4 czerwca lekko sentymentalnie
W sumie 25 lat to nie tak dawno, a jednak jak lot w kosmos. Żeby jednak nie powtarzać rocznicowych banałów, przytaczam okolicznościowy fragment z „Zatrutej studni”. Dość dobrze pokazuje dystans, jaki przebyliśmy, i to, że wcale nasza integracja z Zachodem nie była taka oczywista. I zapraszam do lektury tej książki, bo jest próbą zmierzenia się ze środkowoeuropejską kondycją w świecie, który nie rozumie sam siebie. Dostępna w pliku pdf na licencji Creative Commons.
4 czerwca polskie wybory dały impuls do gwałtownego powrotu Europy Środkowej na scenę historii. Jako pionierzy najdłużej cieszyliśmy się uwagą Świata, który przeraził się naszej wolności bardziej niż my sami. We wrześniu 1989 roku ruszyła do Francji jedenastoosobowa grupa dziennikarzy prasy podziemnej, les journalists de Solidarité, jak nas nazywano dla uproszczenia przekazu, choć zdecydowana większość z nas z samą „Solidarnością” wiele wspólnego nie miała. Gościnnie przyjęła nas Wandea, prowincja, która dwieście lat wcześniej zasłynęła stawieniem oporu rewolucji.
Teraz, w 1989 roku, barbarzyńcy u bram miasta, mieliśmy się cieszyć swoimi piętnastoma minutami sławy.
My to Wy
Lekcja była twarda, termin naszego pobytu zbiegł się z awanturą wokół Karmelu, czyli klasztoru sióstr karmelitanek, który istniał na terenie obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu wbrew porozumieniom międzynarodowym. Obecność Karmelu wywołała sprzeciw Żydów. Telewizja co chwila pokazywała, jak pracujący na terenie klasztoru robotnicy oblali protestujących wodą, głośno komentowano niefortunne wypowiedzi prymasa Glempa. Słynne stały się słowa premiera Izraela Szamira, który stwierdził, że Polacy wysysają antysemityzm z mlekiem matki.
Klasyczna katastrofa public relations. Oto Polska wkracza triumfalnie na salony, zgodnie z planem Trzeciakowskiego wyciąga rękę po 10 miliardów dolarów pomocy i bęc! Nagle wszyscy widzą nas przez pryzmat filmu Shoah Claude’a Lanzmanna: brudny, obskurny, zacofany kraj z na pół zidiociałymi od wódki, ciemnymi ludźmi. Jak w efekcie domina ruszają stereotypy polnische wirtschaft. Czy to prawda, że w Polsce w niedzielę nikt nie złamie nawet zapałki? – pyta mnie przemysłowiec z Nantes. Alain Besançon martwi się w paryskiej „Kulturze”, że nie jest pewne, czy polskie „masy” rzeczywiście chcą zaakceptować ryzyko i ciężką pracę zachodniego Świata. Marzą o „kapitalistycznym” dobrobycie połączonym z lenistwem i brakiem odpowiedzialności.
Ronald Inglehart, wybitny politolog amerykański, bada przemiany w społecznej recepcji podstawowych wartości w kilkudziesięciu krajach Świata. Po 1989 roku zasięgiem swej analizy obejmuje również kraje postkomunistyczne. Wyniki starannie nanosi na eleganckie wykresy i nagle widać, że Pol- ska odskakuje od jakiejkolwiek normy: Polska, z przywiązaniem do tradycyjnych wartości, jest odszczepieńcem od innych społeczeństw ekskomunistycznych Europy Wschodniej: nie można jej dopasować do żadnej spójnej grupy, zauważa Inglehart i po kilku zdaniach, nie mogąc ochłonąć z wrażenia, powtarza, że Polska jest uderzającym wyjątkiem, odróżniającym się od innych społeczeństw socjalistycznych silnym przywiązaniem do wartości tradycyjno-religijnych. Rzeczywiście, na wykresie, zamiast gromadzić się w grupie skupiającej Litwinów, Węgrów, Słoweńców, Bułgarów, ciągniemy wyraźnie ku sekcji zajmowanej przez mieszkańców Indii i Turcji. Dobry naukowiec nie ograniczy się jednak do prezentacji „nagich” faktów, trzeba je zinterpretować, a z interpretacji tej wynika, że jesteśmy po prostu, podobnie jak Irlandia w Europie Zachodniej, przykładem fundamentalistycznej reakcji na zagrożenie.
