Czarnobyl. Wolność w cieniu apokalipsy
Katastrofa w Czarnobylskiej Elektrowni Atomowej była analizowana na wszelkie sposoby. W kontekście trwającej w Ukrainie wojny warto zwrócić uwagę na znaczenie Czarnobyla dla przemiany ukraińskiej kultury i społeczeństwa, a w konsekwencji także polityki.
Najlepiej zacząć od lektury „Planety Piołun” Oksany Zabużko, zbioru esejów, którego polska edycja ukazała się w przeddzień wojny. „Planeta Piołun” to także tytuł otwierającego książkę eseju. Tu pozwolę sobie włączyć fragment z mojego tekstu o Oksanie Zabużko:
Planeta Piołun
Punktem wyjścia jest kwiecień 1986 r. i wydarzenie, które wstrząsnęło całym światem – katastrofa elektrowni atomowej w Czarnobylu. To moment o znaczeniu cywilizacyjnym, geopolitycznym i eschatologicznym. Czyż nie zapowiedziała go Apokalipsa według św. Jana: „I trzeci anioł zatrąbił: i spadła z nieba wielka gwiazda, płonąca jak pochodnia, a spadła na trzecią część rzek i na źródła wód. A imię gwiazdy zwie się Piołun. I trzecia część wód stała się piołunem, i wielu ludzi pomarło od wód, bo stały się gorzkie”? Piołun po ukraińsku to czornobyl.
Zabużko nie ulega jednak łatwej pokusie szukania sensu ludzkich wydarzeń w tajemnym Bożym planie. Patrzy na katastrofę, którą przeżywała osobiście w Kijowie, i interpretuje ją, wykorzystując różne klucze. Jest więc awaria w Czarnobylu wyrokiem śmierci dla radzieckiego imperium. Musiało pięć lat później upaść nie tylko dlatego, że komunistyczna władza utraciła legitymację w wymiarze dla niej najważniejszym – zdolności do nowoczesnego, prometejskiego zarządzania rzeczywistością poprzez kontrolę nad technologiami. Powód był też taki, że Czarnobyl wyrwał Ukraińców ze stanu podporządkowania i milczenia, w jakie wprowadziła ich tragedia o pół stulecia wcześniejsza – Hołodomor – Wielki Głód 1933 r.
Warto wczytać się w opowieść Zabużko pokazującą, w jaki sposób Ukraińcy wobec metafizycznego wręcz odczucia przetaczającej się apokalipsy przestali się bać. To jednak zbyt mało, żeby wytworzyć nową tożsamość i podmiotowość. Ten proces opisała w niezwykle interesującej książce „Pislaczornobyls’ka biblioteka” Tamara Hundorowa (po polsku można przeczytać esej Hundorowej „Czarnobyl, nuklearna apokalipsa i postmodernizm”). Posługiwałem się jej ustaleniami podczas opisywania przemian w Ukrainie, jakie uwidoczniła Rewolucja godności. Znowu więc przywołam fragment tekstu z „Polityki”, tym razem z 2014 r.:
Zdaniem Tamary Hundorowej, autorki „Pislaczornobylśkej biblioteki”, gigantyczna trauma wywołana przez Czarnobyl wypchnęła artystów z sowieckiego, kolonialnego socrealizmu. Stając wobec wyzwania, jakim była konieczność opowiedzenia o doświadczeniu zbyt abstrakcyjnym i apokaliptycznym w swej wymowie dla zwykłego języka, sięgnąć musieli po dominujący wówczas w świecie myśli i kultury na Zachodzie klucz postmodernistyczny.
W cieniu radioaktywnej chmury zaczęły kwitnąć artystyczne inicjatywy podejmujące trud wymyślenia języka adekwatnego do opisu ukraińskiej kondycji w dobie upadku sowieckiego imperium i jego dysfunkcjonalnej cywilizacji grożącej całemu światu apokalipsą. Inicjatywą najbardziej oryginalną i spektakularną zarazem była działalność grupy Bu-Ba-Bu (Burłesk-Bałahan-Bufonada), formalnie założonej we Lwowie już w 1985 r. przez Jurija Andruchowycza, Ołeksandra Irwańca i Wiktora Neboraka.
