Bourdieu i Manet, czyli drobne radości frankofila
Jakie tematy warte są czołówek ogólnokrajowych gazet, w czasie gdy nie ma świąt i gdy nie umiera nikt wielki? Francuska prasa uznała, że wydarzeniem godnym stron tytułowych i wielokolumnowych omówień jest zaplanowana na najbliższy czwartek publikacja nie drukowanych jeszcze wykładów Pierre’a Bourdieu o Edouardzie Manecie. Zaczął przedwczoraj „Le Monde”, dziś „Liberation” drukuje fragmenty i dyskusję. Szczęśliwy kraj, w którym tekst nieżyjącego socjologa o nieżyjącym malarzu uznawany jest za wydarzenie najwyższej rangi.
Argumentacja francuskich redakcji jest dość prosta: bez Maneta nie sposób zrozumieć impresjonizmu, bez impresjonizmu rewolucji jaką przyniosła kulturze nowoczesność, a to wszystko w sposób doskonały wyjaśnia Pierre Bourdieu, najważniejszy dla Francuzów socjolog końca XX wieku. Ergo, bez wyjaśnień Bourdieu nie bylibyśmy w stanie zrozumieć siebie dzisiaj. Wydawać by się mogło, że argumentacja dość pokrętna w sytuacji, gdy nastroje społeczne ciągną w kierunku radykalnej prawicy Frontu Narodowego, sprawujący władzę socjaliści nie mogą dogadać się ze sobą nawet wewnątrz jednego rządu, a wszystko to podsłuchują Amerykanie.
Jak jednak uczył Michał z Montagne, na wszelkie szaleństwo najlepszy jest stoicki spokój i szacunek dla spraw pierwszych i najważniejszych. Wino i ser przyprawione odrobiną intelektualnej spekulacji choćby o Manecie pozwalają odzyskać właściwą perspektywę wobec gorączki codzienności. A wykłady Bourdieu można sobie odsłuchać w Internecie.