Długa majówka z polityką w tle

20170506_150507

Marsz Wolności, fot. Edwin Bendyk

Rekordowo długa w tym roku majówka upłynęła pod znakiem zmieniającej się nieustannie pogody i próbujących za nią nadążyć emocji politycznych.

Na początku powiało chłodem, końcówka była już o wiele cieplejsza.

20170430_122703

70. Rocznica Akcji „Wisła”, Narodnij Dim, Przemyśl

Początek, przypomnę, to 70. rocznica Akcji „Wisła”, której pamięć zbezcześcił minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak. Rzecz nawet nie w tym, że po raz pierwszy od 1989 r. polskie państwo nie włączyło się w organizację obchodów, tylko w użytej przez ministra argumentacji. Ale o tym już pisałem, sprawę uznali za skandaliczną nawet niektórzy prawicowi publicyści.

Same uroczystości (uczestniczyłem w obchodach w Przemyślu zorganizowanych przez Związek Ukraińców w Polsce) upłynęły pod znakiem zadumy: odchodzą ostatni bezpośredni świadkowie zdarzeń, pamięć Akcji „Wisła” stała się mitem, który – jak każdy mit – i pomaga w tworzeniu wspólnoty, i czasem zawadza, gdy zbytnio dominuje wyobraźnię.

W tym samym czasie, 29 kwietnia, ulice Warszawy zostały zbezczeszczone znakiem falangi. Rocznicowy marsz ONR przebiegał pod czułą opieką policji, która nie dała szansy fotografom na takie ujęcia jak słynne już zdjęcie czeskiej 16-letniej skautki stojącej twarzą w twarz z neofaszystą i tłumaczącą mu, dlaczego jego nienawiść jest zła.

W Warszawie garstka protestujących (jestem dumny, że był wśród nich mój syn) została odgrodzona policyjnym kordonem przed czarną siłą. Co w tym było gorsze – czy to właśnie, że honoru Warszawy broniła jedynie owa garstka, czy arogancka bezczelność falangistów, czy pełne na nią przyzwolenie państwa?

Fot. Vladimír Čičmanec

Pociechą, niewielką biorąc pod uwagę inne zachowania, jest stanowisko Konferencji Episkopatu Polski w sprawie patriotyzmu i nacjonalizmu jednoznacznie potępiające nacjonalizm. Szkoda, że wcześniej ówże nacjonalizm znajdował bezpieczną przystań w kościołach. Nic więc dziwnego, że stanowisko biskupów nie zrobiło większego wrażenia ani na narodowcach, ani na niektórych księżach.

Ba, chrześcijańskie nauki w ogóle mają problem z przebijaniem się do świadomości w naszym chrześcijańskim podobno kraju. Najlepszym tego przykładem Andrzej Duda, który w wywiadzie dla TVP Kultura odnowił Jarosława Kaczyńskiego koncepcję genu zdrady, mówiąc o zdrajcach walczących onegdaj z żołnierzami wyklętymi, dzieci i wnuki tych zdrajców często zajmują dziś wpływowe stanowiska i blokują dostęp do słusznej prawdy. Obarczanie winą dzieci i wnuków ewentualnych sprawców nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem, nie ma też nic wspólnego z cywilizowanym prawodawstwem, najbliżej jest tu do logiki ustaw norymberskich.

I niestety, gdy tak zbiera się kawałek do kawałka (Mariusz Błaszczak w sprawie Akcji „Wisła”, falanga na ulicach Warszawy, prezydent RP o zdradzie), to wyłania się sytuacja, którą zresztą jednoznacznie nakreślił (bo przecież już była wielokrotnie artykułowana przez obóz PiS) Andrzej Duda:

To jest starcie ideologiczne, starcie historyczne, ale to jest starcie również o to, kto w naszym kraju ma sprawować rząd dusz, czy nadal ma on być w rękach postkomunistów. Ja takiemu czemuś mówię nie.

Tyle że nie jest to starcie manichejskie, gdzie po jednej stronie stoi obóz patriotów spod znaku PiS i falangi, a po drugiej postkomuniści zorganizowani wokół sierpa i młota. Owszem, obóz władzy stara się ideologicznie konsolidować swoje zaplecze, przytulając życzliwie nawet faszyzujące skrajności. Po drugiej stronie nie ma jednak skonsolidowanego obozu mitycznych postkomunistów, tylko jest różnorodna wielość najpełniej odpowiadająca złożoności i różnorodności kultury Rzeczypospolitej.

To ci, którzy tę różnorodność kwestionują, wypowiadając jej ideologiczną wojnę, jak Andrzej Duda, sprzeniewierzają się duchowi Rzeczypospolitej i duchowi Konstytucji 3 Maja, rewolucji, którą zachwycił się nawet Karol Marks, bo była pierwszym w historii przykładem samoograniczenia klasy panującej na rzecz reform i modernizacji. Bo 3 Maja był owocem syntezy różnorodnej tradycji, jest w niej zarówno sarmacki rdzeń, jak i przebija się z niej oświeceniowy uniwersalizm. Odpowiedzią na tę syntezę była, jak wiemy, Targowica.

Pod koniec tygodnia wyjrzało słońce i zrobiło się ciepło. W sobotę, 6 maja, przestrzeń między placem Bankowym a placem Konstytucji wypełniły dziesiątki tysięcy ludzi przybyłych na Marsz Wolności. Marsz zorganizowała Platforma Obywatelska, przypieczętowując tym wydarzeniem powrót do polityki w roli głównego gracza. Jak pisałem na fejsbuku, okres powyborczego bezkrólewia, kiedy mówiło się nawet o możliwym rozpadzie PO i ukształtowaniu na opozycji nowego porządku opartego m.in. na Nowoczesnej, zakończył się. Szczęśliwie okres ten wypełniła energia ruchów społecznych – KOD, Protestu Kobiet. Teraz jednak czas na partie.

Na przebudzenie PO patrzę, jak wielu zresztą obserwatorów, z mieszanymi uczuciami. Cieszy oczywiście, że nie grozi w Polsce scenariusz węgierski, gdzie głównym źródłem siły obozu władzy jest praktyczna nieobecność politycznej opozycji. Martwi, że wracamy do głównego schematu polskiej polityki, którego dominującą cechą jest polaryzacja PO-PiS. Ta polaryzacja niestety ma szansę na wzmocnienie i utrwalenie, bo coraz wyraźniej widać ją w przestrzeni społecznej, a także w kulturze. Niezwykle potrzebna jest nowa, progresywna siła, która nawet jeśli nie zyska szybko szansy na sprawowanie władzy, to jednak stanie się na tyle silna, by poza owym binarnym podziałem rozwijać projekt dla Polski, jakiego ciągle brakuje.

Na koniec, skoro zacząłem od tematów ukraińskich – zaskoczyła mnie obecność na Marszu Wolności ukraińskich flag, często trzymanych razem z flagą europejską i polską. Ciekaw jestem, co by o tym wszystkim powiedział Jerzy Giedroyć.