Kariera pojęcia faszyzm
Pojęcie faszyzm robi niezwykłą karierę w kontekście Rewolucji Ukraińskiej i obecnej rosyjskiej agresji wobec Ukrainy. Faszyzm odmieniają przez wszystkie przypadki rosyjskie media, większość z nich podążając za tropem wskazanym przez Władimira Putina dowodzi, że Ukrainę opanowali faszyści spod znaku UPA i Stepana Bandery. Istnieje wszakże medialna mniejszość, dająca głos wypowiedziom rosyjskich intelektualistów przekonujących, że to Rosja zachowała się po faszystowsku dokonując anschlussu Krymu. Właśnie z Symferopola uciekł Michaił Kapustin, miejscowy rabin w obawie przed antysemickimi atakami, jakie nasiliły się po aneksji. Wczoraj w wypowiedzi dla RMF FM Leszek Miller pokazał, że raczej jest po stronie rosyjskiej większości, stojącej za Władimirem Putinem, aneksją Krymu i uzasadniającą tę aneksję retoryką ochrony przed szerzącym się na Ukrainie faszyzmem.
Oczywiście, Leszek Miller nie powiedział nic nowego, już pod koniec stycznia, a więc przed rozstrzygnięciem rewolucji wypowiadał się głośno przeciwko stawania polskich polityków na majdanowej scenie obok przedstawicieli partii Swoboda. Mówił wówczas w RMF FM:
“Nie pojadę na Majdan. Nie mam zamiaru zetknąć się z tymi, którzy uważają, że Polacy zostali słusznie wymordowani”
Ale uważa pan, że to, że tam są zwolennicy UPA, Bandery jest dyskwalifikujące dla Majdanu?
Według mnie tak. Dlatego, że to są siły, które w prostej linii nawiązują do ideologii Bandery. To są siły, które uważają, że na Wołyniu nie było żadnego ludobójstwa i żadnej zbrodni na Polakach i to są siły, które mają pretensje terytorialne – to znaczy chciałyby kilka powiatów czy kilkanaście powiatów przyłączyć do Ukrainy.
Skoro tak mówił kilka tygodni temu, trudno się dziwić, że teraz jeszcze bardziej jest niezadowolony z udziału m.in. Swobody w rządzie tymczasowym. Zwłaszcza, że odwołuje się do historycznej prawdy. Skoro jednak tak, to czy rację ma również Władimir Putin i słusznie broni świat, jak kiedyś Józef Stalin przed odradzającą się hydrą faszyzmu? Tu zaczynają się subtelności, w których znaczenie ma zarówno historia, jak i biografie.
Po pierwsze, Majdan miał strukturę pospolitego, samoorganizującego się pospolitego ruszenia, konfederacji do której mógł dołączyć (teoretycznie) każdy. Nigdy nie powstała wspólna ideologia Majdanu, nieustannie, często przy zaangażowania dużych emocji negocjowano dopuszczalne symbole – pamiętam w grudniu omal nie doszło do szarpaniny o portret Julii Tymoszenko zawieszony na majdanowej choince, nie podobał się on wielu protestującym. Zostawiono go jednak, żeby nie eskalować napięcia. Majdan był odzwierciedleniem, na pewno dalece nieproporcjonalnym ukraińskiego społeczeństwa. Gdyby uznać, że obecność sił skrajnej prawicy go dyskwalifikuje, to tak jak mówić, że Polaków dyskwalifikuje fakt istnienia w Polsce NOP. W każdym społeczeństwie istnieją ekstremalne marginesy.
Może jednak na Ukrainie nie jest to margines, tylko mainstream? Ukraińscy obserwatorzy zaczęli się obawiać wzrostu popularności tej partii, gdy w ostatnich wyborach parlamentarnych przekroczyła próg wyborczy i weszła do Rady Najwyższej. Tyle tylko, że tuż przed rewolucją poparcie dla Swobody spadło do minimalnych wartości, nawet w mateczniku partii – na Lwowszczyźnie spadek był trzykrotny (daleko poniżej progu), a lider Oleh Tiahnybok gdyby startował wówczas w wyborach prezydenckich, mógł liczyć na 3,1 proc. głosów. Co zmieniło zaangażowanie na Majdanie? Dane z lutego b.r., jeszcze sprzed końca rewolucji pokazują, że Tiahnybok mógł liczyć na 2,8 proc. głosów. Wszystko wskazuje na to, że kolejne ekscesy: styczniowy marsz z pochodniami w rocznicę Bandery i ostatni skandal z pobiciem szefa telewizji skutecznie zniechęcają Ukraińców do rodzimych „faszystów”. Warto też pamiętać, że i Stepan Bandera dla większości Ukraińców w rankingach zajmuje miejsce obok Hitlera, a nie obok Tarasa Szewczenki. Dlaczego więc są w rządzie?
