Nowy rozdział Roberta Biedronia
Robert Biedroń otwiera nowy rozdział i ogłasza własną wizję polityki i Polski. Na patrona bierze Tadeusza Kościuszkę. Czas na insurekcję?
Jeśli insurekcja, to na wzór rewolucji Emmanuela Macrona, którego Biedroń przywołuje na początku książki w rozdziale „Ludzie zamiast prawicy i lewicy”:
Nie zamierzam dać się zamknąć wewnątrz podziałów odziedziczonych z innych czasów. Próbowano wyśmiewać moją chęć przekroczenia opozycji między lewicą i prawicą: na lewicy oskarżano mnie o liberalną zdradę, na prawicy przedstawiano mnie jako farbowanego lewicowca. Nie mogę się zgodzić na sytuację, w której walkę o sprawiedliwość uniemożliwiają stare schematy, niepozostawiające miejsca na osobistą inicjatywę, odpowiedzialność i pomysłowość. Jeśli z jednej strony przez liberalizm rozumiemy ufność w człowieka, to zgadzam się, żeby nazywano mnie liberałem. Gdyż to, o co walczę, powinno pozwolić każdemu Francuzowi i Francuzce wieść w swoim kraju życie zgodne z ich najgłębszymi nadziejami. Ale jeśli z drugiej strony lewicowość oznacza pogląd, że pieniądz nie daje wszystkich praw, że gromadzenie kapitału nie stanowi jedynego celu ludzkiego życia, że nie można poświęcać swobód obywatelskich w imię imperatywu absolutnego i niemożliwego do osiągnięcia pełnego bezpieczeństwa, że najuboższych i najsłabszych trzeba otaczać opieką bez dyskryminacji, to wtedy równie chętnie zgadzam się, aby uważano mnie za lewicowca.
Projekt Biedronia nie jest ani lewicowy, ani liberalny, tylko ma być progresywny – o współczesnym progresywizmie pisałem niedawno w POLITYCE, więc nie będę powtarzał. Dodam tylko, że progresywną retorykę autor „Nowego rozdziału” testował przez całą kadencję na stanowisku prezydenta Słupska. Już na samym początku zainicjował ruch burmistrzów i prezydentów miast progresywnych, do którego przystąpiło 20 małych i średnich miast. Okazało się, że hasło progresywizmu nie parzy, można się nim śmiało posługiwać nie tylko w takich miastach jak Słupsk, ale także w Starachowicach, Ostrowie Wielkopolskim, Świdnicy, Gorlicach – i uzyskiwać w pierwszej turze reelekcję. Pełny bilans progresywnych i ich ocena przez mieszkańców – po drugiej turze.
Polska poza Warszawą
Doświadczenie to jednak było na pewno ważnym testem koncepcji, że „Warszawa to nie cała Polska” i że idąc w Polsce po władzę z nowym projektem, trzeba dotrzeć do małych i średnich miast, gdzie ciągle jest olbrzymi potencjał politycznych emocji nieznajdujących ujścia w obecnym układzie partyjnym.
Wybór Tadeusza Kościuszki na patrona i ideowy wzór to doskonały pomysł, bo Naczelnik czasów insurekcji był właśnie człowiekiem, który starał się zasypać podział Polaków na dwa narody, lawirując między jakobinami i konserwatystami, tak by zmniejszyć ówczesną polityczną polaryzację. Jednocześnie prowadził politykę radykalnej inkluzji, upodmiotowiając warstwy wykluczone. Demokrata i antyklerykał, kosmopolita – historia opowiada się sama, tylko z niej czerpać.
Z lewa i z prawa
Biedroń czerpie nie tylko z Kościuszki. Na kartach „Nowego rozdziału” powtarzają się odwołania do „Nowego autorytaryzmu”, historii o Miastku Macieja Gduli oraz „Wyjścia awaryjnego” Rafała Matyi. Znowu wybór znaczący, bo sygnalizuje gotowość czerpania inspiracji ze wszystkich stron ideowego spektrum.
