Zaraz wybory. Kogo popieram w Warszawie
W najnowszej POLITYCE i w „Niezbędniku Inteligenta – Miasto i ludzie” podsumowaliśmy roczną inicjatywę miejską – w październiku ubiegłego roku zaczęliśmy portretować polskie metropolie w przekonaniu, że coś ważnego się w nich dzieje (patrz także: blog „Zaułki i pasaże”).
Z jednej strony symboliczne domknięcie transformacji i zakończenie pierwszej dekady w Unii Europejskiej, z drugiej strony – przemiany społeczne i kulturowe prowadzące do powstania nowej, miejskiej podmiotowości wyrażającej się w nowych formach życia społecznego, kulturalnego.
Gdy zaczynaliśmy, nie było pewne, czy ta nowa podmiotowość nabierze także wymiaru politycznego. Nabrała, to dobrze, bo – jak piszemy w swoich analizach, jak napisała wczoraj „Wyborcza” – samorządowa scena polityczna jest jeszcze bardziej zabetonowana niż krajowa.
Raz wybrani prezydenci są praktycznie nieusuwalni. Beton być może sprzyja stabilizacji, nie sprzyja jednak demokracji. Odsyłam jednak do naszych publikacji, w których przyglądaliśmy się wszystkim wymiarom metropolitalnego życia. Teraz, jako że pojutrze wybory, pozwolę sobie na wypowiedź osobistą (nie wyraża ona w żaden sposób stanowiska redakcji POLITYKI). A w zasadzie powtórzę tylko to, co napisałem kilka tygodni temu.
Cieszę się, że w tych wyborach w Warszawie mam propozycję, na którą mogę zagłosować nie na zasadzie „demokratycznego kompromisu” między mniej i bardziej niezadowalającą ofertą, lecz pozytywnie, popierając konkretny, przedstawiony jasno program i stojących za tym programem ludzi (zarówno kandydatów, jak i eksperckie otoczenie).
Mam na myśli Program Miejski Joanny Erbel, startującej pod szyldem Partii Zieloni na stanowisko prezydent miasta oraz grono kandydatów z tej partii startujących do Rady Miasta (tu dla jasności informacja, że jednym z kandydatów jest mój Syn).
O programie już pisałem, więc nie będę powtarzał argumentów. Od tamtego czasu upłynęło stosunkowo niewiele czasu, ale wiele się wydarzyło. Joanna Erbel przeżyła okres szybkiego politycznego dojrzewania, w ramach którego przekonała się, że polityka, również na miejskim poziomie, może być brutalną grą. Nie dała się jednak sprowokować, a z kryzysu wyszła wzmocniona, co zresztą pokazuje wczorajszy sondaż „Gazety Wyborczej”.
To jedno. Rzecz druga – warszawska kampania Zielonych i Joanny Erbel pokazała, że można złamać wyborczą rutynę i zrobić dobrą kampanię bez marnowania środków na tandetny marketing i zaśmiecanie miasta billboardami, a koncentrując się na programie i udziale w debatach merytorycznych oraz mobilizując sieci myślących podobnie o mieście, którzy dotychczas czuli, że nie ma dla nich propozycji.
Reasumując, w tych warszawskich wyborach popieram Partię Zieloni i Joannę Erbel.