Klimat i polityka. Spojrzenie z dystansu
Dla jednych sukces, dla innych porażka – trwa spór o ocenę szczytu klimatycznego ONZ w Katowicach. Warto jednak pamiętać: mimo że świat dzieli się coraz bardziej, żadne z państw-stron konwencji klimatycznej nie odeszło od negocjacyjnego stołu. To ciągle zbyt mało, by ochronić klimat w kolejnych dekadach, pomaga jednak ochronić pokój dziś.
Wyniki COP24 komentowałem w POLITYCE, nie będę powtarzał głównych argumentów. Tak, pakiet katowicki nie spełnia oczekiwań, jakie sformułowali naukowcy i aktywiści. Potrzeba więcej i szybciej. Ale też potrzebne jest współdziałanie wszystkich. A najbardziej potrzebny jest pokój – poważniejsze załamanie międzynarodowego ładu politycznego przekreśliłoby możliwość działań na rzecz klimatu wymagających wielostronnej współpracy na zasadach współzależności.
Sztuka rozmowy
W tej perspektywie szczyt uznać należy za sukces – jego ustalenia przyjęła nawet Brazylia, która po przejęciu władzy przez Jaira Bolsonaro wycofała się z organizacji przyszłorocznego szczytu. Minister spraw zagranicznych tego kraju jawnie poddaje w wątpliwość wiedzę o zmianach klimatycznych, podobnie zresztą jak prezydent USA Donald Trump. A jednak i USA, i Brazylia mimo gróźb ciągle są w procesie, najwyraźniej uznając jego wartość, nawet jeśli nie uznają wagi problemu, jakim jest globalne ocieplenie.
Niemniej ważne, że sam proces trwa i rozwija się. Wolniej i mniej ambitnie, niż potrzeba? Zgoda. Jeśli chcemy, żeby biegł szybciej, musielibyśmy zmienić polityków. Tak się jednak w dzisiejszym świecie dzieje, że elektoraty wybierają Donalda Trumpa i Jaira Bolsonaro, mimo że zarówno Amerykanie, jak i Brazylijczycy w większości traktują zmiany klimatu poważnie i chcieliby intensywniejszych działań przeciwko globalnemu ociepleniu. W Polsce wybraliśmy Andrzeja Dudę na prezydenta, który chce palić węglem przez kolejne 200 lat.
Polityka, głupcze!
Co z tego wynika? To, że polityka klimatyczna nie zmieni się, jeśli nie zrozumiemy, co się dzieje w samej polityce. Brexit, który absorbuje energię Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii, którą można by lepiej zainwestować w sprawy klimatu, nie był dziełem przypadku, podobnie jak przejmowanie władzy w kolejnych krajach przez populistów.
Naukowcy wskazują, że największym zagrożeniem wynikającym ze zmian klimatycznych nie jest sam wzrost temperatury atmosfery, tylko to, że tak naprawdę nie wiemy, w którym momencie tego wzrostu dojdzie do „tipping point”, przestrzelenia oznaczającego uruchomienie sprzężenia zwrotnego niekorzystnych procesów (np. rozmarzanie wiecznej zmarzliny i uwalnianie zgromadzonych w niej gazów) i przyspieszenie zmian.
Ryzyko przestrzelenia
Problem w tym, że jeszcze trudniej przewidzieć, kiedy dojdzie do „przestrzelenia” w globalnym systemie społeczno-politycznym. Dobrą lokalną ilustracją jest sytuacja we Francji, gdzie ciągle nie wiadomo, czy protest „żółtych kamizelek” był chwilową rewoltą, czy rozpoczął rewolucję, która dokończy proces dekompozycji systemu politycznego we Francji. Podobnie dzieje się w Wielkiej Brytanii, Włoszech.
Manuel Castells w wydanej niedawno książce „Rupture” analizuje dekompozycję systemów politycznych na całym świecie wynikającą z utraty legitymacji przez istniejące układy partyjne i elity tworzące establishment. Powodów tej delegitymizacji jest wiele, badacze społeczni pisali o nich od dawna, by wspomnieć samego Castellsa. O końcu społecznego świata, jaki znamy, zostaliśmy uczciwie uprzedzeni przez naukowców, podobnie jak badacze klimatu uprzedzili nas o konsekwencjach zmian klimatycznych.
Zarządzanie chaosem
Niewiele z tych ostrzeżeń wynikło, Bronisław Komorowski w Polsce i Hillary Clinton w USA byli przekonani, że nie mają z kim przegrać. A po przegranej ciągle sprawiają wrażenie, że nie rozumieją, co się stało. A to zrozumienie jest konieczne, by uratować świat przed chaosem politycznym i w konsekwencji wojną. I zrozumieć też muszą to wszyscy angażujący się bezpośrednio w działania na rzecz klimatu – bez uwzględnienia aktualnego kontekstu politycznego działania aktywistyczne będą po prostu nieskuteczne.
Współczesną politykę w coraz mniejszym stopniu kształtuje liberalny mainstream, ustępujący przed wściekłymi kontrspołeczeństwami, nieuznającymi dotychczasowych form reprezentacji i działania systemu. Problem w tym, jak pisze Castells, że nie ma dobrych propozycji wyjścia z narastającego chaosu. A jeśli nie znajdziemy tego wyjścia, to niewielka też będzie szansa na uratowanie klimatu. Jak nigdy więc potrzebujemy nowej wyobraźni politycznej, której brakuje nie tylko politykom. Mówiłem o tym więcej podczas Forum Przyszłości Kultury w manifeście otwierającym debatę o feminizacji polityki.