Niemniej znacząca jest nieobecność postaci symbolicznych dla współczesnej lewicy – Berniego Sandersa, Jeremy’ego Corbyna czy Janisa Warufakisa. Pojawia się natomiast kilka razy Hillary Clinton, od której Biedroń przejął hasło „nikt nie może być pozostawiony z tyłu”. Cóż, raczej słusznie Biedroń zakłada, że podglebie dla demokratycznego socjalizmu jest w Polsce na razie wątłe.
Insurekcja bez rewolucji
Wizję przedstawioną w „Nowym rozdziale” można odczytać jako wizję insurekcji bez rewolucji, czyli odnowienie projektu liberalnego z lewicową korektą pod progresywnym szyldem – takiej korekty próbowała dokonać Koalicja Obywatelska wzbogacona o Barbarę Nowacką, prezentując nowy program podczas konwencji samorządowej. Nie wypadło przekonująco, sondaże po konwencji nie drgnęły, a wyniki wyborów samorządowych też nie pozwalają na mówienie o nowym otwarciu.
Czy w takim razie propozycja Roberta Biedronia będzie bardziej przekonująca? Na pełny program trzeba czekać do lutego, książka to rodzaj osobistego manifestu, deklaracja wartości, która ma zebrać dotychczasowe życie i doświadczenie społecznika i polityka w spójną narrację i osadzić ją w rozpoznawalnym dla Polaków kontekście symboliczno-historycznym. „Burze mózgów”, które Robert Biedroń konsekwentnie organizuje w miastach i miasteczkach, wywołują entuzjazm.
Czekając na trzecią siłę
Czy ten entuzjazm przełoży się na wystarczającą polityczną energię? Czy jej źródłem będzie nowy elektorat, czy też głównie pochodzący z kanibalizacji partii opozycyjnych (wszak w elektoracie PO 30 proc. osób deklaruje lewicowe poglądy)? To najważniejsze pytanie. Kanibalizacja doprowadzi do rozproszenia głosów i umocni PiS, uruchomienie nowego i integracja progresywnego elektoratu na poziomie przekraczającym w wyborach parlamentarnych 10 proc. ma szansę zmienić polską politykę. Politykę, która po wyborach samorządowych wpadła w jeszcze głębsze koleiny polaryzacji PiS-antyPiS.
Propozycja Roberta Biedronia jest sprytnie skonstruowana – pisana językiem włączającym, przeciwstawiającym się wojnie polsko-polskiej, może wyglądać jak naiwny manifest inspirowany nie tyle Kościuszką, ile książkami Coelho. Biedroń rozumie jednak, że istotą procesu politycznego jest binarny spór i napięcie, więc próbuje zdefiniować nową linię podziału: nowa progresywna Polska przeciwko Polsce PO-PiS.
Chytra naiwność
Chytrość polega na tym, że w tak ustawionej polaryzacji więcej powodu do niezadowolenia z pojawienia się nowego projektu ma PO (choćby ze względu na ryzyko wspomnianej kanibalizacji, a w dalszej perspektywie – ze względu na ryzyko delegitymizacji podziału, jaki napędzał politycznie PO). Jaka będzie więc reakcja? Ataki na projekt Biedronia zamiast szkodzić, będą go umacniać, legitymizując jako poważnego i groźnego gracza.
Pokazały to już pierwsze harce, czyli próba wykreowania ze sprawy o pedofilię w Słupsku afery kryminalno-politycznej, w którą miał być jakoby zamieszany sam Biedroń i jego zastępczyni Krystyna Danilecka-Wojewódzka. Zastępczyni Biedronia w ratuszu wygrała z jego poparciem w pierwszej turze. Zbyt nachalna gra na kompromitację skończyła się autokompromitacją kompromitujących.
Mamy więc na scenie politycznej nową propozycję. Czy okaże się skutecznym projektem? Nie mam pojęcia. Na pewno jednak nie jest projektem naiwnym, nawet jeśli okrywa go maska naiwnej łagodności.