11 września. Koniec końca historii

Żeby nie zapomnieć

Ciągle żyjemy w cieniu 11 września 2001 r. Ten moment rozpoczął nową epokę w historii – swoiste interregnum, polegające na końcu hegemonii USA i rozpoczęciu procesu szukania nowego, realnego, a nie utopijnego ładu świata po upadku komunizmu (nie koniec historii, jak chciał w 1989 r. Francis Fukuyama, lecz prawdziwy początek nowej historii). Dziś, wraz z wojną na Ukrainie i ofensywą fundamentalistyczną na Bliskim Wschodzie, interregnum wkracza w fazę chaosu, z którego być może, jak pisał wielokrotnie Immanuel Wallerstein, wyłoni się nowy globalny ład. Lub nieład. Tego jeszcze nie wiemy. Żeby jednak nie zapomnieć, poniżej link do Epilogu z mojej „Zatrutej studni”. Książkę tę napisałem właśnie w odpowiedzi na 11 września – jako próbę zrozumienia i osobistego porachunku z historią.

Rozdział ten otwierają dwa cytaty:

(…)
Musisz opiewać okaleczony świat.
Patrzyłeś
 na eleganckie jachty i okręty;
jeden z nich miał
 przed sobą długą podróż, na inny czekała tylko słona nicość.
Widziałeś
 uchodźców, którzy szli donikąd, słyszałeś oprawców, którzy radośnie śpiewali.

Powinieneś opiewać okaleczony świat. (…)

Adam Zagajewski, Spróbuj opiewać okaleczony świat

…my, współcześni ofiar zamordowanych w tych krwawych dniach, czyż mogliśmy zachować dar generalizowania idei, abstrakcyjnych rozważań, oddzielenia się na chwilę od naszych wrażeń, aby je analizować? Nie, dziś jeszcze nawet nasz rozum nie mógłby zbliżyć się do tego niepojętego czasu. Osądzić to wydarzenie, jakąkolwiek dalibyśmy mu nazwę, znaczyłoby wprowadzić je w porządek rzeczy istniejących, idei, dla których istniały już wyrażenia. Na ten potworny obraz wszystkie chwile powracają w duszy, drżymy, zapalamy się, chcemy walczyć, pragniemy umrzeć; ale myśl nie może jeszcze uchwycić się żadnego z tych wspomnień, sensacje, jakie one rodzą, absorbują wszystkie nasze siły.

Germaine de Staël, O wpływie namiętności na szczęście jednostek i narodów.