Oś Kijów–Bruksela. Dworczyk nie odrobił lekcji

Sporo ostatnio było wrzawy wokół sojuszu polsko-ukraińskiego i jego głębokości. Michał Dworczyk zaproponował tworzenie osi Warszawa–Kijów, Marek Budzisz proponuje, by już myśleć o wspólnym państwie. Ukraińcy tematu nie podejmują, w prywatnych rozmowach kierują podobne pomysły tam, gdzie wcześniej wysłali rosyjski okręt.

Federacyjno-osiowe pomysły pojawiające się w Polsce spotkały się z szybką reakcją, skrytykował je i Antoni Podolski w „Gazecie Wyborczej”, i Łukasz Warzecha w „Rzeczpospolitej”, nie zabrakło Dominiki Wielowieyskiej, ja trochę dołożyłem w TOK FM w rozmowie z Agnieszką Lichnerowicz.

Polsko-ukraińska współpraca ma oczywiście głęboki sens, a Ukraińcy bardzo doceniają to, co dla nich teraz robimy – od pomocy militarnej, ekonomicznej, humanitarnej po dyplomatyczną i polityczną. Nasze zaangażowanie przekłada się na wyniki badań opinii społecznej. Fundacja Inicjatyw Demokratycznych im. Ilko Kuczeriwa ogłosiła 30 maja wyniki sondażu na temat tego, jak wojna zmieniła sposób myślenia Ukraińców o przyjaciołach, wrogach i strategicznych celach Ukrainy.

Widać wyraźnie, że w świadomości Ukraińców wybijają się trzy kraje szczególnie zaangażowane w sprawę ukraińską: Wielka Brytania (66 proc.), Polska (65 proc.) i Stany Zjednoczone (63 proc.). Rok wcześniej, w lutym 2021, Wielką Brytanię wskazywało tylko 5 proc., Polskę 35, USA 38. Reszta stawki ledwo przekracza 10 proc. (Niemcy 14, spadek z 28; Francja 10, wzrost z 4 proc.). Jeśli chodzi o pomaganie, to marcowe badania Kantar Ukraina pokazały, że Ukraińcy nie mają wątpliwości i na pierwszym miejscu wskazali Polskę (79 proc.), potem jest dopiero Wielka Brytania (65 proc.), Kanada itd.

Podobne wyniki uzyskała Rating Group w ramach 5. sondażu „Ukraina w czasie wojny” opublikowanego 18 marca. Znowu Polska uznana została za najbardziej przyjacielski kraj – aż 96 proc. wskazań. W tym też badaniu 85 proc. respondentów pozytywnie oceniło wizję sojuszu zbrojnego Ukrainy z Polską i Wielką Brytanią (a więc więcej, niż popiera ideę wstąpienia do NATO – 72 proc.).

I ostatnie już dane w tym bloku – nie zmienia się ukraińskie poparcie dla wstąpienia do Unii Europejskiej. To najtrwalszy element ukraińskiej orientacji strategicznej – wspomniane badanie FID im. Ilko Kuczeriwa z końca maja pokazuje, że akcesji chce 89 proc. ankietowanych, w lutym ten odsetek przekraczał nieco 70 proc. Wyraźnie więc widać, że Ukraińcy realistycznie odróżniają kwestię ewentualnych gwarancji bezpieczeństwa z wyborem cywilizacyjno-rozwojowym.

W kwestii bezpieczeństwa są gotowi testować różne warianty, wiedząc, że wstąpienie do NATO może być bardzo trudne, a wsparcie militarne potrzebne jest i będzie cały czas. Co innego z opcją cywilizacyjno-rozwojową, tu dla Ukraińców nie ma alternatywy, co zakomunikowali już w 2013 r., wszczynając Euromajdan, który stał się Rewolucją godności. Podczas pierwszych dni Majdanu zebrani równie chętnie śpiewali „Odę do radości” co hymn Ukrainy.

Minister Dworczyk powinien odrobić lekcję najnowszej historii Ukrainy, byle nie sięgał do podręcznika „Historia i teraźniejszość” proponowanego przez MEiN. Rzeczywiście, po takiej edukacji można snuć fantazje o osi Warszawa–Kijów przeciwko Moskwie oraz Berlinowi (i Zachodowi). Tymczasem Ukraińcy od 2013 r., najpierw manifestując, a od 2014 walcząc zbrojnie, bronią europejskiego wyboru. I jakoś nie mają skojarzeń, że Unia to analog Związku Radzieckiego – chyba jednak lepiej poznali uroki ZSRR, by wiedzieć, na czym polega różnica.