Pierwszy występ publiczny miał miejsce w 1987 r. Artyści postanowili zmierzyć się z rzeczywistością, sięgając po sprawdzony instrument karnawałowego zawieszania istniejącego ładu społecznego i symbolicznego. Konfrontacja artystycznej ekspresji z poczarnobylskimi realiami pokazywała zasadniczy problem mieszkańców świata końca ZSRR – to właśnie sowiecki ład i związana z nim kultura były karnawałowym zawieszeniem reguł normalnego życia. Czarnobyl unaocznił jedynie, że karnawał ten nie skończy się kiedyś powrotem do rzeczywistości, lecz katastrofą.
Nowy język
Twórcom Bu-Ba-Bu nie chodziło wszakże jedynie o spektakularny performance, lecz o odnowienie języka, wyrwanie go z kolonialnego, imperialnego syndromu i włączenie w światowy nurt. Największy sukces odniósł Jurij Andruchowycz, który swą prozą zdobył uznanie nie tylko na Ukrainie. Niezależnie od męskiego trio Bu-Ba-Bu tworzyła Oksana Zabużko, otwierając ukraińską kulturę m.in. na perspektywę feministyczną. Gdy w 1991 r. już naprawdę wybuchła niepodległość, ukraińska kultura była gotowa, by zmierzyć się z wyzwaniem rekonstrukcji i konsolidacji nowego narodu, który zlepić trzeba było z różnych etosów, świadomości i ideologii.
Wśród bezliku elementów (często ze sobą walczących) tej złożonej mozaiki wymienić należy Ukraińców mówiących po ukraińsku, Ukraińców rosyjskojęzycznych, etnicznych Rosjan, a także „radzietów”, rosyjskojęzycznych obywateli deklarujących narodowość „radziecką”. Tożsamość źródłową, etniczno-językową komplikuje kwestia świadomości, dla której głównym punktem odniesienia, podobnie jak za czasów Szewczenki, był (i jest) stosunek do imperium i kultury rosyjskiej.
Syndrom postkolonialny
Mykoła Riabczuk, znakomity eseista i badacz ukraińskiego życia społeczno-polityczno-kulturalnego, identyfikuje m.in. świadomość antykolonialną, postkolonialną i kreolską. Ta pierwsza kształtuje się w aktywnym oporze przeciwko dominacji rosyjskiej kultury, ta ostatnia przeciwnie – uznaje, że rosyjski jako jeden z języków „uniwersalnych” jest przepustką do globalnych zasobów kultury i wiedzy.
Paradoksalnie bowiem mimo upadku sowieckiego imperium Ukraina nie wyzwoliła się z imperialnego syndromu, którego nośnikiem po odzyskaniu niepodległości stała się globalizacja i kultura popularna. Rynek książki, zwłaszcza masowej, muzyka pop, telewizja i kino podlegają na Ukrainie, jak wszędzie na świecie, globalizacyjnej presji. Tyle tylko, że w przestrzeni posowieckiej głównym agentem globalizacji jest rosyjski kapitał przekształcony w rosyjski przemysł kultury. Produkty tego wielonurtowego przemysłu zalewają ukraiński rynek, kusząc niższą ceną, odwołując się do sentymentalnych wspomnień wywoływanych przez radzieckie seriale albo przekonując wyższą jakością.
W rezultacie, jak gorzko konstatuje Mykoła Riabczuk w „Raporcie o stanie kultury i NGO na Ukrainie” opublikowanym przez Fundację Open Culture, „ukraińska kultura pod względem swojego statusu społecznego nie stała się przez lata niepodległości kulturą suwerennego narodu – to znaczy kulturą, która funkcjonuje na całym narodowym terytorium, w jakimś stopniu obejmuje całą ludność i opiera się na zrozumiałych dla większości kodach kulturowych oraz organicznie używanym w życiu codziennym języku”.
Postkolonialny schemat objaśniania rzeczywistości społecznej i kulturowej na Ukrainie niewątpliwie pozwala wiele zrozumieć ze złożoności relacji między zachodnimi i wschodnimi regionami kraju, zasłania jednak niezwykle ciekawy proces zainicjowany przez pomarańczową rewolucję. Tamara Hundorowa uznaje to wydarzenie za spóźnione pożegnanie z postmodernizmem, ostatni jego akt również w sensie artystycznym. Jednym z aspektów tamtej rewolucji były relacje pisane na gorąco m.in. przez Oksanę Zabużko czy Ołeksandra Irwanca (opublikowane w moim przekładzie w „Krytyce Politycznej”).
