InternetBeta 2014 – poczuj puls Sieci

internetbeta2014Wczoraj w Kielnarowej pod Rzeszowem (tu rzeszowska Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania ma swoje podmiejskie Centrum Turystyki i Rekreacji) wystartowała konferencja InternetBeta 2014. Dzieło Mateusza Tułeckiego wyrosło w ciągu sześciu edycji na najciekawszą bodaj imprezę poświęconą rozwojowi internetu. Na imprezie dominują ludzie z Sieci żyjący, ale Mateusz, komponując program, dba o to, żeby nie zabrakło szerszej refleksji. W sumie pierwszy dzień zarówno pod względem treści, jak i formy wypadł doskonale – nawet pitche startupowców dało się słuchać (z wyjątkiem może jednego gościa, który zachowywał się jak sprzedawca podrabianych perfum).

Gdybym miał głosować na mówcę dnia, postawiłbym na Yurija Drabenta, który opowiadał o tym, jak wykorzystywać różne nowe aplikacje społecznościowe w celach marketingowych. Po pierwsze dowiedziałem się, jak bardzo jestem nie na bieżąco jeśli chodzi o gadżety, jakich ludzie używają, żeby mniej lub bardziej rozsądnie spędzić czas. Ale ponieważ ten czas już poświęcają, gromadząc się w wirtualnych zakątkach Sieci, więc stają się naturalnym celem autorów różnych kampanii komunikacyjnych. By skutecznie dotrzeć z komunikatem, można wykorzystać nawet Snapchata, mimo że wiadomości są w nim automatycznie likwidowane po kilku sekundach.

W istocie jednak nie aspekt praktyczny prezentacji Drabenta okazał się najciekawszy, tylko ukryty w tle aspekt antropologiczny. Yurij podkreślał z jednej strony, że każda nowa aplikacja stwarza okazję do komunikacyjnej innowacji. Z drugiej jednak strony mówił z uderzającą na zawodowego marketera pokorą, że niezwykle mało wiemy o ludziach, a ci ciągle zaskakują. Zwłaszcza nastolatki, które są kształtowane przez środowisko komunikacyjne i jednocześnie to środowisko kształtują, podążając za własnymi pomysłami i za niezrozumiałymi modami. Dlatego w tym świecie, konkludował Drabent, najlepiej przyjąć zasadę: bądź pokorny, uznaj że jesteś głupi. Ergo ciągle się ucz, nie udawaj, że wiesz. Trzeci powód, dla którego uhonorowałbym Drabenta tytułem najlepszego mówcy wczorajszego dnia, to sam sposób poprowadzenia prezentacji. Niewymuszony show, w którym za fajerwerkami kryła się duża doza myśli. Gratulacje.

To jednak był tylko jeden z punktów bogatego programu, poza tym jeszcze gadało wiele osób, z autorem tego bloga włącznie. Ja rozwijałem swoje analizy relacji usieciowionego indywidualisty z Siecią oraz rozliczałem się z utopią „horyzontalnej komunikacji bez hierarchii, pośredników i dominacji”. Przy okazji, śledząc ruch na Twitterze, odkryłem wspólnotę (a może raczej plemię) czytelników Manuela Castellsa. Duża radość. Jeszcze większa, podsumowując wszystkie wystąpienia, że najgorzej gadał gość specjalny z zagranicy – Rory Yates z JWT. Przynudzał o lateralnych innowacjach protekcjonalnym tonem, sądząc chyba, że przyjechał z misją cywilizacyjną. Akurat w środowisku uczestników InternetBeta sam mógł się sporo nauczyć.

W końcu startupy, nadchodzi ich czas, przekonywał Marcin Szeląg inwestor z Innovation Nest. Oby, prezentacje kilku projektów zrobiły niezłe wrażenie. Ciągle mam jeszcze w pamięci lata 1999-2000 i ówczesny boom internetowy, kiedy ludzie tacy jak Tomasz Czechowicz i Rafał Styczeń sprzedawali swoje pomysły. Minęła epoka, na scenę wkroczyli ludzie niepamiętający tamtych czasów, niepamiętający nawet epoki przed iPhonem. I próbują w tym nowym świecie się rozepchnąć, już wyszkoleni, że muszą grać globalnie. Mnie najbardziej podobał się pomysł clime, czyli systemu sensorów do kontroli środowiska domowego. Ale też odnotować muszę z uznaniem pitch dzielnych startupczyń prezentujących Fashionote.

Mateusz, gratulacje!