Wywiad Michała Dworczyka dla „Sieci” jest zdumiewający, bo występuje w nim szef kancelarii premiera. Jego wypowiedzi nie są więc publicystyką, tylko wyrazem pewnej politycznej wyobraźni, która w obecnej sytuacji zaskakuje. Jest bowiem nie tylko antyunijna, ale także antyzachodnia, co wobec ukraińskich aspiracji oznacza, że jest także antyukraińska. Tak jakby minister Dworczyk chciał podstawić nogę Ukraińcom przed zbliżającym się szczytem Rady Europejskiej, kiedy ma się rozstrzygnąć akcesyjny status Ukrainy.

W Ukrainie nie odnalazłem reakcji na polskie fantazje osiowo-federacyjne. Trwa tam natomiast od marca poważna praca nad programem odbudowy, od 21 kwietnia działa Narodowa Rada ds. Powojennej Odbudowy Ukrainy złożona z 23 bodaj grup roboczych, w każdej pracują dziesiątki ekspertów. O założeniach tego programu już pisałem, opowiadałem też o nim niedawno Michałowi Sutowskiemu z „Krytyki Politycznej”, a w najbliższej „Polityce” ukaże się całościowe omówienie.

Ukraińcy zdają sobie sprawę, że warunkiem odbudowy i przyszłego rozwoju jest połączenie tego procesu z procesem integracyjnym, nawet jeśli będzie długotrwały. Nie oczekują drogi na skróty, wiedzą bowiem, że proces akcesyjny ma znaczenie nie tylko materialne, ale i normatywne – ułatwi modernizację instytucjonalną oraz likwidację patologii ukraińskiego życia publicznego, z korupcją na czele.

Tak też na ukraińskie wysiłki patrzy Komisja Europejska, która – wiele na to wskazuje – zarekomenduje nadanie Ukrainie statusu kraju kandydującego do UE. Sygnalizowała to Ursula von der Leyen w sobotę 11 czerwca, kiedy pojawiła się w Kijowie z niezapowiedzianą publicznie wizytą. Jej przyjazd był mocnym gestem poparcia dla Ukrainy.

Jaka będzie decyzja Rady Europejskiej? Gdyby politycy słuchali swoich obywateli, to powinni poprzeć ukraińskie aspiracje. Badania przeprowadzone przez francuską Fundację Jean Jaurèsa i IFOP we Francji, Niemczech, Hiszpanii, Polsce, Irlandii i Szwecji pokazują, że wszędzie Ukraińcy potrafili przebić się do świadomości i serc. Dobrą opinię o Ukrainie ma 79 proc. Francuzów, 77 proc. Niemców, w innych krajach dobre oceny przekraczają 80 proc.

Co ważne, nawet we Francji i Niemczech, uznawanych za kraje sympatyzujące z Rosją, dominują negatywne oceny agresora: jednoznacznie źle ocenia Rosję 86 proc. Francuzów, 82 proc. Niemców, 90 proc. Hiszpanów, po 93 proc. Szwedów i Polaków. Co jeszcze ważniejsze, we wszystkich tych krajach poparcie dla sankcji wobec Rosji przekracza 70 proc. Zdecydowana większość ankietowanych popiera dostawy broni Ukrainie, nawet w Niemczech ten odsetek sięga 57 proc., we Francji 63.

W końcu, co najważniejsze, wszędzie przeważają głosy za europejskimi aspiracjami Ukrainy. Popiera je po 63 proc. Francuzów i Niemców, w Hiszpanii za jest 84 proc., w Irlandii 83 proc., w Szwecji 85, w Polsce 89. To niezwykle ciekawe wyniki, bo pokazują, że Ukraina w końcu przebiła się do świadomości społeczeństw zachodnich jako podmiot historii godny własnych aspiracji i przynależący do europejskiej przestrzeni wartości.

Widać też jednak zrozumienie, że nie chodzi jedynie o Ukrainę – wojna jest nie tylko antyimperialną wojną wyzwoleńczą Ukraińców, ale także wojną wyrażającą głęboką przemianę kontekstu strategiczno-geopolitycznego. Powrotu do stanu sprzed 24 lutego nie ma. Jak ma więc wyglądać nowy, powojenny ład? Tu długo jeszcze będzie trwać spór, w którym geopolityka ścierać się będzie z ekonomią polityczną o to, jak poukładać sprawy w Europie, by mogła odnaleźć się w nowym świecie jako aktor o potencjale strategicznym i gospodarczym umożliwiającym podmiotową grę w przyspieszającym procesie globalnej rekonstrukcji.