Państwo to My czy Oni?

dsc_4967

Państwo i My, Jerzy Hausner prezentuje tezy raportu podczas konferencji w KSAP

PiS podbija i jednocześnie demontuje państwo z logiką okupacyjną, nie biorąc jeńców, o czym przekonały się nawet janowskie konie.

Jeśli to ma być droga nie tylko do „odzyskania”, lecz także naprawy państwa, to na pewno idzie pod prąd ustaleń raportu „Państwo i My” pod red. Jerzego Hausnera, opracowanego jeszcze przed wyborami, lecz ogłoszonego dopiero w grudniu ubiegłego roku.

Raport nie podoba się przedstawicielom zarówno starej, jak i nowej władzy, co było widać podczas konferencji w Krajowej Szkole Administracji Publicznej.

Konferencja nie miała politycznego charakteru, o raporcie dyskutowali głównie eksperci z akademickimi tytułami. Transmisję można obejrzeć, więc nie będę relacjonował – poza kilkoma kwestiami. W dyskusji uczestniczył m.in. prof. Andrzej Zybertowicz, który swoje wystąpienie rozpoczął od lustracji zespołu przygotowującego raport. Przekonywał, że skład był nie dość pluralistyczny, bo nie ma w nim osób związanych bezpośrednio z obecnym obozem władzy. Na uwagę, że jest choćby Rafał Matyja, padła odpowiedź, że to akurat w tej chwili jeden z ważniejszych krytyków posunięć rządu.

Problem w tym, że raport powstawał przez ponad rok, a praca rozpoczęła się, kiedy jeszcze mało kto zakładał polityczną rewolucję. Rafał Matyja, twórca pojęcia IV Rzeczypospolitej, nie wiedział wtedy, czy będzie w przyszłości musiał chwalić czy też ganić Jarosława Kaczyńskiego. Prof. Zybertowicz oceniając skład zespołu z perspektywy dzisiejszej polaryzacji sceny politycznej, zaprezentował w sposób doskonały epistemologię PiS, o której już wielokrotnie pisałem: nie istnieje metodologia umożliwiająca w sposób intersubiektywny wypracowanie zobiektywizowanych rezultatów, są tylko ludzie reprezentujący konkretne interesy. Prawda jest zawsze wypadkową tej gry.

Ani ustalenia komisji badającej katastrofę w Smoleńsku, ani też tezy raportu Hausnera nie mogą być przyjęte za ważne, bo w ich opracowaniu nie zachowano parytetu politycznego. Dobra, uczciwa krytyka powinna mieć inny charakter – powinna dotyczyć treści. Jeśli udałoby się podważyć pod względem merytorycznym diagnozę oraz wykazać, że tezy o dobrym państwie oparte są na błędnych przesłankach, wówczas można by postawić hipotezę: co jest źródłem wykazanych błędów i słabości? Czy aby nie dobór autorów? Odwrotna analiza, prowadzona na dodatek prezentystycznie, w konkretnym, politycznie gorącym punkcie czasowym, ma charakter lustracji, a nie krytyki.

Nie chodzi wszakże o raport o państwie, tylko o filozofię, jaką posługują się ci, którzy państwem dziś kierują. Czyszczenie i przejmowanie wszystkich stanowisk można uznać za eskalację „normalnej” praktyki dzielenia łupów po wygranych wyborach. Większy problem pojawia się wówczas, kiedy nowa władza przychodzi nie tylko z nowymi ludźmi, lecz także z nową definicją prawdy, którą wdraża za pomocą podległych sobie instytucji. Nowa komisja w sprawie Smoleńska czy demontaż Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki to tylko kilka przykładów procesu „pluralizacji”, a de facto stosowania nowej epistemologii politycznej.

To niebezpieczna sytuacja, bo bardzo utrudnia możliwość porozumiewania się. Jest ono niemożliwe, gdy strony komunikacyjnego procesu nie uznają fundamentu, jakim jest krytyczny realizm, czyli uznanie, że istnieją fakty i można do nich dotrzeć za pomocą zobiektywizowanych metodyk badawczych, które minimalizują ryzyko wpływu na proces politycznych uwiązań badaczy. W epistemologii reprezentowanej przez prof. Zybertowicza i innych przedstawicieli jego obozu nie ma faktów, istnieją tylko ludzie. Czyli doskonały postmodernizm.

Podczas konferencji w KSAP widać było doskonale bezradność i przerażenie profesorskiego gremium, którego przedstawiciele życie poświęcili na uprawianie i rozwijanie akademickiego dyskursu wiedzy i prawdy, by dowiedzieć się, że cały ich dorobek nie ma większego znaczenia, o ile nie jest zgodny z aktualną polityczną wykładnią. Nie ma też większego znaczenia osobisty naukowy dorobek, bo ważniejszy jest rodowód.

Mamy więc do czynienia, znów odniosę się do prof. Zybertowicza, nie z samobójstwem oświecenia (jak brzmi tytuł jednej z jego książek), tylko z jego świadomym uśmiercaniem. Gdy rozum ginie, budzą się demony.