu wiele do myślenia daje najnowsza edycja Wrocławskiej Diagnozy Społecznej, bo pokazuje, jak szybko zmieniają się społeczne nastroje. Ogłoszone w styczniu badanie pokazało, że owszem, wrocławianie czują się coraz bardziej tolerancyjni – pozytywnie na tę kwestię odpowiedziało w sumie ok. 90 proc. ankietowanych, wzrost o ok. 10 proc. w stosunku do poprzedniej edycji. Jednocześnie jednak o 30 pkt proc., z 20 do 50, że kolor skóry lub ubiór sugerujący odmienność kulturową może być powodem zagrożenia.

To właśnie w kontekście tych wszystkich badań i analiz należy czytać oświadczenie mniejszości. Mają prawo się obawiać, a my – większość – mamy obowiązek ich obawy zrozumieć i przeciwdziałać ich powodom. Gorzej, kiedy źródłem problemów jest samo państwo – autorzy Wrocławskiej Diagnozy wprost wiążą wzrost poczucia zagrożenia z polityką władz:

W stosunku do 2014 roku należy odnotować fakt, że spada znacząco poczucie bezpieczeństwa wśród wrocławian. Bezpośrednich przyczyn tego zjawiska, oprócz wspomnianych wcześniej bezpośrednich doświadczeń wzrastającego poczucia zagrożenia, należy szukać w narastającym przekonaniu o bezradności organów państwa odpowiedzialnych za zapewnienie bezpieczeństwa. Jak się wydaje, jedną z głównych przyczyn tego stanu rzeczy jest zła polityka władz publicznych w Polsce od 2015 roku, której efektem jest podsycanie nastrojów ksenofobicznych wśród podatnych na to kategorii mieszkańców i środowisk społecznych.

Nowelizacja ustawy o IPN pokazała, jak słabo obecna władza kontroluje rzeczywistość, nieudolność zastępując wojowniczą retoryką. Czas przejrzeć na oczy i przyznać – mamy, wszyscy, poważny problem.

Wersja dźwiękowa komentarza:

Poniżej treść oświadczenia:

W imieniu reprezentowanych przez nas organizacji mniejszości narodowych i etnicznych w Polsce pragniemy wyrazić ogromne zaniepokojenie narastającą w społeczeństwie polskim falą agresji na tle narodowym, rasowym i religijnym. Z kraju szczycącego się długą i chlubną tradycją wolności i tolerancji stajemy się państwem, które w oczach świata i swoich obywateli innej niż polska narodowości zaczyna uchodzić za coraz bardziej ksenofobiczne. Burzy to pozytywny wizerunek Polski w świecie – ojczyzny „Solidarności”, największego ruchu demokratycznego w drugiej połowie minionego wieku.

Nasze szczególne zaniepokojenie i sprzeciw budzą liczne i głośne przejawy antysemityzmu, których jesteśmy świadkami od tygodnia, gdy Sejm uchwalił nowelizację ustawy o IPN. Padają niegodne, podłe sformułowania, żywcem zaczerpnięte z repertuaru szowinistów najgorszego autoramentu. Głosy te brzmią szczególnie złowieszczo w przededniu 50. rocznicy Marca’68 – jednej z najczarniejszych kart ze współczesnych dziejów Polski, gdy komunistyczna władza sięgnęła po metody rasistowskie, by zdobyć poklask pospólstwa dla przegrupowań we własnych szeregach. I jeszcze mocniejszego związania Polski z imperialnym centrum w Moskwie.

„My, Naród Polski – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej” – tak stanowi konstytucja naszego państwa. A zatem nikt nie ma prawa odmawiać innemu obywatelowi przynależności do politycznej wspólnoty narodowej bez względu na kolor skóry, przynależność etniczną czy też religijną. Nikt nie ma prawa nikogo z tej wspólnoty wykluczać.

Wzywamy władze Rzeczypospolitej Polskiej, Prezydenta, Parlament i Rząd do respektowania tych fundamentalnych zasad i przeciwdziałania wszelkim formom ksenofobii, nietolerancji i antysemityzmu.

Warszawa, 2 lutego 2018 roku

Mariola Abkowicz – przedstawicielka społeczności karaimskiej w Komisji Wspolnej Rządu i Mniejszosci Narodowych i Etnicznych
prof. zw. dr hab. Józef Ciągwa, przewodniczący Towarzystwa Słowaków
prof. Stefan Dudra – przedstawiciel społeczności łemkowskiej w Komisji Wspólnej Rządu i Mniejszości Narodowych i Etnicznych
Łukasz Grzędzicki – przedstawiciel społeczności kaszubskiej w Komisji Wspólnej Rządu i Mniejszości Narodowych i Etnicznych
Aldona Jurkun – przedstawicielka społeczności litewskiej w Komisji Wspólnej Rządu i Mniejszości Narodowych i Etnicznych
Stefan Kłapyk – Przewodniczący Zjednoczenia Łemków
Artur Konopacki – przedstawiciel społeczności tatarskiej w Komisji Wspólnej Rządu i Mniejszości Narodowych i Etnicznych
Mirosława Kopystiańska – przedstawicielka społeczności łemkowskiej w Komisji Wspólnej Rządu i Mniejszości Narodowych i Etnicznych
dr Grzegorz Kuprianowicz – przedstawiciel społeczności ukraińskiej w Komisji Wspólnej Rządu i Mniejszości Narodowych i Etnicznych
Anna Makówka-Kwapisiewicz – przewodnicząca Żydowskiego Stowarzyszenia „Czulent” Jolanta Malinowska-Wiaktor – przewodnicząca zarządu Wspólnoty Litwinów w Polsce
dr Ludomir Molitoris, sekretarz generalny Towarzystwa Słowaków, przedstawiciel społeczności słowackiej w Komisji Wspólnej Rządu i Mniejszości Narodowych i Etnicznych
Zenon Sokołow – przedstawiciel społeczności rosyjskiej w Komisji Wspólnej Rządu i Mniejszości Narodowych i Etnicznych
Piotr Tyma – Prezes Związku Ukrainców w Polsce, przedstawiciel społeczności ukraińskiej w Komisji Wspólnej Rządu i Mniejszości Narodowych i Etnicznych
Algirdas Vaicekauskas – przewodniczący Stowarzyszenia Litwinów w Polsce