Państwo, polityka i epidemia
No to mamy stan epidemii, a za sobą pierwszy tydzień social distancing. Koronawirus w Polsce dopiero się rozkręca, więc ludzie koncentrują uwagę na zagrożeniu. Szkoda byłoby zmarnować taką okazję, by nie upiec na niej politycznej pieczeni. Nic nowego w historii.
Piątkowa konferencja premiera i ministra zdrowia była sprawnie przeprowadzonym, choć groteskowym spektaklem. Mateusz Morawiecki wspomagany przez Łukasza Szumowskiego ogłosił stan epidemii i związane z tymi dalsze restrykcje. Naruszenie kwarantanny będzie kosztować już 30, a nie 5 tys. zł.
Na ulice wychodzi wojsko, by wspomagać policję, kolejne osoby zapadają na chorobę, choć wirus w Polsce dopiero się rozpędza, o czym szczerze mówił minister zdrowia. Im więcej wirusa na ulicach, tym bardziej ludzie powinni siedzieć w domach. Idealny czas na kampanię prezydencką. Elektorat ma czas, by przemyśleć, kogo chce wybrać – bez tracenia czasu na nieefektywne mityngi.
Upór Prezesa
O logice stanu paranormalnego, jaki wprowadził w Polsce Jarosław Kaczyński, pisałem w poprzednim wpisie, nie znając jeszcze wypowiedzi dla RMF FM. Kaczyński potwierdził, że nic takiego się nie dzieje, by wybory nie mogły się odbyć, dając do zrozumienia, że nie zamierza zmarnować politycznej szansy stworzonej przez nadzwyczajne okoliczności na konsolidację władzy, która na początku roku zaczęła się sypać jak stary paździerz.
Prezes nie ma nic do stracenia, my znacznie więcej. Warto jednak popatrzeć na sprawę z historycznego dystansu – świetną pomocą jest książka „Health, Civilization and the State” Dorothy Porter. Historyczka analizuje w niej koewolucję społeczeństw wraz z nękającymi je chorobami, a zwłaszcza epidemiami.
Epidemia i polityka
Dużo więc tu szczegółów o tym, jak odkrywano metody kontroli epidemii przez kontrolę populacji i kontaktów społecznych. Kwarantanna wprowadzona przez Wenecję w 1348 r. jako jeden ze sposobów radzenia sobie z Czarna Śmiercią, leprozoria, izolacja rodzin z chorymi osobami – to wszystko, co stosujemy i dziś.
Ciekawsza jest jednak analiza politycznych konsekwencji konfrontacji z epidemiami i zagrożeniami epidemicznymi. Okazuje się, że zarządzanie w stanie kryzysu zdrowotnego stało się kluczowym węzłem kształtowania się nowożytnej polityki. W składach najpierw powoływanych ad hoc, a potem stałych komitetów zdrowia we włoskich miastach dominowali patrycjusze, a nie eksperci – lekarze.
Bo władza tych komitetów była bardzo silna i krzepła z czasem, jej istotą było bowiem nie tyle ograniczenie skutków epidemii, ile kontrola porządku społecznego zagrożonego zerwaniem więzi, anomią, zachowaniami aspołecznymi. Kontrola zarówno zachowań biedoty, jak i bogaczy, starających się wykpić zagrożeniu ucieczką z miasta, była źródłem nowego porządku społeczno-politycznego, jaki wyłaniał się już po epidemii.
Narodziny biopolityki
Istotnym elementem krzepnięcia politycznego znaczenia władz sanitarnych (zabójcze epidemie były w miastach europejskich stałym kontekstem funkcjonowania; np. w Krakowie między 1500 a 1750 r. zarazy występowały w ciągu 92 lat, z ogniskami utrzymującymi się nieprzerwanie nawet przez 12 lat) była emancypacja polityki spod wpływu Kościoła.
Z czasem doświadczenie z walki z epidemiami przełożyło się na powstanie kategorii zdrowia publicznego jako zadania nowoczesnego państwa, które wyłoniło się w połowie XVII w. Zarządzanie zdrowiem publicznym wymagało rozwinięcia nowoczesnych sposobów inwentaryzacji ludności, analizy statystycznej cech populacji, jej ruchów i korelacji zachowań ryzykownych ze statusem społecznym.
Innymi słowy: kryzysy zdrowotne doprowadziły do narodzin biopolityki, a każdy kryzys był okazją do kwestionowania status quo ante i przesuwania granic kontroli nad społeczeństwem. Jaka jest więc polityczna stawka kryzysu u nas?
Polityka stanu wyjątkowego
Chęć konsolidacji władzy wobec prawdopodobieństwa kryzysu społecznego i radykalizacji nastrojów na skutek pogarszającej sytuacji gospodarczej wydaje się oczywista. Lepiej mieć pełnię władzy i dopiero wtedy ogłaszać stan wyjątkowy, niż zużywać ten instrument, gdy nie wymaga tego jeszcze rzeczywistość polityczna. Na razie wystarczy stan paranormalny.
Z politycznego punktu widzenia to czytelny zamiar, dotyczy bowiem zarówno zarządzania sytuacją kryzysową, jak i budowy fundamentu dla zarządzania rzeczywistością już po kryzysie. Problem w tym, że nawet jeśli Kaczyńskiemu powiedzie się plan i doprowadzi do wyborów 10 maja, które w pierwszej turze wygra Andrzej Duda, to i tak w ten sposób umocnionej władzy nie zdoła wykorzystać.
Dlaczego? Bo żyjemy w czasach, kiedy nawet mając pełnię władzy, rządzić już się nie da. Ale o tym w kolejnych odcinkach.