Świat bez planu
Końca wojny w Ukrainie nie widać. Media wypełniają sprzeczne doniesienia o sytuacji na froncie, a politycy, publicyści i eksperci prześcigają się w pomysłach na przywrócenie pokoju. W tej kakofonii jasno wybrzmiewa stanowisko Ukrainy: minimum to powrót do granic sprzed 24 lutego oraz dyplomatyczne rozwiązanie kwestii Donbasu i Krymu.
Wołodymyr Zełenski przypomniał cele walki w wywiadzie dla mediów holenderskich. Prezydent Ukrainy nie ukrywa jednak, że sytuacja na froncie, zwłaszcza w Donbasie, jest ciężka i dziennie ginie tam 50-100 żołnierzy. W sumie w działania wojenne zaangażowanych jest ok. 700 tys. osób, choć nie wszyscy są na pierwszej linii. Ukraina ma ponadto spory potencjał mobilizacji do ponad miliona i niewykluczone, że z tej możliwości skorzysta.
Oczywistą słabością wojsk ukraińskich są braki w sprzęcie i amunicji. Mimo doniesień o dostawach kolejnych transportów to ciągle kropla w morzu potrzeb. Kropla, którą Ukraińcy wykorzystują z maksymalną starannością, co opisał portal „Novaja Gazeta Europe”. Dziennikarze rosyjskiego dziennika (został zamknięty przez cenzurę, ale nadaje w internecie) opisują, jak ukraińska armia wdrożyła założenia „wojny sieciocentrycznej”, organizując artylerię wokół pododdziałów zaopatrzonych w tanie drony i tablety połączone system komunikacyjnym Starlink.
W efekcie tej uproszczonej, ale skutecznej koordynacji przez informację wojsko dysponuje mniejszą siłą ognia, ale może pochwalić się znacznie większą skutecznością i efektywnością. Potrzeba matką wynalazku, jednak mimo zaradności przydałyby się większe dostawy. Te – znowu ciekawy bilans przedstawia „NG” – są niewystarczające w porównaniu z masą, jaką ciągle dysponują siły rosyjskie.
Dynamiczna dysproporcja sił – na niekorzyść Ukraińców, jeśli chodzi o ilość uzbrojenia, na niekorzyść Rosjan, jeśli chodzi o umiejętności bojowe i morale – powoduje, że doniesienia z frontu trudne są do jednoznacznej interpretacji. Czy Rosjanie posuwają się do przodu, czy też jednak Ukraińcy utrzymują pozycje i sprawa Donbasu czy Ługańszczyzny nie jest jeszcze przesądzona?
Wojenna mgła przesłania bitewne pola, nie jest w stanie jednak przesłonić chaosu polityki międzynarodowej, która dziś toczy się bez większego planu. Od pierwszych dni wojny, kiedy Ukraińcy złamali założenia planu rosyjskiego i zamiast ponieść sromotną porażkę, już ponad trzy miesiące dzielnie walczą, utrzymując sprawne i funkcjonujące państwo, nie powstał żaden nowy plan. W Moskwie, ale nie ma go też „kolektywny Zachód”.
Politycy, jak Mario Draghi, próbują pokazać inicjatywę, więc formułują propozycje pokojowe mniej lub bardziej adekwatne do sytuacji. Olaf Scholz dywaguje, czy przemoc da się zwalczyć przemocą. Kissinger odgrzewa kotleta „pokój za ziemię”, nie pytając o zdanie ani Ukraińców, ani Rosjan; środkowoeuropejskie jastrzębie nawołują do walki aż do ostatecznego zwycięstwa nad Rosją, nie zastanawiając się jednak, jakby miało to wyglądać.
Ciągle najzimniejszą krew zachowują sami Ukraińcy, nawigując umiejętnie po tym wzburzonym oceanie sprzecznych interesów łączących i dzielących potencjalnych sojuszników. Nastroje społeczne ciągle są nie najgorsze, najnowsze badanie opinii społecznej przygotowane 18-19 maja przez Rating Group pokazuje, że 79 proc. respondentów ciągle przekonanych jest o tym, że sprawy idą w dobrym kierunku. 93 proc. dobrze ocenia działania państwa w czasie wojny. 89 proc. uważa, że sytuacja będzie się poprawiać.
Te wyniki, podobnie jak twarde stanowisko Ukrainy wobec możliwości pokoju z Rosją, to największe wyzwanie dla tej reszty świata, która chciałaby Ukraińcom pomóc, ale umiarkowanie na tym stracić. Faktem jest jednak, że agresja Rosji na Ukrainę zmieniła wszystko, bo uruchomiła proces, na który nikt nie był specjalnie przygotowany i nie ma, jak pisałem, nań planu, choć oczywiście widać wyraźnie strategiczne wektory. Kluczowa obok bezpieczeństwa strategicznego jest przebudowa systemu bezpieczeństwa energetycznego.
Ciągle jednak wisi pytanie zasadnicze, które z pełną brutalnością zadał Benn Steil na łamach „Foreign Affairs”, krytykując fantazje o „planie Marshalla dla Ukrainy”. Warunkiem skuteczności powojennych planów odbudowy jest możliwość zagwarantowania trwałego, bezpiecznego pokoju Ukrainie. Bez tego widmo Rosji gotowej w każdej chwili wtrącać się w sprawy sąsiada będzie destabilizować ukraińską sytuację, odstraszając potencjalnych inwestorów. Jak pisze Steil:
To be clear, Russia may never be able to conquer Ukraine, but it is more than capable of making it a hellish place to live and do business.
Pokoju takiego nie da się kupić na drodze „negocjacji” proponowanych przez Draghiego lub Kissingera. Ukraina nie zgodzi się z kolei na wasalizację przez Rosję, a wizja finlandyzacji jest do sytuacji ukraińskiej nieadekwatna. Zachodni liderzy odsuwają ten problem, deklarując oczywiście pomoc i witając europejskie aspiracje Ukrainy, zastrzegając jednak, że horyzont ich realizacji to dekady.
Cóż, takie stwierdzenie brzmi poważniej i przekonująco niż szczere: nie mamy planu na przyszłość. Może jednak Ukraińcy coś wymyślą. Już tyle razy zaskoczyli.