Polska Kaczyńskiego. Starcie plemion

Trybunał Konstytucyjny wyda w ciągu najbliższych godzin wyrok w sprawie ładu konstytucyjnego w Polsce. Liderzy PiS już jednak wydali swój wyrok, tym samym uznając swój stosunek do konstytucji.

Jeszcze dalej poszedł Jarosław Kaczyński w Łomży, wydając wyrok na Polaków, którzy śmią się przeciwstawiać jemu i jego partii. Nadszedł czas plemion.

Pretekstem do przemówienia prezesa PiS stało się zwycięstwo Anny Marii Anders w wyborach uzupełniających do Senatu na Podlasiu. Oto mała próbka:

Dziś ci, którzy z nami walczą, przybierają barwy ochronne. Próbują być biało-czerwoni. Dlaczego mówię, że „próbują”? Przecież to ci sami, którzy mówili, że Polska to anachronizm. Którzy deptali wszystko, co w naszej kulturze jest święte. To oni się dzisiaj organizują, to oni tworzą KOD. Oni Polską gardzą, oni chcą być kimś innym.

Oczywiście, język skierowany do swojego elektoratu musi odwoływać się do polaryzacji. W tym jednak przypadku, nie po raz pierwszy zresztą, bo warto wspomnieć przemówienie pod Trybunałem Konstytucyjnym w ubiegłym roku, przekroczył granicę. Krytykujący PiS i projekt Kaczyńskiego wtłoczeni zostali do wspólnego zbiornika „potężnej koalicji antypisowskiej”.

To jeszcze pół biedy, ale przynależność ta wyklucza jednocześnie możliwość bycia prawdziwym Polakiem. Jarosław Kaczyński ogłasza więc system plemiennego apartheidu, system rządów jednej partii mającej coraz bardziej totalitarne ambicje. Podział polityczny rozciąga się już na wszystkie sfery życia, poczynając od kultury po administrację publiczną i naukę (o epistemologii PiS pisałem wczoraj).

Ten tydzień może być przełomowy nie tylko dla bieżącej polityki, ale i historii. Zarówno orzeczenie Trybunału, jak i stanowisko Komisji Weneckiej będą testem, w jaką grę gra Jarosław Kaczyński. Czy uznaje jeszcze reguły, czy też uwierzył w wielkość i dziejowość swojego projektu i gotów jest realizować swoją wizję suwerenności i sanacji państwa mimo wewnętrznego i zewnętrznego oporu?

Niezależnie od wyników tego testu pewne jest, że wkroczyliśmy w nową epokę – epokę polityki plemiennej. Projekt Kaczyńskiego nie ma nic wspólnego ani z sanacyjnymi wizjami Piłsudskiego, ani też z nacjonalizmem Dmowskiego, nie jest też w żaden sposób syntezą tych projektów. Jak pisał Marks, historia powtarza się jedynie jako farsa. Nacjonalizm Dmowskiego, jakkolwiek obrzydliwy, był projektem nowoczesnym, zgodnym z dominującą w swoim momencie historycznym filozofią polityczną. Swą siłę czerpał z rzeczywiście istniejących podziałów wielokulturowego i wieloetnicznego społeczeństwa.

Jarosław Kaczyński żyje w zupełnie innej Polsce, w jednym z najbardziej homogenicznych etnicznie krajów na świecie. Kraju jednak, w którym podziały odwołujące się do krwi i etnicznej esencji zastąpiła segmentacja kulturowa. Częściowo ma ona podłoże w klasowej rekonstrukcji społeczeństwa w wyniku kapitalistycznej transformacji, a częściowo w wyniku przemian w samej kulturze, dobrze opisywanych przez współczesnych socjologów. Kultura rozpadła się na subkultury, poprzez które definiują się tworzące abstrakcyjny konstrukt narodu plemiona (warto zajrzeć do książki „Praktyki kulturalne Polaków”).

