Pożytki z lipcowego zamachu stanu
Nie będę kwitował nielegalnych działań Jarosława Kaczyńskiego i jego popleczników. Sąd Najwyższy ciągle trwa, mimo że Senat podżyrował podpisany przez Sejm wyrok.
Walka więc trwa, a dołączają do niej również przedstawiciele obozu konserwatywnego. To przełom, jeszcze jednak ważniejszy przełom został ogłoszony w piątek pod Sądem Najwyższym przez Władysława Frasyniuka – abdykacja pokolenia styropianu.
Władysław Frasyniuk ciągle jeszcze w marzeniach wielu Polaków jawi się jako kandydat do pociągnięcia zjednoczonej opozycji. Pokazał ostatnio wielokrotnie swą autentyczność, odwagę i charyzmę. W piątek także pokazał, że obdarzony jest dobrą intuicją i wolny jest od nadmiaru próżności. Szybko przerobił lekcję czwartkowego przesilenia demonstracyjnego, kiedy ulice polskich miast zdominowali młodzi demonstranci. Nie wiem, czy przy okazji zaglądał do internetów, bo tam dominacja młodych obrońców wolności i demokracji była jeszcze bardziej widoczna. W każdym razie wyciągnął słuszne wnioski.
Po pierwsze, po odsunięciu od władzy PiS nie ma już powrotu do III Rzeczypospolitej, jaką pamiętamy.
Po drugie, nową Rzeczypospolitą ma budować „dobry rocznik 1989 r.”, czyli pokolenie dwudziestolatków. Starzy mogą im mogą co najwyżej radzić, powinni jednak usunąć się w drugi szereg.
Przy okazji też Frasyniuk wskazał potencjalnych młodych liderów, wspominając Borysa Budkę i rozpływając się nad Kamilą Gasiuk-Pihowicz. Z kurtuazją macho-seniora stwierdził, że pod jej rozkazami to byłby nawet gotowy śmieci wynosić. Dowcip o śmieciach został przyjęty z umiarkowanym rozbawieniem, wcześniejszy o przytulaniu młodych zmieniaczek Polski na lepsze – wręcz z irytacją wśród obecnych pod Sądem młodych.
Niektóre i niektórzy wręcz opuścili zgromadzenie. Na Facebooku skomentowałem wtedy na gorąco:
… wypowiedź Frasyniuka, jej szczery, wręcz wzruszający patriarchalizm i seksizm, potwierdziła słuszność [jego] decyzji.
Cóż, nie oczekujmy, że Władysław Frasyniuk zacznie mówić językiem Kazimiery Szczuki lub choćby Kamili Gasiuk-Pihowicz. Dzięki mu za to, że po tygodniach pompowania go na Zbawcę Narodu dostrzegł anachroniczność tej propozycji. To, co w czwartek wydarzyło się na ulicach i w piątek zostało szczerze, choć nieporadnie skwitowane przez Władysława Frasyniuka, pozwala na kilka hipotez odnośnie do dalszego rozwoju polskiej rzeczywistości społeczno-politycznej (wczoraj zastanawiałem się nad czarnym scenariuszem, dziś próba spojrzenia bardziej optymistycznego).
Odejdźmy od polaryzacji PiS – anty-PiS, by uniknąć błędu prezentyzmu narzuconego przez medialny i polityczny główny nurt. Prawdziwa polaryzacja, która zdecyduje o przyszłości polityki, co zresztą (przepraszam za tę odrobinę próżności) przedstawiałem w „Miłości, wojnie, rewolucji” z 2009 r. i „Buncie Sieci” z 2012 r. – ma charakter genderowo-pokoleniowy. I właśnie siła tej polaryzacji ujawniła się najpierw podczas Czarnego Marszu, a teraz podczas protestów w sprawie Sądu Najwyższego. Jej wczesną manifestacją były z kolei protesty przeciwko ACTA w 2012 r.
Znamienne, że to właśnie taktyka „no logo” wypracowana właśnie w 2012 r., umożliwiająca współdziałanie w imię wspólnego celu różnym siłom, została powtórzona w czwartek m.in. pod Sejmem. Najwyraźniej nie jest tak, że mobilizowane za pomocą sieci ruchy i ich uczestnicy, gdy się rozejdą, zapominają, czego nauczyli się, praktykując bycie razem na ulicy. Nie twierdzę, że teraz protestowali dawni ACTA-wiści – twierdzę natomiast, że ich doświadczenie sprzed pięciu lat miało formacyjne znaczenie dla całego pokolenia.
Doskonale wiemy też, że tamto doświadczenie zostało zupełnie zapoznane przez mainstream polityczny i opiniotwórczy. W sumie chyba tylko Paweł Kukiz zdołał zagospodarować część jego energii.
Tymczasem napięcie pokoleniowo-genderowe ma w tej chwili wymiar strukturalny. Młodzi, a zwłaszcza młode kobiety, m.in. ze względu na swoje aspiracje edukacyjne dysponują zasobami najważniejszych kapitałów rozwojowych (wiedza, kreatywność, innowacyjność) poza władzą i kapitałem fizycznym. To tylko kwestia czasu, kiedy znaczenie strukturalne wzmożone przez odkrywanie nowych form podmiotowości w przestrzeni publicznej przełoży się na aktywne poszukiwanie podmiotowości politycznej. Wprost – walki o władzę (cokolwiek władza znaczy i będzie znaczyć). Czas nadszedł. A w tej rozgrywce Jarosław Kaczyński nie stoi naprzeciwko Władysława, tylko są razem po jednej stronie barykady. Frasyniuk to zrozumiał i zrozumiał, że jeśli chce odsunąć Kaczyńskiego, musi się także sam odsunąć, robiąc miejsce dla nowej siły.
Nic jednak pewnego, ktoś mi zarzucił na Twitterze, że przestrzeliłem, zachwycając się mobilizacją młodych. Być może, wolę jednak przestrzelić, niż nie dostrzec potencjalnej szansy. Szansy o wielu obliczach, bo wcale nie jest powiedziane, że generacyjno-pokoleniowa zmiana w polityce musi prowadzić nieuchronnie do polityki progresywnej i zmiany na lepsze. Równie dobrze w tym schemacie jawi się pojawienie i eskalacja przemocy, kiedy starsze, dominujące liczebnie pokolenie nie pójdzie za Frasyniukiem, tylko raczej poprze Jarosława Kaczyńskiego w konsolidacji gerontopatriarchatu. Do tego wszystkiego dochodzą wszystkie zagrożenia wynikające ze zbyt łatwych generalizacji, które gubią podziały klasowe, kulturowe etc.
Upływający tydzień i walka o Sąd Najwyższy otworzyły okno możliwości dla pojawienia się w Polsce nowej polityki, alternatywnej wobec dotychczasowej, wyniszczającej binarnej opozycji. Nie dajmy sobie tego okna zatrzasnąć, a roboty jest wystarczająco dużo dla młodych, starszych i jeszcze starszych.
Kilka zatem pytań:
1. Rządy PiS jako najwyższa forma patriarchatu, który musi upaść pod ciężarem własnych sprzeczności?
2. Obecny kryzys polityczny jako zapowiedź zmiany (a przynajmniej szansy zmiany) pokoleniowo-genderowej w polityce?