Trzeba pamiętać, że to rząd tymczasowy, do bólu swą słabością przypominający rząd tymczasowy Kiereńskiego w Rosji w lutym 1917 r., który wcale nie cieszy się entuzjastycznym poparciem społeczeństwa, raczej przeciwnie – jest koniecznym złem na czas przejściowy, wyborów nowego prezydenta i nowej Rady Najwyższej. Powstał jako wynik kompromisu budowanego na emocjach, jakie żyły tuż po rzezi 20 lutego. To m.in. na fali tych emocji przeszła ustawa językowa dyskryminująca rosyjski, zgodnie uznawana za głupotę. Czy jednak skrajna prawica ukraińska nie ma dziś szansy na przejęcie władzy metodą puczu, na podobnej zasadzie, jak zrobili to bolszewicy w Rosji? Różnica jest dość zasadnicza – bolszewicy mieli w momencie rozpoczęcia rewolucji październikowej duże poparcie społeczne, zwłaszcza w kluczowych ośrodkach kraju, Piotrogradzie i Moskwie. Na Ukrainie poparcie dla radykałów jest znikome, a poziom dyscypliny społecznej zdumiewająco wysoki. Taras Woźniak, znakomity lwowski intelektualista, szef magazynu „Ji” wprost nazywa awantury Swobody prowokacjami, konkludując, że jeśli nie są wyrazem głupoty, to są dziełem rosyjskiej agentury.
Ukraińcy poradzą sobie ze swoimi „faszystami”, choć ci mącąc stali się najwierniejszymi sojusznikami Władimira Putina. Poradzą sobie tym szybciej, im szybciej pomożemy im poradzić sobie z ważniejszymi dla przyszłości Ukrainy problemami odbudowy ładu politycznego, gospodarczego i zapewnienia bezpieczeństwa. W tym kontekście wypowiedź Leszka Millera, choć konsekwentna w stosunku do wcześniejszych wypowiedzi jest konsekwencją biograficzną – Leszek Miller wywodzi się z PZPR, formacji która z walki z ukraińskim nacjonalizmem i faszyzmem jeden z mitów założycielskich PRL. Świętym tego mitu był gen. Karol Świerczewski, który poległ w 1947 r. pod Jabłonkami w Bieszczadach. W 1987 r. odbyła się wielka rekonstrukcja pamiętnej bitwy z UPA, a „Łuny w Bieszczadach” czytało się w szkołach do końca PRL (z tym, że w projekcie PRL nie było miejsca na pamięć Wołynia). Stare strachy pozostały, czy jednak należy je projektować na współczesny kontekst?
Szef SLD powinien zaktualizować zestaw ukraińskich lektur, chociażby o książkę Oksany Zabużko „Ukraiński palimpsest”, w którym pisarka próbuje wyjaśnić Izie Chruślińskiej złożoność kwestii UPA w ukraińskiej pamięci. Dobrze też złożoność tę tłumaczy Jarosław Hrycak, świetny historyk mający na pieńku z „faszystami”, którzy zaliczają go do „liberastów” i chętnie pogoniliby go ze Lwowa. UPA dla większości walczącej w niej po II wojnie ukraińskiej młodzieży nie miała wiele wspólnego z pierwotną ideologią, była jedyną dostępną formą zaangażowania w walkę ze śmiertelnym wrogiem – sowieckim komunizmem. Walka ta pochłonęła 150 tys. osób poległych w walce, razem z zesłanymi do łagrów jeńcami i ich rodzinami liczba ta sięga 450 tys. A potyczki trwały do końca lat 50. (ostatni bój z siłami sowieckimi miał miejsce w kwietniu 1960 r.). Jedną z pierwszych produkcji kinematograficznych zrealizowanych w niepodległej Ukrainie był film Wadyma Iljenki, „Ostatni bunkier” właśnie o walkach z NKWD po 1945 r. Można obejrzeć na YouTube: