„Dziady” Mickiewicza/Zadary – po premierze
Warto było jechać do Wrocławia. W Teatrze Polskim Michał Zadara wystawił „Dziady”, na razie bez III części, ale wiernie co do litery napisanej przez Wieszcza. Powstał spektakl trwający pięć godzin, choć nie poczułem tego czasu. Zdziwiłem się tylko, gdy zorientowałem się, że jest 23 a do pokonania jeszcze droga powrotna do Warszawy.
Michał Zadara postanowił przeczytać tekst Mickiewicza dosłownie, co do joty – trudno o lepszy wyraz uznania dla jednego z najważniejszych tekstów polskiej literatury, tekstu o mocy mitu tworzącego współczesną wspólnotę Polaków. Jak jednak uczy antropologia, mit działa, czyli podtrzymuje i regeneruje wspólnotę tylko wówczas, gdy jest powtarzany. Im wierniej, tym większa jego siła. Sam Mickiewicz tworzył jednak w odniesieniu do kulturowej tradycji, sięgając do archetypów tworzących kulturową tożsamość i opowiadając je we współczesnym sobie kontekście. Zadara podobnie, pozostał wierny literze, jednak odczytał Słowo Wieszcza przenosząc lekturę do współczesnego kontekstu. Mickiewiczowskie pospólstwo oddające się pogańskim gusłom zastąpił dzisiejszy polski lud zanurzony, jak przodkowie, w gusłach i jednocześnie w popkulturze.
„Dziady” w lekturze Zadary są więc mitem regenerującym wspólnotę, lecz wspólnotę nowoczesną, zróżnicowaną, zmieniającą się, a nie zamknięte w sobie plemię. Jakie zbiorowe My wyłania się z owej lektury? Wymowne były reakcje publiczności, zwłaszcza podczas II części, czyli podczas obrzędu dziadów: część się śmiała, choć nie wszyscy zapewne wiedzieli dlaczego; inni z oburzeniem sykali, najwyraźniej poruszeni profanacją świętego tekstu. Trochę, jakby to Gogol czytał tę część „Dziadów” zadając słynne pytanie: z czego się śmiejecie? Zadara pokazał, że potrafimy jeszcze śmiać się z siebie samych, za pretekst biorąc tekst mityczny, lecz jednocześnie, jak się okazało żywy. Nie zabiły go nawet lata piłowania w ramach szkolnego czytania lektur.
Nie to jednak najbardziej cieszy, że tekst żyje, lecz to że, ciągle spełnia swoją rolę – jego lektura, zwłaszcza taka jak Zadary pomaga w rekonstrukcji polskiego MY, niezależnie jak bardzo na co dzień trudno nam razem złożyć zgodnie te dwie litery. Michał Zadara czytając „Dziady” współcześnie unika publicystyki, nie szokuje, nie angażuje Mickiewicza w bieżące polityczne spory. Pokazuje uniwersalny walor oryginalnego tekstu. A reakcja publiczności – owacja na stojąco pokazuje, że tak jak nie umarł sam tekst, nie umarł także jeszcze czytelnik zdolny do podejmowania prób jego interpretacji i zrozumienia.
Nie wiem, jak ocenią przedsięwzięcie Michała Zadary krytycy, dla mnie i mojej rodziny udział w premierze „Dziadów” był ważnym wydarzeniem. Dobrze bowiem co jakiś czas przeżyć doświadczenie unaoczniające siłę kultury i jej źródeł oraz bezpodstawność moralnej paniki tradycjonalistów pomstujących, że gender i homo grożą kulturalną katastrofą. To są dopiero gusła. Dzięki więc dla Michała Zadary za niezwykły projekt, Krzysztofowi Mieszkowskiemu, dyrektorowi wrocławskiego Teatru Polskiego za to, że udostępnił swą scenę i wsparcie. Nie można zapomnieć o aktorach, zwłaszcza dzieciach, które Michał Zadara tak zaczarował, że grały jak wytrawni zawodowcy.