Zmęczenie nowymi mediami?

Gdy publikowałem swój poprzedni wpis o dobrej ciągle kondycji druki i papieru, Konrad Godlewski przedstawił na swym blogu „Postazja” nowe ciekawe zjawisko w Korei Południowej – powrót w przestrzeni publicznej „gazetek wielkich znaków”, w Korei zwanych daejabo i popularnych w czasach walki z dyktaturą.

Niespodziewanie daejabo odżyły w zeszłym roku. 10 grudnia student Ju Hyun-woo wywiesił kartkę z napisem “jak wam się żyje?” na tablicy ogłoszeń Uniwersytetu Korei w Seulu. Zaraz obok pojawiły się odpowiedzi (oczywiście, że źle! I jak tu w ogóle żyć?), z których wyrósł cały ruch protestu społecznego. Wielu Koreańczyków jest bowiem niezadowolonych z rządów pani Park, rodzonej córki wspomnianego generała, która wygrała wybory prezydenckie w grudniu 2012 roku. Znakiem rozpoznawczym koreańskich oburzonych stały się właśnie daejabo.

Co ciekawe, popularność gazetek podkręcana jest przez Internet, bo ludzie fotografują afisze i upowszechniają w serwisach społecznościowych.

To jednak tylko jeden z przykładów nasilającej się dyskusji o „social media fatigue”, czyli zmęczeniu przymusem nieustannej komunikacji w serwisach społecznościowych. W ub. tygodniu oliwy do ognia dolał artykuł opublikowany przez naukowców z Princeton University, którzy wyliczyli, że Facebook najlepsze lata ma już za sobą i w 2017 r. będzie miał już o 80% użytkowników mniej. Naukowcy potraktowali fejsa, jak dżumę i zastosowali odpowiedni model epidemiologiczny. I wyszło im, że koniec zarazy już bliski. Oczywiście obrońcy Facebooka zaprotestowali przekonując, że takie obliczenia nie mają sensu. Cóż, przekonamy się już niebawem.

Tymczasem w New York Times Jenna Wortham pisze o zmęczeniu Twitterem. Podobnie, jak w przypadku Facebooka (choć w innym nieco kontekście), problemem jest nadmierna popularność obu serwisów. Umasowienie powoduje, że o twitterowych trendach rządzą w coraz większym stopniu masowe gusty – psuedoinformacje o Justinie Bieberze przykrywają ważniejsze newsy (oczywiście, kompetentny użytkownik ciągle jest w stanie sobie poradzić z własnym strumieniem). Najwyraźniej jednak media społecznościowe i ich użytkownicy wkraczają w okres dojrzałości.  I niektórzy są już zmęczeni nadmiernym szumem, więc odkrywają, że stare formy medialne, z poczciwym daejabo mają ciągle sens, podobnie jak druk na papierze.

Wisdom of crowds, czyli mądrość tłumu działa, gdy tłum ogranicza się do niezbyt wielkiego grona. Gdy tłum staje się rzeczywiście tłumem, odkrywamy na nowo to, co odkryli już dawno ludzie epoki nowoczesnej – potrzebę redaktora i dobrych autorów. Trudno o lepszą ilustrację, niż nowy projekt Arianny Huffington, która wspólnie z miliarderem Nicolasem Berggruenem uruchomiła serwis WorldPost.

But Ms. Huffington andMr. Berggruen said in a joint interview that WorldPost would be more selective than the freewheeling Huffington Post. While the site will feature contributions fromboth boldfaced names and lower-profile writers, the curating process will be more thorough. ‘‘The quality bar you have to clear is high,’’ Ms. Huffington said (za New York Times).

No właśnie, jakość.