Apokalipsa, której nie będzie
„W Polsce, czyli wszędzie. Rzecz o upadku i przyszłości świata” – już się drukuje, nakład będzie gotowy 28 kwietnia. Już dziś jednak można sięgnąć po książkę w wersji elektronicznej lub kupić wydanie papierowe w przedsprzedaży. Tylko po co?
Jako autor nie będę zniechęcał, choć rozumiem, że wobec kryzysu pandemicznego dość już można mieć wiadomości katastroficznych, apokaliptycznych oraz innych opowieści o upadku. To prawda, wolimy historie mówiące, kiedy wrócimy do normalności, kiedy będzie tak, jak było, a może nawet trochę lepiej.
Opanować niepewność
To jednak tylko minister zdrowia wie, że dopiero za dwa lata będzie można w Polsce przeprowadzić normalne wybory prezydenckie. Poza tym wiele więcej nie wiadomo, nawet ekonomiści nie są zgodni w ocenie możliwych skutków gospodarczych kryzysu. Jeszcze mniej wiemy o tym, jak się zmienimy w wymiarze społecznym, poddawani kwarantannie trwającej tygodnie.
Nie piszę o tym wszystkim w książce, bo powstała ona tuż przed pandemią. Genezę pomysłu opisywałem w „Antymatriksie”. Ale mimo że nie jest to rzecz o pandemii, to może posłużyć do zrozumienia świata, jaki po niej nastanie. Główna teza książki, przedstawiam ją w „Polityce”, która ukaże się w środę 22 kwietnia – zbliżamy się do klifu Seneki.
Klif Seneki
Pojęcia klifu Seneki użył Ugo Bardi w książce „Before the Collapse” ogłoszonej na początku roku. Włoski ekonomista związany z Klubem Rzymskim analizuje, jak dochodzi do dekompozycji systemów złożonych, takich jak cywilizacje. Nie są to zazwyczaj procesy gwałtowne, ale biegną szybciej, niż są skłonni przyjąć mieszkańcy. Gdy już w końcu dostrzegą symptomy wyczerpania, jest zazwyczaj zbyt późno na skuteczne przeciwdziałanie i zaczyna się staczanie z klifu Seneki.
Bardi upatrzył sobie rzymskiego filozofa, bo w „Listach moralnych do Lucyliusza” rozważał m.in. zmienność losu i niepewność przyszłości, za którymi kryje się pewna prawidłowość: „Byłoby to w naszej słabości oraz w naszych trudnościach jakąś pociechą, gdyby wszystko niszczało tak wolno, jak powstaje. Tymczasem zysk wzrasta powoli, a strata spiesznie”.
Pytanie o rok 2030
W książce przekonuję więc, że zbliżamy się do klifu Seneki – i wyzwanie dotyczy całego świata. Szczególnie jednak dotyka ono Polski, bo nasza zdolność do wypierania faktów i ostrzeżeń jest przypadłością endemiczną i wielokrotnie w dziejach prowadziła do upadku państwa. Stąd też pytanie o to, czy Polska przetrwa do 2030 r.?
Stawiając to pytanie, inspirowałem się nie tylko naszą historią, ale także Andrejem Amalrikiem, radzieckim dysydentem, który pod koniec lat 70. pytał, czy Związek sowiecki przetrwa do 1984 r. i jako bodaj pierwszy pokazał początek procesu dekompozycji imperium w czasie, gdy większość była przekonana o jego niewzruszoności.
Dziś data 2030 ma specjalne znaczenie, bo pojawiała się w dokumentach strategicznych, m.in. słynnym raporcie Michała Boniego, i pojawia się w planach walki ze zmianami klimatycznymi. 2030 to cezura, okienko czasu, jakie ma ludzkość (i Polska), by rozpocząć proces dekarbonizacji, ustabilizować wzrost temperatury atmosfery na w miarę bezpiecznym poziomie 1,5 st. C powyżej poziomu przedprzemysłowego.
Dobrze już było
To oznacza, że powinniśmy rocznie od tego roku obniżać emisje o 7,6 proc. Na razie pomaga Covid-19 – na skutek spowolnienia gospodarczego emisje zmniejszą się w 2020 r. o ok. 5 proc. Nawet więc na wirusa nie można liczyć, musimy sami wziąć się do roboty. Problem w tym, że dla wielu osób pandemia unieważnia problemy, o których rozważaliśmy jeszcze w styczniu.
„W Polsce, czyli wszędzie” przypomina te wszystkie wyzwania, które jedynie zostały „zamrożone”, jak społeczeństwa i gospodarki na czas epidemii. Nie zniknęły jednak, a stojące u ich podstaw problemy trwają i przypomną o sobie z pełną siłą. Susza trwa, ekstremalne zjawiska pogodowe przed nami.
Kolapsonautyka stosowana
Książka nie ma jednak charakteru katastroficznego, nie jest kolapsologiczna, tylko kolapsonautyczna – użyję sformułowania Yvesa Cittona i Jacopo Rasmiego. Kolapsolog wieszczy upadek, kolapsonauta twierdzi, że koniec świata jest nieuchronny ze względów strukturalnych i zamiast się mu przeciwstawiać, proponuje tworzenie nowej rzeczywistości. Upadek z klifu Seneki nie musi oznaczać katastrofy.
Podsumowując: „W Polsce, czyli wszędzie” to propozycja na dzisiejsze czasy, o ile jesteśmy gotowi wyrwać się z prezentyzmu wymuszonego przez pilność walki z epidemią. Potraktujmy jednak zarazę jako symptom większego procesu, który zaczął się już dekady temu. O końcu obecnego modelu rozwoju ostrzegano co najmniej od 50 lat. Równie bezskutecznie co w przypadku ostrzeżeń przed pandemią.
Wszystko już było
Warto w końcu przeczytać raz jeszcze odstawione na półkę analizy. Moja książka to coś w rodzaju interfejsu do zagubionej, lecz łatwo dostępnej wiedzy o nieuchronnie nadchodzącym końcu świata, jaki znaliśmy. Nie wymyślam niczego nowego, wszystko już było.
Spis treści w formie pliku PDF
Informacje techniczne
Książka jest już w przedsprzedaży na sklep.polityka.pl w cenie 39,99 zł. Uwaga: koszty wysyłki do poniedziałku 27 kwietnia włącznie pokrywa wydawca.
Książka będzie również w sprzedaży kioskowej przez dwa tygodnie z częścią nakładu majowej „Polityki” – od wtorku 28 kwietnia do wtorku 12 maja. Cena: 39,99 zł.
E-book już dostępny na publio.pl w cenie 39,99 zł. Wkrótce w innych sklepach i księgarniach internetowych oferujących e-booki.