Polski lud pod przywództwem Lecha Wałęsy i światłych intelektualistów był obiektem fascynacji tak długo, jak długo walczył. Wyjaśnia to znakomicie słoweński filozof Sławoj Žižek w Przekleństwie fantazji; Zachód za pośrednictwem Innego, jakim był walczący o swe prawa lud, spełniał swój postępowy obowiązek. Gdy lud się wyemancypował, stał się samodzielnym podmiotem, wyszła na jaw jego „brzydota”. Wcześniej ten zmitologizowany lud, odległy, a jednocześnie, jako Inny, rzekomo bardziej autentyczny, wywoływał poruszenie, roztaczał urok szczególnego patosu. Pisze Žižek o zachodnim intelektualiście: Nie odczuwa żadnego poruszenia w sercu, słysząc Marsyliankę, jednak takie poruszenie budzi się w nim, gdy słucha jakichś rytuałów czarnych plemion. Mamy tu oczywiście do czynienia z odwróconą formą rasizmu. A potem okazuje się, że rzeczywistość jest brzydka, „nie powinno jej być” i nie powinna stawać na przeszkodzie naszemu pożądaniu.
Nasza ekipa pojawiła się we Francji w momencie odkrywania przez Zachód polskiej „brzydoty”. Właśnie dogorywała wiara w „Szlachetnego Dzikiego” ze Wschodu, egzotyczny gatunek l’homme de Solidarité, genetyczną mutację zawierającą w sobie to co najlepsze z Człowieka z Marmuru i Człowieka Żelaza, na którym właśnie skupiały się wszystkie projekcje i pożądania drobnomieszczańskiej Europy. Ten specjalny status bywał bardzo wygodny i praktyczny.
Przekonałem się o tym w Paryżu, gdzie prezentowano wielką wystawę poświęconą historii miasta. Koszt biletu równał się ćwierci ówczesnej mojej pensji, nie było więc wyjścia – musiałem wykorzystać bohaterską przeszłość. Podszedłem do recepcjonistki z pytaniem, czy prasa ma wolny wstęp. Oczywiście, Monsieur! Bo widzi pani, ja jestem dziennikarzem z Polski, z podziemnej gazety i chciałbym obejrzeć tę wystawę. A można zobaczyć legitymację? Mówiłem pani, że jestem z prasy podziemnej (la presse clandestine), posiadanie legitymacji byłoby zbyt niebezpieczne. Nagle Francuzeczka ocknęła się, zrozumiała, że przeżywa jedyną w życiu szansę kontaktu z bytem z innego Świata, że oto codzienna rutyna została zawieszona przez wkroczenie Innego, uosabiającego podświadome pragnienia o Autentycznym życiu. Wejściówkę oczywiście otrzymałem.
Sprawa oświęcimskiego Karmelu brutalnie przywracała nas rzeczywistości. Marek Beylin, jeden z członków naszej ekipy, poproszony o komentarz napisał (na zakończenie pobytu w Nantes wydaliśmy specjalne pismo „Reflexe”): W Polsce istnieje antysemityzm, to pewne. Podobnie jak istnieje we Francji. Pod tym względem Polska i Francja są kuzynkami.
Zostało więc powiedziane: nie jesteśmy Innym, jesteśmy tym samym, czym jesteście wy. Tego jednak było zbyt wiele, rasizm odwrócony ustąpił miejsca faktycznemu, miejsce zainteresowania zajęła pogarda: nie, nie jesteście Nami, być może wasz antysemityzm nie różni się od naszego, ale wy na dodatek jesteście brudnymi, leniwymi fundamentalistami religijnymi, łasymi na bogactwo, które my uzyskaliśmy ciężką pracą!