Wizja Polski i narodu prezentowana przez Jarosława Kaczyńskiego jest wizją plemienną, odwołującą się do plemiennych kodów kulturowych i własnej epistemologii, co uniemożliwia komunikowanie się z innymi plemionami. Albo jest się częścią plemienia, albo należy się do innych plemion, jest się więc wrogiem.

Prezes PiS potrafił tę plemienną segmentację społeczeństwa wykorzystać do politycznej mobilizacji i wygrać w grze o władzę, mimo że reprezentuje mniejszość. Czy więc jego wygrana jest przypadkiem, jak piszą w POLITYCE Radosław Markowski i Michał Kotnarowski?

Nie, wygrana PiS jest w dużej mierze syntezą polegającą na wykorzystaniu tradycyjnych, dominujących w polskim społeczeństwie ram symbolicznych oraz nowej dynamice mobilizacji w warunkach posegmentowanego społeczeństwa sieciowego. Te tradycyjne ramy symboliczne to przywiązanie Polaków do tradycji, religii i deklarowana chęć ginięcia za ojczyznę (najwyższe wskaźniki w Europie, ustępujemy jedynie Grekom i Turkom). Nowością jest natomiast przemiana przestrzeni komunikacyjnej i decydujące znaczenie w komunikacji politycznej sieciowych form porozumiewania (co dobitnie i spektakularnie pokazały wybory prezydenckie). Te formy doskonale nadają się do mobilizacji plemiennej, w której stawką nie musi być walka o bezwzględną większość, tylko o integralność przekazu swojego ugrupowania.

Jeśli konkurencja jest rozproszona, jak to bywa w pluralistycznym społeczeństwie, wystarczy, że pojawi się w nim „sekta” skupiająca nieco ponad 10 proc. jednakowo myślących i mówiących, by zdominować przestrzeń komunikacyjną. Najbardziej zagadkowe jest przejście od dominacji w sferze symbolicznej do mobilizacji politycznej, faktem jednak jest, że mobilizacja polityczna jest niemożliwa bez dominacji komunikacyjnej. I faktem jest, że mobilizacja polityczna PiS nastąpiła po długim procesie budowania dominacji w sferze symbolicznej polegającej nie na ilości, ale na spójności i integralności przekazu odwołującego się zarówno do wspomnianych tradycyjnych ram, jak i nowych symboli (Żołnierze Wyklęci jako rodzaj totemu).

To jest nowa jakość w polityce, musimy się z nią zmierzyć. Czy pluralistyczna polityka jest i będzie jeszcze możliwa? Czy też skazani jesteśmy na wyniszczającą plemienność?

Pytanie nie dotyczy w istocie projektu Jarosława Kaczyńskiego, tylko możliwości mobilizacji innych, jeszcze bardziej radykalnych plemion. Chodzi zwłaszcza o ludzi młodych, do których dotarł w sensie politycznym jedynie Paweł Kukiz. Jak już kiedyś pisałem, dla nich zaangażowanie w politykę nie musi już wcale oznaczać zaangażowania w grę w demokrację. Demokracja jako rządy większości jest przeciwko nim ze względów demograficznych. O tej dysproporcji pisał niedawno „The Economist”dziś pisze „Guardian”.

Plemienna władza Jarosława Kaczyńskiego budzi opór, na razie jednak odwołuje się do przemocy symbolicznej i czerpie swą legitymację ze względnej dominacji w sferze symbolicznej i komunikacyjnej. To ciągle nic wobec możliwości wkroczenia do polityki plemienia lub plemion, które te same mechanizmy mobilizacji symbolicznej dla celów politycznych wzmocnią, sięgając po medium przemocy.

Biorąc pod uwagę gwałtowny wzrost postaw skrajnie prawicowych i autorytarnych wśród młodych, warto patrzeć na PiS nie jak na główny problem, lecz jak na symptom problemu, który dopiero dojrzewa.