Polska. Gruba czerwona linia

PiS, forsując w czwartek w Sejmie ustawę o Sądzie Najwyższym, otworzył drogę do polskiego majdanu. Może nas z niej zawrócić Senat (choć mało to prawdopodobne) i Andrzej Duda, w co także niewielu wierzy. Zamach parlamentarnej większości na konstytucję trwa, krzepnie opór, a wraz z nim polityczna polaryzacja społeczeństwa. Stąpamy po czerwonej linii, za którą czai się otchłań.

Nawet Biuro Legislacyjne Senatu nie ma wątpliwości, że ustawa o Sądzie Najwyższym jest niezgodna z konstytucją. Senatorowie, którzy dziś zagłosują za przyjęciem tejże ustawy, podobnie jak posłowie PiS i prezydent Andrzej Duda, jeśli zdecyduje się ją podpisać, nie będą mogli się tłumaczyć, że nie wiedzieli. Będą musieli tłumaczyć się z konsekwencji, a będą musieli prędzej czy później.

W czwartek Jarosław Kaczyński otworzył drogę do polskiego majdanu. W Warszawie zaskakiwała żywiołowość protestów, manifestacje mijały się, maszerując od Pałacu Prezydenckiego do Sejmu i na odwrót – koordynacja posypała się zupełnie. Najważniejsza jednak była obecność młodych ludzi, którzy wcześniej nie angażowali się w demonstracje KOD, ujawnili swoją siłę podczas Czarnego Protestu i zdecydowali ruszyć znowu właśnie teraz. To największa porażka Kaczyńskiego, bo traci swój koronny argument. Młodzi nie bronią status quo, bronią swojej przyszłości, którą kradnie im zorganizowana grupa przestępcza. Podobnie zaczynał się majdan na Ukrainie. Nie lubię tego porównania, boję się go.

Jarosław Kaczyński wyłączył jakiekolwiek bezpieczniki, jakimi posługuje się choćby Viktor Orbán (mimo że ma znacznie mocniejszą demokratyczną legitymację). Orbán działa na swój sposób racjonalnie, prowadząc politykę, która łączy interes jego oligarchii i Węgier jako państwa. Ofiarą tej gry padła węgierska liberalna demokracja, nie są zagrożone Węgry. My wkroczyliśmy na drogę, kiedy stracić możemy i demokrację, i republikę (o tym pisałem wczoraj). Już nawet Departament Stanu administracji wielbionego Donalda Trumpa wyraża niepokój sytuacją w Polsce. Bo na co komu nieobliczalny sojusznik ciągnący w kierunku otchłani? Nawet jak zamówi Patrioty, nie będzie miał czym za nie zapłacić.

Ciągle jeszcze mamy szansę zejść z grubej, czerwonej linii, jaka dzieli nas od możliwych najgorszych scenariuszy. Wtorkowa tyrada Jarosława Kaczyńskiego o zdradzieckich mordach potwierdziła w mnie przekonanie, że w Polsce „autorytaryzmu z ludzką twarzą”, jaki opisał niedawno Adam Leszczyński, jest niemożliwy. O wiele bardziej prawdopodobna jest eskalacja opisanego przez Rene Girarda mechanizmu odwetu bez końca, z coraz większym udziałem przemocy, którą przestają krępować i rozum, i prawo. To ten mechanizm rządził polską polityką w okresie walki o niepodległość przed 1918 r. i w dwudziestoleciu międzywojennym.

Nie jesteśmy na ten mechanizm skazani, możemy go powstrzymać, ciągle jeszcze polaryzacja polityczna nie jest matrycą dzielącą polskie społeczeństwo w innych wymiarach jego życia. Jesteśmy o wiele bardziej zróżnicowani społecznie i kulturowo, a nawet i politycznie, niżby wynikało z opozycji PiS – anty-PiS. Ale wzrost politycznego ciśnienia będzie sprzyjał binarnym podziałom, które z kolei będą legitymizowane nie tylko argumentacją polityczną, ale także odwołaniami do różnic choćby kulturowych, definiowanych w coraz bardziej esencjalny sposób (ba, przecież nawet pojawiła się już sformułowana przez Janusza Czapińskiego absurdalna hipoteza o „genetycznym pęknięciu polskiego społeczeństwa”).

Binarna polaryzacja podziałów politycznych przekładająca się na polaryzację społeczną i kulturową, wzmocnioną esencjalizacją różnic, dzielących Ich od Nas, jest niestety najlepszą receptą na realizację wspomnianego girardowskiego scenariusza. Dlatego angażując się dzisiaj i dyskutując o politycznej skuteczności oporu, za wszelką cenę bronić musimy różnicy jako wartości, a nie zagrożenia. Obskurantyzmowi PiS nie przeciwstawiajmy własnego, tylko przeciwstawmy projektowi budowy homogenicznego społeczeństwa/narodu i katolickiego państwa narodu polskiego projekt Rzeczypospolitej, której podmiotem jest zróżnicowany i silny swą różnorodnością naród polityczny.

Bez strategii realizującej wizję społecznej całości i politycznej wspólnoty, owej Rzeczypospolitej właśnie, nawet najskuteczniejsza taktyka politycznego zaangażowania poprowadzić może tylko na manowce, w kierunku otchłani czającej się za czerwoną linią, po której dziś właśnie stąpamy.