Solidarność w słowie i czynie

Obecna władza uzurpuje sobie monopol na reprezentowanie wielu wartości i cnót ważnych dla większości, jeśli nie wszystkich Polaków.

Jedną z nich jest solidarność, cnota społeczna odnowiona przez Ruch Solidarności przełomu lat 1980/81. Rozumienie solidarności przez Jarosława Kaczyńskiego nie jest nawet karykaturą idei stojącej u podstaw sierpniowego Ruchu, jest jej dokładnym zaprzeczeniem.

Dobrą okazją do chwili refleksji nad solidarnością jest przypadająca na ten weekend 85. rocznica urodzin Józefa Tischnera. Ksiądz, filozof, autor słynnej „Etyki solidarności” – książki powstałej w oparciu o kazania o etyce pracy. W „Miłości, wojnie, rewolucji” pokazuję w rozdziale „Etyka solidarności i duch postmodernizmu”, jak bardzo „etyka solidarności” mimo swego homilijnego języka różni się od współczesnej temu tekstowi encykliki Jana Pawła II „Laborem exercens”. Tischner budując refleksję o pracy jako formie dialogu, stworzył całkiem nowoczesny aparat do refleksji nad pracą w dobie kapitalizmu kognitywnego, kiedy coraz większej liczby ludzi to różne formy dialogu są pracą.

Nie zajmowałem się jednak wtedy innym pytaniem: o możliwość solidarności jako cnoty społecznej (solidarność między różnymi ludźmi), a nie plemiennej. Czy możliwa jest solidarność, dziś, w epoce hiperindywidualizmu i postspołecznego rozpadu struktur wymuszających kooperację? Czy możliwa jest solidarność, gdy coraz więcej danych pokazuje, że mamy do czynienia ze zjawiskiem próżni socjologicznej?

Pospołeczną pustkę wypełnia z jednej strony rynek promujący konkurencję i prowadzący do urzeczowienia relacji. Z drugiej strony głód więzi i wspólnoty wypełnia ułuda populistycznych projektów politycznych obiecujących, że jedyną drogą do szczęścia jest rozpuszczenie się w gorącej wspólnocie ludzi połączonych jedyną słuszną ideą (pisałem o tym w POLITYCE na 35. rocznicę Porozumień Sierpniowych).

Czy można jeszcze powrócić do solidarności jako cnoty łączącej ludzi różnych i równych we wspólnotę opartą na relacji współzależności, a nie podporządkowania? Tak rozumiana solidarność nie jest produktem intelektu, tylko praktyki. Robotnicy byli zdolni do współdziałania, bo codzienna praca w wielkich zespołach zaangażowanych w złożone ciągi technologiczne w fabrykach polegała na nieustannym praktykowaniu bycia razem. Jak pisał Zygmunt Bauman, zarządzane zgodnie z paradygmatem fordowskim fabryki epoki przemysłowej wytwarzały nie tylko dobra materialne, ale także solidarność – relację współzależności między pracownikami i wynikającą stąd zdolność do autonomicznego, zbiorowego działania.

Dziś takich fabryk nie ma, w tych, co istnieją i w innych miejscach pracy, obowiązuje postfordowska organizacja pracy polegająca na indywidualizacji odpowiedzialności i indywidualnym pomiarze wydajności. Fabryka, szkoła, uczelnia, korporacja niczym się od siebie nie różnią. Czy w takim środowisku pracy możliwe jest praktykowanie współzależności? Może takich miejsc należy szukać gdzie indziej, niekoniecznie w sferze gospodarki realnej, tylko na pograniczach sfer.

Jednym z przykładów takiej współczesnej mikrofabryki solidarności jest dla mnie Teatr 21, w którym Justyna Sobczyk i jej współpracownicy (większość aktorów obciążonych jest zespołem Downa) są razem, by osiągnąć cel artystyczny: jak najlepsze spektakle. Aktorów T21 nie można jednak traktować instrumentalnie, jak często się dzieje w „normalnych” teatrach, w których „aktor jest od grania” – dotarcie do ich potencjału wymaga uznania ich podmiotowości, a tym samym włączenia do współtworzenia. Zarówno efekty, jak i trwałość inicjatywy rozwijającej się mimo wielu przeciwnościom potwierdzają, że Teatrem 21 nie rządzi logika projektowa, tylko logika trwałego rozwoju czerpiąca siłę ze współzależności i solidarności.

Takich miejsc, nie tylko w przestrzeni kultury, jest więcej, tworzą rozproszony archipelag. Czy kiedykolwiek wysepki te połączą się, tworząc coś w rodzaju konfederacji solidarności zdolnej przeciwstawić się niebezpieczeństwom zarówno hiperindywidualizmu, jak i odradzającego się plemiennego kolektywizmu? Nie wiadomo. Być może szukanie odpowiedzi to poszukiwanie utopii. Utopii jednak niezwykle potrzebnej.

Już w najbliższy wtorek, 15 marca, zapraszam na debatę „Praktyki godności i solidarności”, jaka odbędzie się w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku. Moimi gośćmi będą Agata Czarnacka (lewica24.pl), Sławomir Adamczyk (NSZZ „Solidarność”) i Krystian Szadkowski.

Na koniec jeszcze raz chwilę o Józefie Tischnerze. Jego postać popada coraz bardziej w zapomnienie. Nie pasuje do współczesnego polskiego katolicyzmu i nie został jeszcze odkryty przez współczesną polską lewicę jako twórca języka, który mógłby pomóc połączyć lewicowy program oparty na solidarności i solidarnościowej etyce pracy z wrażliwością religijną dominującą w polskim społeczeństwie.