Wybory we Francji. Koniec świata (na chwilę) odwołany
Francuskie wybory dopełniły długą majówkę, bardzo w tym roku polityczną. Wygrana Emmanuela Macrona w drugiej turze nie zaskoczyła, zaskakuje jego błyskawiczny marsz po władzę i jednocześnie bardzo dobry wynik konkurentki na ostatniej prostej.
We Francji trwa rewolucja społeczna sygnalizowana przez socjologów od dawna, dziś ta rewolucja wyraża się głębokimi przemianami w sferze politycznej.
Kim rzeczywiście jest nowy prezydent Francji – dopiero się przekonamy. Wiele zależy od czerwcowych wyborów parlamentarnych, które zdefiniują zaplecze polityczne. Ono określi możliwość działania i realizacji reformatorskich zapowiedzi. Ich skutkiem ma być nowy, progresywny, liberalno-socjalny ład, wychodzący poza dotychczasowy podział na lewicę i prawicę. Czy rzeczywiście będzie to nowy projekt uwzględniający coraz silniejszą indywidualizację postaw i dążenie do jednostkowej autonomii z równoległym oczekiwaniem rekonstrukcji wspólnoty, integracji, poczucia bezpieczeństwa i przynależności? Czy też cała zmiana będzie polegała jedynie na rebrandingu doktryny neoliberalnej, w istocie zaś nic się nie zmieni, bo realną władzę utrzyma kapitał, a nie polityczne centrum państwa?
Nie ma prostej odpowiedzi, bo zależy ona od wielu czynników tworzących złożony splot zależności. Jednym z kluczowych jest rekonstrukcja Unii Europejskiej – tylko silna Unia jest w stanie przeciwstawić się sile kapitału, w pojedynkę żadne z państw, nawet tak silne jak Niemcy lub Francja, może niewiele. Przekonywali się o tym boleśnie wszyscy po kolei francuscy suwereniści: Jacques Chirac próbujący konkurować z Google (kto pamięta, jak Chirac z zapałem godnym Mateusza Morawieckiego próbował mocą politycznej woli zbudować konkurencyjną dla Google wyszukiwarkę?), Nicolas Sarkozy wypowiadający wojnę Libii, François Hollande, którego najlepszym pomysłem reindustrializacyjnym okazał się zakup za państwowe pieniądze pociągów TGV do obsługi tras regionalnych. To jakby w Polsce Koleje Mazowieckie kupiły Pendolino na trasę Łowicz–Mińsk Mazowiecki.
Władza kapitału to niejedyne wyzwanie o globalnym oddziaływaniu. Jest ich więcej: zmiany klimatyczne i stan środowiska, migracje, terroryzm. Wymagają one ponadnarodowych odpowiedzi i Francja za prezydentury Hollande’a pokazała, że zaczyna to dobrze rozumieć. Dowodem globalne porozumienie klimatyczne przyjęte podczas szczytu w Paryżu w 2015 r., w wielkiej mierze dzięki staraniom francuskiej dyplomacji (Francuzi ciągle mają, po Stanach Zjednoczonych, najlepiej rozbudowany aparat polityki zagranicznej). Choć porozumienie to nie jest doskonałe, to jednak wprowadza nową jakość w relacjach międzynarodowych w wymiarze globalnym, opierając je na zasadzie współzależności, a nie dominacji.
Przy podejmowaniu wyzwań globalnych nie można jednak zapomnieć o problemach krajowych, a 35 proc. głosów na Marine Le Pen najlepiej wyraża społeczne pęknięcie na Francję, która nawet jeśli nie skorzystała na postindustrialnej modernizacji, to na niej nie straciła – i Francję, dla której przejście postindustrialne oznaczało rzeź i regres. Podobne pęknięcia w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych ujawniły referendum w sprawie Brexitu i amerykańskie wybory prezydenckie.
Emmanuel Macron w swym przemówieniu w wieczór wyborczy pokazał, że dostrzega całą tę złożoność i konieczność równoległej gry na wielu poziomach (Francja – Europa – świat), bo tylko taka gra prowadzić może do skutecznych rozwiązań, czyli zwalczenia tych wyzwań, które są jak terroryzm zagrożeniami – i wykorzystania rozwojowej szansy, jaką stwarzają inne wyzwania, np. transformacja cyfrowa i ekologiczna.
Francuzi dokonali historycznego wyboru. Czy jednak Macron okaże się właściwym wyborem pokaże historia. Jego niepowodzenie oznaczać jednak będzie, że w 2022 r. drzwi do prezydentury Marine Le Pen (lub podobnej kandydatki/kandydata) będą szeroko otwarte. Na półkach francuskich księgarń jest już całkiem sporo książek, analitycznych i political-fiction, mierzących się z rzeczywistością, w której władzę obejmuje Front Narodowy. Wystarczy przypomnieć sobie „Uległość” Michela Houellebecqa, by zrozumieć, dlaczego tak często przy nazwisku Macron pada słowo espoir – nadzieja.
Wybór Macrona zapowiada przełom w procesie europejskim, groźba rozpadu Unii została co najmniej odsunięta w czasie. Przy okazji wychodzi na jaw beznadziejna słabość polityki zagranicznej PiS, którą najlepiej ilustruje zdjęcie Witolda Waszczykowskiego w sztamie z Marine Le Pen. Straceńczy suwerenizm państwa bez zasobów strategicznych skutkuje nie tylko głupimi fotkami, o wiele groźniejsze są konsekwencje polityczne, wśród nich najważniejsza – coraz większe, autystyczne osamotnienie Polski, które staje się coraz niebezpieczniejsze dla naszej realnej suwerenności.
Władza prowadząca taką politykę jest jednocześnie i wyzwaniem, i zagrożeniem. Wybór Emmanuela Macrona (przed którym odbyły się obiecujące wybory w Austrii i Holandii) daje nadzieję, że fala, jaka wyniosła do władzy Jarosława Kaczyńskiego, Orbána i im podobnych, zaczyna opadać, odsłaniając mieliznę, do jakiej zmierzają ich projekty.