Genderhunting, po polsku i francusku

źródło: Benoit Tessier/Reuters

W piątek oglądałem w TVN24, jak Kazimiera Szczuka zmaga się z przewodniczącym Rady Miejskiej w Łapach w temacie gender. Łapy przyjęły właśnie uchwałę anty-gender, a Przewodniczący tłumaczył, czym ów gender i związana z nim ideologia jest. Nawet odwoływał się do Judith Butler, choć widać jednak, że zna jej dorobek z omówień. Biedna Kazimiera Szczuka próbowała tłumaczyć, co to takiego ów gender jest, oczywiście bez większego skutku. Dyskusja doskonale pokazała natomiast tezę George’a Lakoffa sprzed kilku lat – liberałowie i lewica popełniają zasadniczy błąd, podejmując z konserwatystami racjonalną debatę, podczas gdy drugiej stronie nie zależy na racjonalności, tylko budzeniu emocji spajających neo-plemienną wspólnotę. 

Polski genderhunting jest jeszcze niczym, w porównaniu z konserwatywnym przebudzeniem we Francji – w niedzielę w Paryżu demonstrowało 80 tys. przeciwników gendera, małżeństw homoseksualnych, etc. Ich ruch nabrał na sile w ub.r., gdy socjalistyczny rząd przyjął ustawę o małżeństwach dla wszystkich – w jej efekcie do końca 2013 r. zostało zawartych we Francji 7 tys. małżeństw osób tej samej płci. Ustawa zmobilizowała środowiska głównie katolickie, a także muzułmańskie. Co ciekawe, w kwestii gender posługują się takim samym zestawem argumentów, jak w Polsce: o zachęcaniu dzieci do masturbacji, zmuszaniu do przebierania. Widać anty-genderowa międzynarodówka posługuje się jednym skryptem, czymś w rodzaju mitycznej opowieści, która regularnie powtarzana cementuje wspólnotę „tradycyjnych wartości”.

Jeśli rację miał Lakoff, to przekonywanie odwołujące się do faktów nie przyniesie skutków. Obrona liberalnej wspólnoty otwartej na różnorodność wymaga mobilizacji nie tylko rozumu, lecz także emocji. Pisze o tym świetnie Martha Nussbaum w najnowszej książce „Political Emotions. Why Love Matters for Justice”.