Rewolucja godności
– Majdan 2013/14 jest zupełnie inny – przyznaje Irwanec. – To w sensie estetycznym rewolucja zdominowana przez wizualność. Serhij Nihojan, pierwszy zabity, to nasz Chrystus, którego wizerunek stał się ikoną dla rewolucjonistów. Ten obraz na Majdanie rządził od początku do dramatycznej kulminacji, kiedy w świat poszła fotografia Ołesi Żukowskiej, 21-letniej sanitariuszki. To ona w czarny czwartek 20 lutego wysłała komunikat na Twitterze: „Ja umieram”. Na szczęście postrzelona przez snajpera kobieta przeżyła, o czym też poinformowała później na Twitterze. Zdjęcie Żukowskiej, obok wizerunku Nihojana i innych bohaterów obecnych oraz przeszłych, jak Taras Szewczenko, Łesia Ukrainka czy Iwan Franko, wypełniły ikonosferę Majdanu.
Jak jednak opowiadać o dobru i złu oraz sensie walki w sposób, który będzie zrozumiały dla wszystkich, którzy na Majdan zjechali? Oksana Forostyna, redaktorka kijowskiego miesięcznika „Krytyka”, zwraca uwagę na rolę kultury popularnej i jej globalnych kodów niesionych przez takie produkcje jak „Gwiezdne wojny”, „Władca Pierścieni”, „Harry Potter”. To stąd młodzi rewolucjoniści czerpali wzory i metafory dobra i zła, poświęcenia, odwagi, mieszając je z innymi lokalnymi mitologiami odwołującymi się do innych tradycji: kozackiej, UPA, Siczowych Strzelców.
Femenistki i nowa kultura
Coś się wydarzyło między 2004 a 2013 r., co każe inaczej spojrzeć na ukraińską kulturę. W tym czasie radykalnie zmienił się jej podmiot – nastąpił przyspieszony, a opisywany przez socjologów wszędzie na świecie, proces indywidualizacji. Największy skandal ostatnich lat wybuchł w 2012 r. w związku z wystawą „Ukraińskie ciało”, zamkniętą przez władze Akademii Kijowsko-Mohylańskiej, bo zbyt brutalnie wprowadziła w przestrzeń publiczną nowe doświadczenie tożsamości budowane wokół osoby, jej cielesności i złożonej seksualności. Pozornie estetyczny spór „o pornografię” i gender stał się zdaniem Forostyny kluczowym sporem politycznym o tożsamość.
Spektakularną ilustracją politycznego znaczenia cielesności stał się Femen, oryginalny ukraiński radykalny ruch feministyczny, stosujący taktykę sekstremizmu. Aktywistki Femenu używają do „terrorystycznych” ataków swoich ciał, w przeciwieństwie jednak do „klasycznych” zamachowców obnażają je, stosując wyłącznie przemoc symboliczną. Reżim Janukowycza rozprawił się z femenistkami; Inna Szewczenko i jej koleżanki, uciekając przed zbirami z bezpieki, w trosce o życie emigrowały i osiedliły się w Paryżu, skąd koordynują działaniami najskuteczniejszego ruchu rewolucyjnego ostatnich lat, zrzeszającego tysiące kobiet od Tunezji po Stany Zjednoczone. Rosyjska grupa Pussy Riot również przyznaje się do inspiracji Femenem, relacje imperium–kolonia odwróciły się. Lub inaczej – straciły po prostu sens.
Postkolonialny schemat stracił na znaczeniu. Młodzi ukraińscy artyści i aktywiści tworzą nową kulturę wolną od starych schematów, tworząc oryginalne, i korzystają podczas tego procesu z wszelkich dostępnych zasobów symbolicznych, zarówno Tarasa Szewczenki, jak i George’a Lucasa. Szewczenkowski mit ożył ponownie – trwając na Majdanie, Ukraińcy uwierzyli, że są twórcami własnej historii i kultury, nie w opozycji do postimperialnych demonów przeszłości, lecz dla siebie samych i przyszłości.